Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Straszne miejsca w Wielkopolsce. Te opowieści mrożą krew w żyłach. Upiory, zjawy, duchy...

Maciej Szymkowiak
Maciej Szymkowiak
Historia nawiedzonego szpitala psychiatrycznego, zamkowe duchy, obecność diabła, to tylko niektóre opowieści z Wielkopolski. Sprawdź, co niepokojącego się wydarzyło na wielkopolskiej ziemi.Zobacz ciąg strasznych historii --->
Historia nawiedzonego szpitala psychiatrycznego, zamkowe duchy, obecność diabła, to tylko niektóre opowieści z Wielkopolski. Sprawdź, co niepokojącego się wydarzyło na wielkopolskiej ziemi.Zobacz ciąg strasznych historii --->Łukasz Gdak
W Wielkopolsce nie brakuje strasznych terenów ani też miejsc, na których ponoć ciąży widmo zmarłych dusz, tragicznych historii, nawiedzeń lub poltergeistów. Wielbiciele grozy czasami wyruszają w podróż po opuszczonych lub zamkniętych przestrzeniach, żeby poczuć dreszcz emocji i obecność czegoś-kogoś jeszcze. Wielkopolskie legendy potrafią zmrozić krew w żyłach i wywołać gęsią skórkę. Mnóstwo lokacji jest odwiedzanych przez turystów i mieszkańców, którzy nie znają krwawych historii, którymi nasiąkła wielkopolska ziemia. Zobacz w naszej galerii, co to za miejsca i jaka historia się za nimi skrywa!

Poznańskie legendy

Krzysztof Kwaśniewski w 2013 roku wydał zbiór podań i legend związanych z Poznaniem („Legendy poznańskie”, Wydawnictwo Poznańskie). To właśnie na łamach tego wydawnictwa, przeczytać można wiele wyjątkowych opowieści z pogranicza baśniowości i horroru. W Poznaniu na Chwaliszewie swego czasu mieszkał malarz z żoną i dwójką dzieci. W budynku czynszowym, w którym mieszkali, zaczęły się pojawiać szmery, trwające do późnego wieczora; odgłosem zbliżone do dźwięku szatkowanych ziemniaków. Kobieta obudziła się chwilę przed północą i wtedy spostrzegła w pomieszczeniu, wysokiego, sięgającego prawie do sufitu, brodatego mężczyznę o twarzy swawolnika. Ogarnięta trwogą ukryła się pod pierzyną, lecz później wysunęła się z niej i zapytała ducha, czego chce. Ten nie odpowiedział, dlatego kobieta uczyniła znak krzyża i pokropiła widmo święconą wodą – zjawa zniknęła… na chwilę. Tej samej nocy zjawił się raz jeszcze i krążył po pokoju. Kobieta, prosząc o pomoc niebiosa, raz jeszcze przy pomocy święconej wody, odegnała niespokojną duszę. Następnego dnia wszystko opowiedziała swojemu mężowi, który obiecał wrócić do domu wcześniej. W nocy duch zjawił się ponownie – milczący, nieodpowiadający na zadawane pytania, rozzłościł malarza, który w furii cisnął kawałkiem drewna przeznaczonym na opał. Drewno przeleciało przez głowę ducha, który po pewnym czasie przemówił i nakazał zgasić lampę, co też malarz uczynił. Wówczas mężczyznę coś chwyciło, a w twarz buchnęła mu gorąca para. W ostatniej chwili zapalił zapałkę, której światło odegnało zmorę. Tej samej nocy jednak malarz za oknem ujrzał dwie, ubrane na czarno zamaskowane postacie. Mężczyzna i kobieta w towarzystwie rogatego psa, wpatrywali się w okno. Dopiero wschód słońca spowodował ich zniknięcie. Następnej nocy sytuacja się powtórzyła, ale tym razem widoczne były twarze pary, a suknia, którą nosiła kobieta, była do połowy biała. Zlękniony malarz na kolanach zwrócił się do Boga i pokropił parę święconą wodą. Tamtej nocy to pomogło. Następnego dnia w drodze do pracy malarz, idąc w ciemnym korytarzu, zobaczył zalaną łzami, smutno spoglądającą dziecięcą głowę. Mężczyzna uczynił nad nią znak krzyża, a wtedy główka się uśmiechnęła i zniknęła. Malarz postanowił udać się do księdza, który wyjaśnił mu, że w tym domu już wcześniej dochodziło do serii niewytłumaczalnych zdarzeń. Zalecił mu wyprowadzkę, ponieważ jak głoszą pogłoski, było to miejsce będące warsztatem samego diabła. Rodzina mężczyzny się wyprowadziła, ale historia, która obiegła Poznań, spowodowała, że nikt tam nie chciał już zamieszkać. Po czasie budynek stał się ruiną, którą zburzono. Przez wiele lat stał tam pusty plac, a dzisiaj nie sposób odgadnąć, w którym miejscu znajdował się przeklęty budynek. Może kiedyś ktoś natknie się na kolejne niewytłumaczalne zjawisko na Chwaliszewie.

Upiorne dziedzictwo

Druga historia opisana w „Legendach poznańskich” tyczy się kamienicy przy ulicy Żydowskiej. Około 1861 roku na progu jej piwnicy znaleziono trupa młodego człowieka, który zmarł w tajemniczych okolicznościach. Po tym odkryciu mieszkańcy zaczęli się skarżyć na dziwne zjawiska takie jak: spadanie metalowych przedmiotów z kredensu, upadanie zastawy ze stołu, pojawianie się kurzu i popiołu w jedzeniu. Ludzie uznali, że najwyższy czas się wyprowadzić z przeklętego miejsca. Rada miejska nie była zadowolona, że dom w centrum miasta stoi pusty, więc zwróciła się z prośbą o pomoc do jezuitów, którzy przeprowadzili nieskuteczne egzorcyzmy. Wtedy o pomoc zwrócono się do rabina Joela Baalszama z Zamościa, znawcę ezoterycznych nauk mistycznych. Wykorzystał on tajemne słowa, które ujawniły obecność duchów. Między rabinem a zmorami doszło do negocjacji, bowiem upiory stwierdziły, że odziedziczyły dom i mogą to udowodnić w sądzie rabinackim. Na rozprawie okazało się, że w domu żył kiedyś żydowski złotnik, który miał romans z upiorzycą, a duchy są ich dziećmi. Związek zakończyła żona złotnika, która przyłapała męża na „niematerialnej” zdradzie. Duchy wyjawiły też, że prawa do gruntu upiorzyca otrzymała od złotnika w czasie, gdy ten już leżał na łożu śmierci. Mężczyzna wydzielił kawałek swojego gruntu upiorom. W rozprawie udział brali też ludzie, którzy wskazywali, że kupili dom od sukcesorów złotnika za gotówkę, a upiorzyca wykorzystała ciemną magię, aby skłonić kochanka do oddania majątku. Sędziowie ostatecznie przyznali słuszność mieszkańcom, a Joel Baalszem zaklęciami wyrzucił duchy na bruk. Od tamtej pory na Żydowskiej jakoby nic nie straszy.

Zamkowe zjawy

Najsłynniejszym wielkopolskim duchem jest Biała Dama z zamku w Kórniku, wg legend dawna właścicielka posiadłości, czyli Teofilia Działyńska zmarła 26 listopada 1790 roku i pochowana w krypcie kościoła w Kórniku. Schodzi z portretu autorstwa prawdopodobnie Antoine’a Pesne’a, który wisi w sali jadalnej zamku, aby przechadzać się po jego korytarzach i parku. Każdej nocy przed północą wybiera się na swój obchód po włościach. Poświęciła ona całe swoje życie na rozwój Kórnika i rozbudowę rezydencji. Zrobiła to jednak, naruszając skarb ukryty w zamku, którego strzegły demony. Teraz nie pozwalają jej opuścić ukochanego pałacu. „Szczęśliwcom”, którzy mają okazję ją zobaczyć, objawia się w białej sukni i peruce.
Inną popularną zjawą jest Czarna Halszka, czyli Elżbieta Ostrogska nawiedzająca Zamek Górków i Park Zamkowy w Szamotułach. Zmarła w wieku 43 lat w 1582 roku. Legenda głosi, że kobietę zamknął mąż w zamkowej baszcie za nieposłuszeństwo. Była córką Beaty Kościelskiej i kniazia ostrogskiego Eliasza. Urodziła się już po śmierci swojego ojca, który opiekę nad nią i żoną przedśmiertnie powierzył kilku osobom będących pod zwierzchnictwem samego króla. Halaszka była dziedziczką ogromnej fortuny na Wołyniu i Ukrainie, ludzie też mówili, że po matce odziedziczyła przepiękną urodę, dlatego też o jej rękę ubiegali się panowie polscy, litewscy i ruscy. Zgodę na małżeństwo od stryja Wasyla oraz matki otrzymał kniaź Dymitr Sanguszko. Mama czternastolatki jednak zwlekała z wydaniem córki, co rozzłościło Sanguszko i ten najechał Ostróg. Halaszkę przymuszono do ślubu, ale księżna Beata zaniosła skargę do króla, który wydał wyrok śmierci na Dymitra. Elżbietę zwrócono matce, ale wkrótce król oddał jej rękę Łukaszowi III Górce, wojewodzie poznańskiemu. Ponownie interweniowała księżna Beata, która uciekła z córką do Lwowa. Zgodnie z wolą Beaty, kniaź Symeon Słucki przedostał się do klasztoru dominikanów, w którym ukrywała się matka z córką i poślubił Halaszkę. Król jednak nie uznał małżeństwa i dziewczyna wróciła do Szamotuł, do Łukasza. Tam zmuszona była przez 14 lat żyć w baszcie i dopiero po śmierci męża w 1573 roku wróciła do Ostroga. Dotąd jej niespokojny duch krąży po szamotulskich włościach, w których przez tyle lat była uwięziona. Według legend i poznańska fara odwiedzana jest przez ducha fundatorki tamtejszych organów. W Zamku Królewskim natomiast pojawiały się duchy: Ludgardy, zamordowanej żony Przemysława II i czarnego rycerza, które zniknęły, wraz z popadnięciem budowli w ruinę. Przebudowa zamku miała ich przywrócić z powrotem.

Nawiedzone miejsca

Droga prowadząca przez Małachowo-Złych Miejsc pod Gnieznem była świadkiem wielu tragicznych wypadków, w tym śmiertelnych. Nazwa, jak i wydarzenia są zgodnie z miejscową legendą wynikiem obecności ducha, który regularnie nawiedza miejsce swojej dawnej śmierci. Zmorą ma być zły hrabia, który utonął w okolicznych bagnach, starając się wydobyć własną karetę z błotnistej drogi. Teraz złowieszczo stara się innych sprowadzić z drogi. Nawiedzona jak mówią ludzie, jest też plebania w Rąbiniu pod Kościanem. Lokalna społeczność dopatrywała się zjawisk paranormalnych w działaniach ducha Zofii Chłapowskiej, dawnej dziedziczki wsi, która w XIX wieku popełniła samobójstwo, niektórzy natomiast twierdzili, że samoistnie otwierające się drzwi to sprawka mszczącej się dziewczyny, która przed wiekami była skrzywdzona przez proboszcza. Pogłoski o duchach wzmogły wyniki badań archeologów, przy okazji prac geotechnicznych, którzy ustalili, że świątynię wzniesiono w miejscu dawnego cmentarza przykościelnego; pochówków nie ekshumowano i nie przeniesiono w inne miejsce.

Cień śmierci nad Owińskami

Straszna aura jest też częścią dramatycznej historii szpitala psychiatrycznego z Owińsk. W 1939 roku Niemcy zamordowali tam ponad tysiąc pacjentów. Mieszkańcy dotąd twierdzą, że można usłyszeć ich jęki i zobaczyć pozamaterialne cienie. Na pacjentach stosowano nowe metody zabijania: przy pomocy stacjonarnej i ruchomej komory gazowej, która zapoczątkowała masowe zabójstwa w obozach zagłady. Do ich wymordowania wyznaczono specjalną jednostkę funkcjonariuszy tajnej policji państwowej dowodzonej przez SS- Obersturmführera, Herberta Lange. Do sprzątania zwłok i zacierania śladów zmuszono, także więźniów z poznańskiego Fortu VII – pierwszego na ziemiach polskich, niemieckiego obozu koncentracyjnego. Do bunkra, który był uszczelniany przez więźniów, wprowadzano pacjentów. Jednorazowo wpuszczano 50 pacjentów, a pomieszczenie zamykano żelaznymi drzwiami, raz jeszcze zalepiając ewentualne wyjście gliną. Ze specjalnej butli wpuszczano tlenek węgla, który zabijał w męczarniach chorych. Zwłoki zabitych przewożone były do lasu koło Obornik Wielkopolskich. Pozostali pacjenci byli mordowani w lasach rożnowskich, w pobliżu masowego pochówku. Po raz pierwszy wtedy zastosowano prototyp samochodu-komory gazowej berlińskiej filii firmy Saurer. Na zewnątrz karoserii namalowany był dzbanek do kawy i nazwa firmy sprzedającej żywność - „Kaisers Kaffee-Geschaft”. Miało to zmylić osoby widzące przejeżdżający „pojazd śmierci”. Część pacjentów chodziła dobrowolnie (po podaniu leków uspokajających), ci, którzy nie chcieli wejść, byli kopani i popychani. Henryk Mania wspomina, że chorych odurzano także mieszaniną morfiny ze skopolaminą, która wywoływała wiotczenie mięśni. Pacjentów uśmiercano w lesie, za pomocą komory podłączonej do instalacji z tlenkiem węgla lub rury wydechowej. Ciało zakopywano w lesie i dla niepoznaki sadzono młode drzewa. Obiekt po II wojnie światowej był placówką wychowawczą, w 1952 znajdował się tam ośrodek dla dzieci niewidomych, który zlikwidowano w 1994 roku. Obecnie budynek jest w ruinie. Amatorzy zjawisk paranormalnych ulegają wieścią okolicznych mieszkańców, którzy mówią, że na korytarzach wciąż można spotkać lub usłyszeć duchy byłych rezydentów; jęki i chichoty, a na ścianach zobaczyć przemykające cienie. W nocy ponoć czasami wybrzmiewa dziecięcy płacz i odgłos kroków. Niecodzienne zdarzenia nasilają się w listopadzie, w czasie rocznicy tragicznych wydarzeń.

Historie tutaj spisane dotąd intrygują „poszukiwaczy duchów”, ale czy faktycznie w tych miejscach natknąć się można na przemykające zjawy? Zjawiska paranormalne od lat dzielą społeczności na sceptyków, bojaźliwych i osoby wierzące, że po śmierci niektóre dusze znajdują się w zawieszeniu między tym a tamtym światem. Kto ma rację, każdy musi rozstrzygnąć sam.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski