Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stan wojenny: "Pierścień" zacisnął się wokół Solidarności

Piotr Talaga
Lech Dymarski w latach 80. działał w opozycji. Wydawał m.in. pismo "Komunikat". Brał także udział w demonstracjach. Na zdjęciu przemawia podczas niezależnych obchodów Święta Niepodległości
Lech Dymarski w latach 80. działał w opozycji. Wydawał m.in. pismo "Komunikat". Brał także udział w demonstracjach. Na zdjęciu przemawia podczas niezależnych obchodów Święta Niepodległości FOT. Jan Kołodziejski
Zazwyczaj zbierający się na obradach członkowie Komisji Krajowej byli zakwaterowani w Gdańsku w hotelu Heweliusz. Tym razem okazało się, że nie ma w nim miejsc. Wszyscy zamieszkali w Grand Hotelu w Sopocie. To nie był przypadek.

Czytaj także:
Stan Wojenny: Poprzez "bibułę" toczył się bój z reżimem
Stan wojenny: Podpisz pan, będzie miał pan spokój

Służba Bezpieczeństwa uznała, że ten obiekt nadaje się bardziej do pacyfikacji czołówki Solidarności. Biorący udział w akcji funkcjonariusze sądzili, że łapią zorganizowaną grupę przestępczą. Operację nazwano kryptonimem "Pierścień".

Było już po północy. Lech Dymarski, poznański członek KK, został jeszcze po zakończeniu obrad. Brał bowiem udział w pracach komisji uchwał i wniosków KK, która miała jeszcze do poprawienia kilka dokumentów. Pozostali zostali odwiezieni autokarami do sopockiego hotelu.

- Faktycznie obowiązywał wówczas już stan wojenny, a myśmy jeszcze szlifowali uchwały - wspomina Lech Dymarski. - Byli wśród nas także milicjanci powstałego niedawno niezależnego związku funkcjonariuszy. Zresztą oni później także trafili do pudła.

Na garstkę działaczy żaden autokar już nie czekał. Karol Modzelewski stwierdził, że nie będzie już jechał do hotelu i udał się na dworzec. Chciał wracać do siebie, do Wrocławia. Po chwili jednak wrócił. Okazało się, że pociągi nie kursują. To nie zaniepokoiło pozostałych. Takie rzeczy w komunie się zdarzały. Wszyscy wsiedli do trójmiejskiej kolejki, która zawiozła ich do Sopotu. Działacze nie zwrócili uwagi, że są jedynymi pasażerami. Nie zdawali sobie sprawy, że kolejka czekała tylko na nich (zgodnie z rozkładem ostatnie kursy były przed północą).

Dymarski był głodny. Od portiera dowiedział się, że czynne jest jeszcze "piekiełko" i jest szansa, że tam coś do jedzenia dostanie.
- Nie chcieli mnie tam wpuścić - opowiada Dymarski. - Domagali się wykupienia biletu. Dopiero, gdy wyjaśniłem, że jestem członkiem Komisji Krajowej i chcę tylko coś zjeść, obsługa zgodziła się mnie wpuścić.

W "piekiełku" trwała zabawa taneczna, a z boku, przy barze siedzieli Tadeusz Mazowiecki, Krzysztof Wyszkowski i Jan Strzelecki, któzy analizowali przy kieliszku sprawy związkowe. Po chwili do Dymarskiego podszedł "bramkarz". - Pan mówił, że jest z Solidarności. Budynek jest otoczony... - zakomunikował.

Barmanka upuściła jakieś szkło i krzyknęła: "Jezus!". Muzyka zaczęła zamierać. Nagle jej lider krzyknął: - Grać, jakby się nic nie stało.
Członkowie KK zgromadzili się w dwóch dużych pokojach na czwartym piętrze. W końcu przyszli... Nie było wrzasków, szamotaniny. Wszyscy działacze zostali skuci i wpakowani do więźniarek. W każdej budzie pilnował ich funkcjonariusz. Karol Modzelewski zapytał jednego: -Niech pan tylko powie - nasi czy Ruscy?
- Spokój! - wrzasnął zomowiec.

Zawieziono ich do gdańskiej komendy i zgromadzono w piwnicznym pomieszczeniu wraz z funkcjonariuszami.
- Półgębkiem zapytałem stojącego obok mnie, czy wie, kogo pilnuje, że to jest Komisja Krajowa Solidarności - opowiada Lech Dymarski. - Szepnął tylko: "My nic nie wiemy. Akcja "Pierścień", jakaś grupa przestępcza". Pewnie mówił prawdę.

Krótki kurs
Na początku był rozkaz
i nastały realia. Kiedy zapanowały realia,
przyszły określone uwarunkowania. One
zrodziły
niezbywalne racje i twarde wymagania.
Rzekł szatan: to jest dobre.
Kiedy wszystko uspokoiło się,
zgasły wulkany i emocje,
a ziemia osiągnęła temperaturę pokojową,
nastały ład i porządek, a z nich państwo się stało.

Nad ranem zaczęto wywoływać ich po kolei. Pierwszy poszedł Jacek Kuroń. Wielu obawiało się, że mogą zostać rozstrzelani. Tymczasem chodziło o procedurę aresztancką - zdjęcia, rewizja itd. Później Kuroń został zaprowadzony do innego pomieszczenia, w którym stali zomowcy z pałami. - Potem mi opowiadał, że odczuł wtedy ulgę - mówi Dymarski. - Sądził, że będą bić, czyli dobrze, bo nie męczyliby się, gdyby mieli później rozstrzelać. Wyjął wówczas swą sztuczną szczękę, by jej nie połknąć w trakcie katowania. Tym razem jednak nie bili.

- No, było to... wolne soboty, a teraz ch... będzie. Trzeba było to inaczej - rzucił do Dymarskiego funkcjonariusz, który wyraźnie także był załamany.

Część zatrzymanych sądziła, że "Pierścień" to tylko kolejny przejaw eskalacji władzy, że zamknięto tylko ich. Dopiero rano z głośników usłyszeli przemówienie generała Wojciecha Jaruzelskiego.
***
Ciało Chrystusa - oznajmiał
kapelan głosem zrezygnowanego
sprzedawcy w czasach kryzysu.
(Ciało Chrystusa - to wszystko,
co mamy.)
Mimo to, przywykli do niedostatku,
otwieraliśmy - jeden po drugim - usta
ze zdumienia.
Ciało Chrystusa, powtarzał.
***
ZK Strzebielinek 25.12.1981,
A.Ś. Białołęka, Wielkanoc 1982

Internowanych członków KK wywieziono do więzienia w Strzebielinku. 11 z nich i Jacek Kuroń w sylwestra zostało przetransportowana śmigłowcami do Białołęki, gdzie przetrzymywano większość internowanych w Warszawy i okolic. Dymarski trafił do celi z Jackiem Kuroniem i Janem Rulewskim.

W trakcie internowania pisał wiersze, które zostały wydane w podziemiu w 1984 r. przez Bibliotekę Literacką Wydawnictwa Myśl. W drugim obiegu wydane zostały także jego "Notatki z lektur".
- W więzieniu za przydział książek z biblioteki odpowiadał jakiś złodziej - mówi Lech Dymarski. - Za pięć przeczytanych otrzymywało się pięć kolejnych książek wybranych przez niego.

Zwolnienie zaskoczyło Dymarskiego . Gdy kazano mu się spakować, sądził, że to kolejny etap więziennej tułaczki (wówczas część internowanych przewożono na Rakowiecką, przekwalifikowywano ich status z internowanego na areszt mający poprzedzić proces karny).

- Za bramą znalazłem się z kolegą z ZASP-u. Pojechałem wraz z nim do Warszawy. Postanowiłem się spotkać z kilkoma osobami, by zorientować się w sytuacji - mówi Dymarski.

W pierwszej kolejności spotkał się z Haliną Mikołajską i Marianem Brandysem, z którymi był zaprzyjaźniony. Następnego dnia widział się ze Stefanem Kisielewskim. Był w mieszkaniu Tadeusza Mazowieckiego. - Pytałem ich, czy w ogóle mam wracać do Poznania, czy może zacząć się ukrywać - mówi Dymarski. - Nikt nie potrafił mi doradzić, co mam zrobić.

W tym czasie obawiał się gróźb wypowiedzianych z trybuny sejmowej przez Albina Siwaka (członka Biura Politycznego KC PZPR), z których można było wnioskować, że przywódcy "S" mają zostać wysłani na przymusowe roboty na Żuławy. Nikt wówczas nie wiedział, na ile te pogróżki są realne.
- Ja to mam lepiej - rzekł po dłuższym zastanowieniu Tadeusz Mazowiecki. - Ja jestem emerytem, mnie tam nie wezmą. I dodał filozoficznie: - Ale z drugiej strony, pan ma lepiej. Jako młody... później pan umrze.

Po kilku dniach Dymarski wrócił do Poznania. Następnie włączył się w działalność opozycyjną. Z grupą byłych internowanych utworzył Międzyzakładową Radę Solidarności. Wydawał i publikował w podziemnych wydawnictwach (m.in. w piśmie MRS - "Komunikat"). Przez wiele lat był inwigilowany i szykanowany przez SB. Długi czas pozostawał bez pracy. Utrzymywał się z honorariów i nagród za publikacje w prasie emigracyjnej oraz datków od emigrantów i środowisk twórczych.

- Stan wojenny zastał mnie jako etatowego pracownika Zarządu Regionu, a ten "zakład" przestał istnieć - mówi Dymarski. - Całą dekadę lat 80. wyjęto nam z życiorysu. Byliśmy młodymi ludźmi. 10 lat to dużo. Zatrzymano ludziom rozwój zawodowy w najlepszym tego słowa znaczeniu.

Piotr Talaga

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski