Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Staruszkowie żyli biednie, ale szczęśliwie. Gdy on trafił do więzienia, ona tego nie przeżyła

Robert Szkutnik
Jan po wielu pertraktacjach mógł wreszcie wejść do domu, w którym mieszkał z Haliną przez ostatnich 10 lat. Nadal może go zajmować. Adam Jurek, sąsiad z Lanckorony, pomaga mu napalić w piecu.
Jan po wielu pertraktacjach mógł wreszcie wejść do domu, w którym mieszkał z Haliną przez ostatnich 10 lat. Nadal może go zajmować. Adam Jurek, sąsiad z Lanckorony, pomaga mu napalić w piecu. fot. Robert Szkutnik
W Skawinkach w gminie Lanckorona osiemdziesięcioletnia, schorowana kobieta zmarła, bo wymiar sprawiedliwości wtrącił do więzienia jej jedynego opiekuna i towarzysza życia. Halina i Jan przeżyli razem ostatnie dziesięć lat. Bez ślubu. Sąsiedzi dowiedzieli się za późno o dramatycznej sytuacji.

- Załatwialiśmy właśnie dla niej węgiel, gdy dowiedzieliśmy się, że ona nie żyje - mówi Krzysztof Chorąży z Lanckorony. Dodaje, że staruszki nie widziano od dwóch czy trzech dni i sąsiadkę zaniepokoiło, że na śniegu, którego spadło sporo, nie ma żadnych śladów stóp.

Świadkowie opowiadają, że Halina leżała skurczona na wersalce w kuchni i była okryta tylko cienkim kocem, a w domu panowało przenikliwe zimno. Dostępu do swojej pani pilnowała mała ciężarna suczka i kilka kotów.

W niedzielę 25 stycznia na miejsce tragedii przyjechał niedawno wybrany na wójta Tadeusz Łopata, była policja, prokurator.

Nikt jednak o tym, co się stało, nie zawiadomił Jana, który w tym czasie odsiadywał w Zakładzie Karnym w Wadowicach wyrok - za to, że nie zapłacił sześciuset złotych grzywny, którą Sąd Rejonowy w Bielsku-Białej zamienił na 55 dni pozbawienia wolności.

Siedemdziesięcioletni Jan opuścił zakład karny w sobotę, 31 stycznia. Cieszył się, że zobaczy swą ukochaną tak bardzo, że nie mając czym dojechać z Kalwarii Zebrzydowskiej, brnął do wsi przez śnieg. Nareszcie napali jej w piecu. - Ej, będzie radość - powtarzał sobie po drodze. O to, żeby nie zmarzła, martwił się pisząc do niej z więzienia, dopytując się czy ktoś jej pali w piecu i czy ma co jeść.

"Jeśliby było za zimno, to włącz maszynkę elektryczną i połóż na szafie w kuchni" - napisał w jednym z listów.

O śmierci Haliny dowiedział się dopiero od sąsiadów we wsi. - Jan w jednej chwili został bezdomnym, bo drzwi do domu zastał zamknięte na kłódkę. Był w jednym ubraniu, tym, które miał na sobie - tłumaczy Adam Jurek, który wspólnie z Krzysztofem Chorążym starał się, aby Jan nie spędził nocy pod gołym niebem.

Sąsiedzi zajęli się nim jak mogli. Dali zimowe buty, rozgrzali, nakarmili i kupili zapas jedzenia dla niego i zwierząt. Dzwonili też na policję, do wójta, okolicznych schronisk i hoteli, do znajomych - szukając dla Jana noclegu. A wcześniej do więzienia, bo chcieli go przywieźć, ale nie udzielono im informacji, tłumacząc, że przecież nie są rodziną.

Pomoc zgodnie z prawem
Wójt pomagał tym razem na odległość, bo był na szkoleniu. A Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej w sobotę nie pracował. Policja kłódki zdjąć nie mogła, bo Jan i Halina mieszkali bez ślubu, a na dodatek Jan, mimo że żył w tym samym domu ponad 10 lat, nie był w nim zameldowany.

To było pośrednio przyczyną jego nieszczęścia, bo Sąd Rejonowy w Bielsku wystawił za nim aż dwa listy gończe. Jan miał bielski meldunek i policja nie mogła go znaleźć. Pierwszy list rozesłano w 2007 roku, a dwa lata później następny. Policja z Kalwarii nakryła w końcu Jana 7 grudnia przy obiedzie i odwiozła do ZK.

- O tym, że jest w więzieniu, dowiedzieliśmy się z listu, jaki Jan przysłał. Halina mówiła, że policjanci, gdy go brali, nie powiedzieli jej gdzie i dlaczego - mówi sąsiadka, pani Lucyna.

Mieszkańcy są oburzeni. - My tu się wszyscy dziwimy, że można zamknąć takiego starca i jedynego opiekuna - mówi Krzysztof Chorąży, który - aby nie dochodziło to takich przypadków i żeby pomagać sąsiadom - założył właśnie w Lanckoronie Stowarzyszenie Mieszkańcy Razem.

***
Jerzy Jachnik ze Stowarzyszenia Przeciw Bezprawiu z Bielska: Policja poszła na łatwiznę. Mogli go znaleźć przez ZUS, bo Jan ma emeryturę. Zaś komornik mógł potrącać mu grzywnę z renty. Wsadzenie do więzienia za 600 złotych to skandal. Ponadto uważam, że powinny być ustanowione procedury, żeby nie dochodziło do sytuacji, że schorowana konkubina aresztowanego dowiaduje się, że Jan jest w zakładzie karnym z listu! Powinni ją zawiadomić, tak samo jak pomoc społeczną, która na ten czas mogła otoczyć staruszkę opieką. Powinni sprawdzić, czy ma czym palić w piecu, a nawet wynająć kogoś, by odmiatał śnieg i robił zakupy.

GOPS milczy
Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej w Lanckoronie nie odpowiedział na pytanie, czy mógł pani Halinie jakoś pomóc. Jego kierowniczka zasłoniła się ustawą o ochronie danych osobowych.

Wójt powiedział, że GOPS nie mógł pomóc, bo staruszkowie nie kwalifikowali się do pomocy. Urzędnicy byli u nich kiedyś i stwierdzili, że pani Halina dawała sobie radę. A Jan jest zameldowany w Bielsku i nie jest na garnuszku Urzędu Gminy.

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtubie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Staruszkowie żyli biednie, ale szczęśliwie. Gdy on trafił do więzienia, ona tego nie przeżyła - Gazeta Krakowska

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski