18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strachy na Lachy koncertowo w Poznaniu. PRZECZYTAJ RELACJĘ

Agnieszka Świderska
W lutym wyjdzie nowa płyta Strachów Na Lachy
W lutym wyjdzie nowa płyta Strachów Na Lachy Fot. Sławomir Nakoneczny
Nawet z trzema supportami, w tym "Muchami" z nową płytą, niedzielny koncert Strachów Na Lachy na targowej Empetrójce w Poznaniu, był koncertem tylko jednego zespołu. I to koncertem skończonym w najlepszym muzycznym tego słowa znaczeniu. Od pierwszego do ostatniego dźwięku. A może nawet dłużej, bo z takim koncertem zostaje się na całą noc.

To nie był tylko irokez. Grabaż, który w niedzielny wieczór wyszedł na scenę, był Grabażem młodszym od tego z dowodu przynajmniej o dziesięć lat. I jest to chyba immanentna właściwość całych Strachów Na Lachy. Zespołu na scenie o wiele lat młodszego niż wynikałoby to z jego biografii. Tyle, że z dojrzałą muzyką. I coraz bardziej dojrzałą w odbiorze publicznością.

Było to słychać już przy pierwszym kawałku - "Dzień dobry kocham cię", który najczęściej był witany nieznośnymi piskami fanek tylko tej jednej piosenki. Tymczasem w Poznaniu jakby ich nie było, albo nie było ich wystarczająco dużo, by zagłuszyć normalnie śpiewającą (czytaj: bez niezdrowego podniecenia) resztę. "Awangarda, jazz i podziemie" czekała na swoją publiczność dwadzieścia lat, ale w końcu się doczekała. Trudno zresztą oprzeć się energii tej piosenki i chęci wyśpiewania za Grabażem choćby tylko tytułowego refrenu. Z pewnością jeszcze długo może być koncertowym klasykiem Strachów.

Czy będą nim "Gorsi"? To była pierwsza z przedpremierowych piosenek z nowej płyty, która ukaże się w lutym. "Jesteście gorsi niż wasi starzy" - to ostra i gorzka krytyka młodego pokolenia, któremu oberwało się jeszcze mocniej niż w "Twojej generacji" Pidżamy Porno. Jednak tylko osoby o bardzo małym rozumku mogą poczuć się urażone tym, że Grabaż nie za bardzo widzi w nich przyszłość narodu i jakąkolwiek inną. Osoby o większym rozumku prędzej odbiorą to jako wezwanie do buntu "Pokażcie wreszcie, że jesteście inni niż w tej piosence! (jeżeli jesteście)" A jeszcze inne staną przed lustrami. Koncertowo wypadła świetnie. Broni jej nie tylko dobry tekst, ale także dobra kompozycja.

I o ile "Gorsi" byli kawałkiem jak najbardziej serio, to nie był już nim "Mokotów", który również znajdzie się na nowej płycie, a którego słuchało się z przymrużeniem oka. To jedna z tych melodyjnych piosenek stworzonych tylko dla zabawy i dla przyjemności ich słuchania. I byłoby trudno uwolnić się od nucenia sobie jej melodii, gdyby następne nie były "Ostatki". I nawet bez specjalnej zachęty ze sceny - "Kto nie skacze, ten za Legią", reakcja publiczności już przy pierwszych dźwiękach była do przewidzenia, bo kto nie skacze przy "Ostatkach", ten …ostatni.

"List do Che" zabrzmiał jak zwykle mocno, zwłaszcza w finale, a po nim było po prostu pastelowo. Nieprzypadkowo Grabaż zwrócił uwagę na bliski związek tej piosenki z Poznaniem. To właśnie w "Zbyszku" w kuchni na czwartym piętrze odbywały się próby Malarzy i Żołnierzy. Nota bene dzielili tę kuchnię z pierwszym zespołem Grabaża - Ręce Do Góry.

"Dnia ósmego Pan Bóg, w piśmie stoi tak zaiste, najpierw stworzył fana, później fan stworzył artystę" - to prześmiewczy, a przy tym wyjątkowo gorzki tekst o prawdziwej cenie popularności, jaką płacą artyści. Cenie, którą są fani z wiadrem wymiocin pod ich adresem, którzy codziennie robią z tego wiadra użytek i wyżywają się na nich do woli, bo w końcu od czego mają artystów? Na szczęście, są jeszcze fani, którzy od wylewania wiader pomyj wolą piosenki. Zwłaszcza jeżeli tą piosenką jest "Chory na wszystko".

Kolejny numer - "A my nie chcemy uciekać stąd" Grabaż nieprzypadkowo nazwał piosenka Gintrowskiego, chociaż on ułożył do niej tylko muzykę, bo słowa są Jacka Kaczmarskiego. Tej piosenki, która pierwotnie miała znaleźć się na "Autorze", zabrakło jednak na płycie z powodu sprzeciwu Przemysława Gintrowskiego, który uznawał tylko jej "kanoniczne" czyli swoje wykonanie. I może gdyby przed śmiercią wybrał się na koncert Strachów, usłyszał na żywo jej bogatą aranżację i zobaczył, jak reaguje na nią publiczność, to zmieniłby zdanie. Teraz jest już na to za późno.

Kolejną piosenkę Grabaż rozpoczął dopiero w połowie, a to dlatego, że publiczność sama odśpiewała pierwszą zwrotkę. Mogło się to zdarzyć tylko w dwóch piosenkach, a ponieważ na "Piłę Tango" było jeszcze za wcześnie był to "Czarny chleb i czarna kawa". Zamykające koncert "Dygoty" i "Raissa", które niejednego pod sceną pozbawiły resztki sił, były prawdziwą muzyczną kropką nad "i". Tyle, że żaden koncert Strachów nie może się skończyć bez "Piły Tango". Musiała być i była, ale najpierw zagrali "Twoje oczy lubią mnie" oraz "Siedzimy tu przez nieporozumienie".

Ile razy Grabaż śpiewał już "Piłę Tango?" Tego pewnie on sam nie jest w stanie zliczyć. Ile razy słyszała to już publiczność? Tego też nie wiadomo. Jednak tylko nieliczni wychwycili nieco inny niż zwykle początek ostatniej zwrotki. W każdym hymnie można się kiedyś pomylić. W końcówce już nieprzypadkowo Dantego zastąpił Andrzej czyli Andrzej "Kozak" Kozakiewicz. Z pewnością inaczej by to wtedy szło. Poszło jednak starym torem.

Nie był to jednak ostatni bis. Strachy raz jeszcze wyszły na scenę, by zagrać "Krew z szafy" i "Na pogrzeb króla". Było coś niesamowitego w tym, jak "Na pogrzebie króla" cała publiczność w kompletnym milczeniu usiadła na podłodze. I słychać było tylko "W stosie pustych kałamarzy schną diamentowe gęsie pióra…".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski