Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stan wojenny: O północy ogłuchły telefony

Krzysztof M. Kaźmierczak
Na drogach dojazdowych do miast milicjanci lub żołnierze zatrzymywali i przeszukiwali samochody.
Na drogach dojazdowych do miast milicjanci lub żołnierze zatrzymywali i przeszukiwali samochody.
Restrykcje stanu wojennego dotknęły niemal wszystkich Polaków, nawet dzieci które nie mogły zobaczyć w telewizji niedzielnego programu "Teleranek".

Czytaj także:
Stan Wojenny: Poprzez "bibułę" toczył się bój z reżimem
Stan wojenny: Podpisz pan, będzie miał pan spokój
Stan wojenny: "Pierścień" zacisnął się wokół Solidarności

O północy 13 grudnia 1981 roku przestano nadawać program telewizyjny. Dzieci na próżno czekały w niedzielny poranek na adresowany do nich program "Teleranek", zamiast niego nadawane były przemówienia gen. Wojciecha Jaruzelskiego ogłaszającego wprowadzenie stanu wojennego. W tym czasie tysiące aresztowanych w nocy członków "Solidarności" było już za kratami. Oni najboleśniej odczuli skutki zamachu władzy na własne społeczeństwo. Ale różnorodne restrykcje dotknęły niemal wszystkich .

W nocy w całym kraju przestały działać telefony (prowadzona przez Służbę Bezpieczeństwa akcja odcięcia łączności miała kryptonim "Azalia"). Prze z miesiąc nie można było skontaktować się nie tylko z członkami rodziny, ale także niemożliwe było wezwanie pogotowia ratunkowego do ciężko chorej osoby ani straży pożarnej w razie pożaru. Kiedy w końcu przywrócono łączność telefoniczną, połączenia były przerywane komunikatami "Rozmowa kontrolowana".

Nie wszystkie telefony były na podsłuchach, SB nie byłaby w stanie ich na bieżąco kontrolować (żeby zablokować centrale telefoniczne korzystano z pomocy wojska a nawet uczniów szkół łączności). Władzy chodziło o wywołanie atmosfery pełnej inwigilacji i zastraszenie opozycji. Temu służyło przede wszystkich wprowadzenie godziny milicyjnej, która wielu Polakom kojarzyła się z okupacją i terrorem hitlerowskim. W początkowej fazie stanu wojennego nie można było przebywać na ulicach od godz. 22 do godz. 6 rano. Nie przestrzegających tego przepisu aresztowano i skazywano przed kolegiami ds. wykroczeń. Wprowadzenie godziny milicyjnej wiązało się z poważnymi utrudnieniami w podróżowaniu po kraju, szczególnie w okresie świątecznym. Zamarło też publiczne życie towarzyskie, nieczynne były nocne lokale, a imprezy domowe trzeba było kończyć na tyle wcześnie, by ich uczestnicy mogli wrócić do domów.

Utrudnienie dotyczyły podróży zagranicznych. Z chwilą wprowadzenia stanu wojennego zamknięto granice: wstrzymano wyjazdy i wydawanie paszportów. Kontrolowano także ruch samochodowy. Na drogach do miast wojewódzkich ustawiono posterunki. Uzbrojeni wojskowi i milicjanci zatrzymywali i przeszukiwali samochody, sprawdzając czy nie są nimi przewożone podziemne czasopisma lub ukrywający się opozycjoniści. Za znalezienie ulotek groziły kary, łącznie z konfiskatą auta. Na szczęście nie wszyscy kontrolujący stosowali się do dekretu o stanie wojennym.
- Wtedy okazywało się opór na różne sposoby. Ja w fiacie 126p na tylnej półce umieściłem łaciński napis będący przeróbką sentencji Katona. Znaczył on "komunizm należy zniszczyć". Podczas kontroli samochodu żołnierz domagał się, bym przetłumaczył napis. Zrobiłem to. Kiedy usłyszał, co napis oznacza, powiedział, żebym szybko odjechał - opowiada Wojciech Jaskowski, który w stanie wojennym organizował protesty na meczach Lecha.

Wprowadzając stan wojenny wstrzymano wydawanie wszelkich gazet ogólnopolskich, poza głównymi tubami propagandowymi: "Trybuną Ludu" (dziennikiem PZPR) i "Żołnierzem Wolności". Zamknięto też większości gazet regionalnych (dziennikarzy nie wpuszczano do redakcji).

Wiele przedsiębiorstw i instytucji zostało zmilitaryzowanych tzw. wprowadzono w nich dyscyplinę i rygory wojskowe. Nawet spikerzy Telewizji Polskiej występowali w mundurach. Militaryzacja miała na celu ograniczenie działania opozycji, przede wszystkim uniemożliwienie podejmowania strajków. Protesty w zmilitaryzowanych zakładach i instytucjach były bardzo surowo karane. Trudniej było też organizować na ich terenie strajki, gdyż były dokładnie pilnowane i nie wpuszczano na ich teren osób niezatrudnionych lub uznawanych za politycznie niepewne.

- W wszystkich przedsiębiorstwach związanych z koleją wprowadzono po 13 grudnia wojskowy reżim. W Poznaniu w Zakładach Naprawczych Taboru Kolejowego niektórzy członkowie kierownictwa chodzili z bronią palną. Wprowadzono nawet ograniczenia w poruszaniu się po terenach przedsiębiorstwa. Musieliśmy mieć przepustki by dostać się do kiosku czy bufetu zakładowego - wspomina Jerzy Lelonkiewicz, b. pracownik ZNTK w Poznaniu.

Czystki polityczne dotknęły tysięcy ludzi. W wielu przedsiębiorstwach zwalniano lub przenoszono na gorsze stanowiska członków "Solidarności", oczywiście nie podając, że powodem zwolnień i degradacji są przyczyny polityczne. Co ciekawe, usunięto także z PZPR część działaczy partyjnych, którzy wstąpili do "S" lub byli do niej pozytywnie ustosunkowani.

W pierwszych miesiącach stanu wojennego rozwiązywano organizacje, które powstały podczas karnawału "S" (w tym Niezależne Zrzeszenie Studentów) lub zaczęły wtedy działać na demokratycznych zasadach (np. Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich i Związek Literatów Polskich).

Restrykcje dotyczyły także dziennikarzy. Pod pozorem rzekomej weryfikacji zawodowej zwolniono z pracy ponad 800 dziennikarzy sympatyzujących z "S".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski