Zmiany są możliwe jedynie w sferze, na którą może mieć wpływ samorząd. Z tego powodu wzrosną jedynie nauczycielskie dodatki motywacyjne, funkcyjne, za wychowawstwo czy warunki pracy.
- Dodatki motywacyjne przyznawane będą dla wszystkich nauczycieli, to jest 9,5 tys. osób w naszych szkołach, a dodatki funkcyjne dla dyrektorów i ich zastępców. Od 1 września dodatki motywacyjne wzrosną, od kwoty bazowej 5,3 proc., która była do tej pory, do 6 proc. Dodatki funkcyjne odpowiednio o 200 zł dla dyrektorów i sto kilkanaście złotych dla wicedyrektorów, a 300 zł chcemy przeznaczyć dla dyrektorów, którzy kierują szkołami jako zespołami – wyjaśnia Mariusz Wiśniewski, zastępca prezydenta Poznania.
Zobacz również: Strajk nauczycieli 2019: Czy Poznań pójdzie w ślady Warszawy i zapewni podwyżki?
Jednak kwoty, o których mowa, podane są brutto. W praktyce oznacza to, że nauczyciel, którego dodatek wynosiłby 200 zł, w rzeczywistości na rękę otrzyma ok. 160 zł. Czy takie podwyżki są wystarczające?
- Nas to nie satysfakcjonuje. Oczekiwalibyśmy wyższej kwoty. Ale wszystko jest sprawą kompromisu, polegającego na tym, że jest szansa uzyskania środków. Z praktyki można powiedzieć, że są granice, gdzie można żądać więcej, ale wtedy można spotkać się z odrzuceniem.
Na takie warunki przystały obie grupy działające w Poznaniu – Związek Nauczycielstwa Polskiego oraz oświatowa „Solidarność”.
- To jest efekt naszego międzyzwiązkowego, wspólnego spojrzenia na ten problem – mówi Jacek Leśny, wiceprezes poznańskiego oddziału Związku Nauczycielstwa Polskiego.
- Rzeczywiście, nasze negocjacje przebiegały w bardzo merytorycznej atmosferze – dodaje Izabela Lorenz-Sikorska, przewodnicząca Organizacji Międzyzakładowej Pracowników Oświaty i Wychowania Regionu Wielkopolska NSZZ „Solidarność”.
Warto zaznaczyć, że to nie pierwszy raz, kiedy członkowie różnych związków zawodowych działają wspólnie w Poznaniu.
Przypomnijmy, że pod koniec stycznia między związkami zawarte zostało porozumienie dotyczące działań strajkowych. Obydwa związki domagają się od rządu zwiększenia wynagrodzenia o 1000 zł. Z tego powodu Związek Nauczycielstwa Polskiego 4 marca ogłosił termin ewentualnego strajku, który rozpocząłby się 8 kwietnia i trwał do odwołania. Jednak o tym, czy protest rzeczywiście dojdzie do skutku, zadecyduje referendum, którego wyniki znane będą już w przyszłym tygodniu.
Sprawdź także: Strajk nauczycieli 2019: Co się stanie z dziećmi? Czy szkoły zapewnią opiekę uczniom? Rodzicu - możesz wziąć urlop na żądanie
- W tej chwili te wyniki, które już spłynęły, sugerują, że strajk będzie. Często wpływa informacja, że to jest 100 proc. osób za strajkiem. Najniższa wartość, która padła, to było sześćdziesiąt kilka procent. I to była tylko jedna taka sytuacja. Najwięcej jednak jest w przedziale 85-100 proc. Mówimy o Poznaniu – wylicza Izabela Lorenz-Sikorska.
Strajk nauczycieli miałby polegać na niewykonywaniu swojej pracy. W praktyce oznacza to, że nauczyciele w czasie strajku będą obecni w szkołach w godzinach zgodnych z grafikiem, jednak nie będą wykonywać żadnych działań – nie będą prowadzić lekcji, przeprowadzać sprawdzianów, a także, jeżeli strajk będzie trwał dłużej niż dwa dni, nie będą aktywnie uczestniczyć w egzaminach gimnazjalnych i ósmoklasisty.
- Kwestia egzaminów jest istotnym źródłem nacisku. Są one zagrożone w sposób ewidentny – mówi Jacek Leśny. I dodaje: - Te manewry (minister edukacji – dop. red.) Zalewskiej, związane z napisanym na kolanie rozporządzeniem, są generalnie nielegalne, dlatego że naruszają podstawową sprawę, że pracodawca nauczyciela X nie może go wysłać do realizowania pracy u innego pracodawcy.
To jednak nie wszystko. Jak zapowiedział w rozmowie z Radiem Zet, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego, Sławomir Broniarz, nauczyciele mogą także powodować problem w przypadku promowania uczniów do następnych klas.
- To też jest potężny oręż w ręku nauczycieli, chcielibyśmy, żeby rząd miał tego świadomość. Jeżeli skorzystamy także z tego oręża, to będziemy mieli w edukacji totalny kataklizm związany z rekrutacją albo zakończeniem kolejnych cykli edukacyjnych przez dzieci, uczniów polskich szkół – mówił szef ZNP.
Do słów prezesa ZNP odniósł się Jacek Leśny, wiceprezes poznańskiego oddziału ZNP.
- W tej napiętej sytuacji, jak sądzę, prezes Broniarz wystrzelił z armaty o dużym kalibrze. Nie powiedział nieprawdy, aczkolwiek, zastosowanie tej broni wniosłoby skutki w tej chwili nie do przewidzenia – komentuje Jacek Leśny.
Jednak, jak mówi wiceprezes poznańskiego oddziału ZNP, niewykluczone, że w przypadku braku reakcji ze strony ministerstwa, dojdzie do sytuacji, o której mówił Sławomir Broniarz.
- Ocenianie, decyzje o promocji, wypisywanie świadectw, podpisywanie ich, to jest ewidentna praca nauczycielska, a od tego mamy się powstrzymać podczas strajku – tłumaczy Jacek Leśny.
Prezes ZNP Sławomir Broniarz przeprasza za swoje słowa o „potężnym orężu w rękach nauczycieli”
Źródło: TVN24
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?