Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sprawa Ziętary: Ochroniarze Elektromisu, po zniknięciu dziennikarza, ginęli w tragicznych okolicznościach. "Sądzę, że męża zabito"

Łukasz Cieśla
Łukasz Cieśla
Mirosław R., ps. Ryba i Dariusz L., ps. Lala nie przyznają się do winy. Prokuratura oskarża ich o porwanie oraz pomocnictwo w zabójstwie dziennikarza Jarosława Ziętary.
Mirosław R., ps. Ryba i Dariusz L., ps. Lala nie przyznają się do winy. Prokuratura oskarża ich o porwanie oraz pomocnictwo w zabójstwie dziennikarza Jarosława Ziętary. Grzegorz Dembiński
- Nigdy nie wierzyłam, że mój mąż Roman popełnił samobójstwo. Został zabity. Mam przeczucie, że może za tym stać "Ryba", czyli inny ochroniarz Elektromisu – zeznała w sądzie wdowa po „Kapeli”. Jej mąż był ochroniarzem Elektromisu, który zdaniem prokuratury był jednym z trzech porywaczy dziennikarza Jarosława Ziętary. Podobno po zbrodni na dziennikarzu „Kapela” miał wyrzuty sumienia. Zmarł w tajemniczych okolicznościach krótko po tym, gdy ruszyło pierwsze śledztwo ws. losów poznańskiego dziennikarza.

Dziennikarz Jarosław Ziętara zniknął 1 września 1992 roku. Po latach krakowska prokuratura uznała, że do zabójstwa, podczas narady w firmie Elektromis, podżegał Aleksander Gawronik. Porywaczami mieli być trzej ochroniarze Elektromisu: „Ryba”, „Lala” i „Kapela”. Dwaj pierwsi zostali oskarżeni o uprowadzenie i pomocnictwo w zabójstwo Ziętary. Z kolei „Kapela” zginął krótko po Ziętarze. Pojawiły się pogłoski, że został uciszony przez własne środowisko, bo ponoć obawiano się, że może wyjawić prawdę o losach dziennikarza.

WIĘCEJ: Ochroniarz "Kapela", łączony z porwaniem Ziętary, zginął krótko po rozpoczęciu pierwszego śledztwa ws. dziennikarza

W piątek w poznańskim Sądzie Okręgowym odbyła się kolejna rozprawa przeciwko byłym ochroniarzom „Rybie” i „Lali”. Zeznania składała m.in. żona nieżyjącego Romana K., ps. „Kapela”, który miał być trzecim porywaczam Ziętary. „Kapela” zmarł w październiku 1993 roku, ponad rok po zniknięciu Ziętary. Krótko po tym, gdy ruszyło pierwsze śledztwo mające wyjaśnić zniknięcie młodego dziennikarza.

WIĘCEJ: Ziętara miał tropić aferę Elektromisu, zanim sprawą na poważnie zajęła się poznańska prokuratura

Początkowo uznano, że „Kapela” popełnił samobójstwo w mieszkaniu kochanki. Kochanka zmieniała jednak wersje zdarzeń, pojawiało się coraz więcej znaków zapytania. Sprawy nigdy ostatecznie nie wyjaśniono. Nie przeprowadzono ekshumacji zwłok „Kapeli”, by wyjaśnić, z której strony padł strzał. Rodzina "Kapeli" wycofała zgodę na ekshumację. Dlaczego?

Żona "Kapeli": Powiedziałam mu, że niepotrzebnie poszedł do Elektromisu, bo grozi mu stamtąd niebezpieczeństwo

Wdowa po „Kapeli” do dzisiaj jest przekonana, że ktoś pomógł jej mężowi w zakończeniu życia. Swoje podejrzenia kieruje w stronę ochroniarza „Ryby”, wieloletniego znajomego jej męża. Obaj byli judokami, a potem ochroniarzami w Elektromisie.

- Mój mąż był judoką, pracował w milicji, potem w policji. Stamtąd trafił do Elektromisu. Powiedziałam mu, że niepotrzebnie poszedł do Elektromisu, że grozi mu stamtąd niebezpieczeństwo. Ale nigdy nie rozmawialiśmy o pracy. Nigdy nie mówił mi o Jarosławie Ziętarze – zaznaczyła wdowa podczas piątkowego przesłuchania w poznańskim Sądzie Okręgowym. - Z „Rybą” znał się wiele lat, jeszcze z czasów judo. Wiem, że Roman nie miał zaufania do „Ryby”, mówił mi o tym. Mam przeczucie, że to właśnie „Ryba” stoi za śmiercią mojego męża. Gdy Roman po postrzale trafił do szpitala, od razu powiedziano mi, że zrobił to w mieszkaniu kochanki. W szpitalu czuwałam przy jego łóżku. „Ryba” też był w szpitalu i cały czas nerwowo chodził, patrzył przez szybę. Zwrócił na to uwagę mój teść. Z kolei żona „Ryba” mówiła mi, żebym już się nie martwiła. Że "tam”, czyli już po śmierci, będzie Romanowi lepiej. Potem mój szwagier był w Warszawie. Próbował doprowadzić do wznowienia śledztwa ws. śmierci Romana, ale usłyszał wtedy od kogoś, że lepiej, aby tę sprawę zostawił. Dla naszego bezpieczeństwa.

WIĘCEJ: Wdowa po "Kapeli" zeznawała już wcześniej ws. tajemniczych okoliczności śmierci męża

Wdowa zeznała również w piątek, że miała obawy o pracę męża w Elektromisie, bo najpierw, w 1992 roku, zginął „Lewy”, inny ochroniarz Elektromisu. Miał wypadek samochodowy. Słyszała, że po wypadku „wszystko szybko posprzątano”.

Wdowa po „Kapeli” dodała, że przed i po śmierci jej męża doszło do zadziwiających zdarzeń.

- Dwa dni przed postrzałem, gdy byliśmy z Romanem w domu, zadzwoniła moja mama. Opowiadała, że ktoś właśnie do niej zadzwonił, że Roman nie żyje. Roman uznał, że „babci coś się przyśniło”. Ale w mieszkaniu z moją mamą była również moja siostra, która potwierdziła ten dziwny telefon. Z kolei jakieś dwa miesiące po śmierci męża moja mama dostała kolejny anonimowy telefon. Tym razem usłyszała, że tak naprawdę Roman został przywieziony do mieszkania kochanki przez trzech mężczyzn, że nie był w stanie sam iść, że go ciągnięto. Po jakiejś godzinie ci mężczyźni mieli odjechać z mieszkania z jakąś walizką – zeznawała wdowa po „Kapeli”.

Oprócz „Kapeli”, zginęli także dwaj inni ochroniarze Elektromisu: „Lewy” oraz „Wiatrak”

Zanim zginął „Kapela”, najpierw z życiem pożegnał się inny ochroniarz Elektromisu, Dariusz L., ps. Lewy. Zginął w wypadku samochodowym w listopadzie 1992 roku, czyli krótko po zniknięciu Ziętary. Środowisko Elektromisu przekonuje, że to zdarzenie, podobnie jak inne zgony ochroniarzy, było nieszczęśliwym wypadkiem. Ale nie brak głosów, że „Lewy” był pierwszą osobą z Elektromisu „uciszoną” za sprawę Ziętary.

WIĘCEJ: Wspólnie z "Lewym" brałem udział w zastraszaniu dziennikarza Jarosława Ziętary. Tak zeznaje świadek "Baryła"

Wersja zdarzeń przyjęta przez prokuraturę zakłada, że wiosną 1992 roku „Lewy” brał udział w zastraszaniu Jarosława Ziętary. Wtargnął do jego mieszkania przy ul. Kolejowej, pobił, zabrał dokumenty i zdjęcia robione przez Ziętarę. Prokuratura o tych zdarzeniach usłyszała od gangstera „Baryły”, który odsiaduje dożywocie za zabójstwo. „Baryła” zeznał m.in., że „Lewy” wciągnął go do środowiska Elektromisu, że wspólnie byli potem w mieszkaniu Ziętary, by zniechęcić go do węszenia wokół Elektromisu. „Baryła” wskazywał też, że od „Lewego” usłyszał później o szczegółach porwania i zbrodni na dziennikarzu.

W piątek w sądzie przesłuchano 73-letnią matkę „Lewego”.

- Syn uprawiał judo, potem trafił do Elektromisu. Mało opowiadał o pracy w tej firmie. Był skryty, nie mówił o problemach, choć widziałam, że jest przybity, przygnębiony. Nie chciał potwierdzić, że coś go trapi – zeznała matka „Lewego”.

Mimo że syn niewiele mówił o pracy, pamiętała niektóre psudonimy jego znajomych. Co ważne, kojarzyła pseudonim „Baryła” jako kolegę jej syna „z pracy” i prawdopodobnie osobę również związaną z Elektromisem. To o tyle istotne, że środowisko Elektromisu stanowczo zaprzecza, by „Baryła” miał związką z tą firmą.

Trzecim ochroniarzem, który zginął, był Dariusz W., ps. Wiatrak. I on miał śmiertelny wypadek samochodowy, tyle że w 1999 roku.

W piątek w sądzie zeznawała żona „Wiatraka”. Nie snuła podejrzeń, że ktoś stoi za śmiercią jej męża. Ale potwierdziła, że „Wiatrak” znał się z „Baryłą”, jednym z głównych świadków prokuratury ws. zbrodni na Ziętarze. Tym samym stała się kolejną osobą potwierdzająca znajomość „Baryły” z silnorękimi ochroniarzami Elektromisu.

- Macieja B., ps. Baryła, spotkałam kilka razy. Byliśmy z mężem u niego w domu. Mąż chciał, żeby poznała jego kolegę. Polubiłam go. Jakieś rok, dwa, a może trzy lata przed śmiercią męża w 1999 roku, byliśmy z „Baryłą” na wspólnym sylwestrze w Tarnowie Podgórnym. Był też chyba ochroniarz „Lala” z Elektromisu, czyli jeden z oskarżonych. Nie wiem jednak nic o tym, aby „Baryły” był zatrudniony w Elektromisie, raczej nie był – zeznawała wdowa po ochroniarzu „Wiatraku”.

Sekretarka szefa Elektromisu zmienia wersję o wizytach Aleksandra Gawronika

Piątkowa rozprawa, z krótką przerwą, trwała prawie sześć godzin. Przesłuchano kolejnych świadków. W tym byłą sekretarkę szefa Elektromisu Mariusza Ś.

Była przesłuchiwana już wcześniej, w wątku dotyczącym Aleksandra Gawronika. Zeznawała wówczas, że Aleksander Gawronik pojawiał się w Elektromisie i składał wizyty szefowi firmy. Opisywała Gawronika jako mitomana, człowieka, który lubił się wywyższać. Były to tyle istotne zeznania, że potwierdzają spotkania Gawronika ze Świtalskim. Oni sami twierdzą z kolei, że mieli niezmiernie rzadkie kontakty.

Tymczasem w piątek była sekretarka szefa Elektromisu stwierdziła, że nie jest pewna, że Gawronik odwiedzał jej dawnego szefa. Tłumaczyła, że wszystko jej się miesza z tym, co widziała gdzieś w mediach. Ale na koniec przesłuchania podtrzymała początkowe zeznania, że jednak widziała Gawronika u szefa Elektromisu.

Przesłuchano także męża sekretarki, który w 1992 roku był wicenaczelnym „Gazety Poznańskiej”. Czyli dziennika, w którym przed zniknięciem pracował Jarosław Ziętara. Opowiadał o realiach poznańskich mediów z początku lat 90. O tym, że szef Elektromisu chciał najpierw kupić „Wprost”, a gdy to nie wyszło, zaczął angażować się w inne tytuły.

Były oficer UOP głównym świadkiem porwania dziennikarza. Jakie były jego związki z lokalem "Sami Swoi"?

Na piątkowe przesłuchanie sąd wezwał również między innymi Wiesława K. To były milicjant, który był jednym z wielu funkcjonariuszy z okresu PRL, którzy odeszli do tworzącego się Elektromisu.

Wiesław K. pracował m.in. w tygodniku „Miliarder”. - O zaginięciu Ziętary dowiedziałem się już w 1992 roku, ta sprawa wywołała poruszenie w "Miliarderze", gdzie wtedy pracowałem - zeznawał Wiesław K.

Tymczasem szef Elektromisu Mariusz Ś., inne ważne osoby w firmie oraz adwokat Wiesław Michalski, broniący oskarżonych ochroniarzy, zgodnie twierdzą, że o sprawie Ziętary dowiedzieli się dopiero w 2014 roku. Wtedy doszło do pierwszych zatrzymań. Ich zapewnienia są o tyle zastanawiające, że sprawa była głośna w Poznaniu od samego początku, czyli od września 1992 roku.

Wróćmy do zeznań Wiesława K. Zajmował się również nieruchomościami kontrolowanymi przez środowisko Elektromisu. W 2001 roku zaczął prowadzić lokal „Sami Swoi” na poznańskim Starym Rynku. W klubie spotykali się najważniejsi pracownicy Elektromisu, ich podobizny były namalowane w klubie, powstała też loża generalska. Klub stał się zaufanym miejscem na spotkania kierownictwa Elektromisu i oddanych mu pracowników.

Wiesław K. w swoich zeznaniach odniósł się do Jerzego U., kolejnego ważnego świadka prokuratury. Jerzy U. to były funkcjonariusz SB i UOP, który zeznał, że na zlecenie Elektromisu inwigilował Jarosława Ziętarę. Jerzy U. twierdzi, że widział, jak trzech ochroniarzy Elektormisu porywa Ziętarę sprzed mieszkania.

WIĘCEJ: Jerzy U., były oficer UOP, opowiada nam, że widział porwanie Ziętary przez trzech ochroniarzy Elektromisu

Tymczasem świadek Wiesław K., związany z Elektromisem, w piątek dyskredytował Jerzego U.

- Znam dobrze Jerzego U., sprawił mi wiele przykrości. Rozpowiadał wśród znajomych, że gdy pracował w służbach, ja byłem jego agentem i donosiłem na innych. To były kłamstwa, które jednak spowodowały, że przez pewien czas byłem spalony w środowisku. Jerzy U. chwalił się też różnymi znajomościami. Próbował wpływać na sposób prowadzenia przeze mnie „Samych Swoich”. Mówił, kogo mam wpuszczać, a kogo nie. Ja dwa razy go wyprosiłem z lokalu. Moim zdaniem on jest niezrównoważony psychicznie. Zawsze na powitanie mocno ściskał dłoń, jakby chciał pokazać swój sadyzm – zeznawał Wiesław K.

Stwierdził jednak, że Jerzy U. w latach 90. ochraniał klub „Sami Swoi”. Potem to łagodził, twierdząc, że „zakłada”, że Jerzy U. ochraniał lokal związany z Elektromisem. To o tyle istotne, że środowisko Elektromisu wypiera się znajomości z Jerzym U.

Kolejna rozprawa w procesie przeciwko dwóm byłym ochroniarzom Elektromisu odbędzie się na początku marca.

Sprawdź też:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski