Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sprawa Ziętary: Gawronik, Elektromis i spotkanie u biskupa

Łukasz Cieśla
Sprawa Ziętary: Gawronik, Elektromis i spotkanie u biskupa
Sprawa Ziętary: Gawronik, Elektromis i spotkanie u biskupa Paweł F. Matysiak
Sześciu świadków zostało w czwartek przesłuchanych w procesie przeciwko Aleksandrowi Gawronikowi, oskarżonemu o podżeganie do zabicia dziennikarza Jarosława Ziętary. Były senator, zdaniem prokuratury, namawiał do tego latem 1992 roku na naradzie w firmie Elektromis Mariusza Świtalskiego. Ponoć obawiał się Ziętary, który tropił jego nielegalne interesy, np. przemyt alkoholem. Dwaj byli pracownicy Elektromisu potwierdzili dzisiaj w sądzie, że Gawronik przyjeżdżał do siedziby firmy.

Najpierw, na wniosek oskarżonego ekssenatora, sąd przesłuchał trzech jego byłych pracowników. Wszyscy zaprzeczali, żeby ich były szef bywał w Elektromisie. Wskazywali, że Gawronik prowadził jedynie legalne interesy, a „szara strefa” nie była mu w głowie, bo przecież był często kontrolowany. Nawet przez Urząd Ochrony Państwa.

„Gawronik to wróg alkoholu”
Jako pierwszy zeznawał 84-letni Władysław J. Był księgowym u Gawronika w jego Biurze Handlowo-Prawnym zajmującym się kantorami, sprowadzaniem paliwa i konwojami.

- Aleksander Gawronik był wrogiem alkoholu. Byłbym zdziwiony, gdyby nim handlował – zeznawał Władysław J.

Jak się okazało, choć Władysław J. pełnił bardzo ważną rolę w firmie, kontrolował jej finanse i mówił, że czuł się, jak jej właściciel, to nie znał całej działalności swojego szefa. Wykazała to swoimi pytaniami prokurator Elżbieta Potoczek-Bara. Świadek nie wiedział na przykład, że Gawronik zajmował się także zwrotem podatku, planował otworzyć bank albo że kupował od Mariusza Świtalskiego tygodnik „Poznaniak”.

Gdy na jaw wyszła ta niewiedza świadka o oficjalnej przecież działalności Gawronika, zareagował sam oskarżony. Gawronik oświadczył, że Władysław J. nie miał styczności ze zwrotem podatku, nie był też przewidywany do pracy w banku, a w czasie zakupu „Poznaniaka” już u niego nie pracował.

„Byłem z nim od rana do nocy”
Drugim świadkiem obrony był Stanisław P. Dziś jest emerytem, kiedyś był członkiem zarządu i dyrektorem generalnym w firmie Gawronika. Również zdaniem tego świadka Gawronik nie współpracował z Elektromisem.

- Gdy u niego pracowałem, byłem z nim od rana do późnej nocy. Czasami wyznaczał spotkania o 4.30 nad ranem, taki miał zwyczaj. Nigdy nie widziałem ani nie słyszałem, żeby był jakiś jego kontakt z Elektromisem – zeznawał Stanisław P.

I on zapewniał, że interesy Gawronika były legalne. Wykluczył, by Gawronik brał udział w nielegalnym obrocie alkoholem, bo przecież handlował paliwami i stał półkę wyżej. Wykluczył, by Gawronik prowadził mniej oficjalne działania, bo nie miałby na to pieniędzy. „Kasę” w firmie miał bowiem ściśle kontrolować księgowy Władysław J., który „wystarczył za wszystkie urzędy skarbowe”. Tego czy Gawronik miał oszczędności, świadek jednak nie wiedział.

A dlaczego, skoro Gawronik rzekomo prowadził jedynie legalne interesy, już w pierwszej połowie lat 90. zaczął mieć kłopoty z prawem, a później trafił do więzienia?

- To było związane z problemami w spółce Art-B. Pan Gawronik nie słuchał nas, swoich współpracowników i narobił sobie kłopotów – odpowiedział Stanisław P.

Stanisław P. opowiedział również o spotkaniu w Wałczu, u biskupa koszalińskiego. Gawronik miał wyjść z tego spotkania, bo z ust innego uczestnika – Mariusza Świtalskiego – padło jakieś niestosowne stwierdzenie. - Dopiero potem dowiedziałem się, że tym człowiekiem ze spotkania był Mariusz Świtalski. Nie wiem, od kogo to usłyszałem – zeznawał Stanisław P.

„To irracjonalne, że strzelił w lewą skroń”
Jako trzeci zeznawał Janusz W., były milicjant z Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych, a później pracownik ochrony Aleksandra Gawronika. On z kolei zaprzeczył, by w osobistej ochronie byłego senatora pracowały osoby z dawnego ZSRR. Według wcześniejszych ustaleń prokuratury, to właśnie ochroniarze Gawronika z byłego Związku Radzieckiego mieliby zabić Ziętarę.

Janusz W. wykluczył też, by jego dawny szef miał bliskie kontakty z Elektromisem. Odniósł się również do rzekomego samobójstwa Romana K., byłego ochroniarza z Elektromisu, który według innych dowodów miał być jedną z osób zamieszanych w porwanie Ziętary. Ponoć Roman K. był słaby psychicznie i po zabiciu dziennikarza osoby z otoczenia Elektromisu miały zlikwidować również jego. Chodziłoby o obawę, że wszystkich „wsypie”.

- Były plotki po śmierci Romana K., że jego zgon to sfingowane samobójstwo. Do dzisiaj nie mam wyrobionego poglądu w tej sprawie. On był praworęczny, a z doniesień prasowych wiem, że zginął strzałem w lewą skroń. Jestem obyty z bronią i dla mnie to irracjonalne. Z drugiej strony Roman K., którego dobrze znałem, miał skłonności do alkoholu – zeznawał Janusz W., były ochroniarz Gawronika.

„Gawronik bywał w Elektromisie”
Jednak fakt, że Gawronik bywał u Mariusza Świtalskiego, potwierdzili w sądzie dwaj byli pracownicy Elektromisu. Grzegorz M., były judoka, były policjant, a potem ochroniarz w Elektromisie, zeznał, że widział Gawronika ze dwa razy.

Z kolei Waldemar P., były wartownik z Elektromisu, mówił, że na jego służbach Gawronik był ze 4-5 razy. Zeznał też, że słyszał o zabraniu aparatu pewnemu mężczyźnie, który robił zdjęcia pod Elektromisem. Później miał on zostać pobity przez ochroniarzy. Zdaniem Waldemara P., tym pobitym mężczyzną mógł być Jarosław Ziętara.

Sąd przesłuchał także Piotra Talagę, byłego dziennikarza "Głosu Wielkopolskiego" i bliskiego znajomego Jarosława Ziętary. Talaga, wraz z innymi osobami, po zniknięciu Ziętary wyjaśniał jego losy.

- W krótkim czasie uzyskaliśmy przeświadczenie, że Jarek został zamordowany. Nie miał żadnych powodów, by znikać, zmieniać swoje życie, jak mówiła jedna z wersji. Nie miał powodów do samobójstwa. Musiałby je popełnić i jeszcze ukryć własne zwłoki. Jestem przekonany, że dziennikarz jest groźny dla potencjalnego sprawcy poprzez wiedzę, której jeszcze nie opublikował. Tylko taki sens widzę w tym, by zamknąć mu usta – mówił Piotr Talaga. - Nie byłem zaskoczony, gdy potem pojawił się wątek przemytu alkoholu, który miałby badać Jarek. Kiedyś w przepisach były liczne furtki, które wtajemniczonym pozwalały sprowadzać alkohol.

Kolega Jarosława Ziętary dodał, że nazwisko Gawronika, jako osoby rzekomo zamieszanej w sprawę Ziętary, pojawiło się bardzo szybko. Ale nie było żadnych konkretów. Dopiero po latach dziennikarze dotarli do kolejnych notesów Ziętary, z których wynikało jego zainteresowanie m.in. Elektromisem. Piotr Talaga w swoich zeznaniach poruszył także wątek dawnego Urzędu Ochrony Państwa, który według ustaleń dziennikarzy próbował zwerbować Ziętarę do pracy w swojej strukturze.

W piątek w poznańskim sądzie odbędzie się następna rozprawa. Przesłuchani mają zostać kolejni świadkowie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Sprawa Ziętary: Gawronik, Elektromis i spotkanie u biskupa - Głos Wielkopolski

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski