Hanna Banaszak pięknie zaśpiewała swoje żelazne przeboje, które zostały przykryte przez dwie rewelacyjne wokalizy: "Oblivion" Astora Piazzolli i partię trąbki Chucka Mangione z filmu "Dzieci Sancheza". Banaszak śpiewa je od jakiegoś czasu na koncertach, ale publiczność poznańska ich nie zna, bo artystka rzadko występuje w rodzinnym mieście, a w telewizji dla tej klasy wokalistów też nie ma czasu antenowego. Publiczność na placu Wolności jednak rozpoznała w nich wielką klasę.
Piazzolla był li tylko rozgrzewką przed tym, co Hanna Banaszak pokazała w "partii trąbki" genialnej a zarazem piekielnie trudnej kompozycji Chucka Manione. Jest to dzieło fenomenalne, nasycone emocjami, wręcz sensualne. Jest to kompozycja dla trębacza na dodatek wirtuozowska, a momentami - karkołomna. Ale nie dla Hanny Banaszak, która fruwa po skali, znakomicie odnajduje się w zmieniających się barwach i dramaturgicznych zwrotach akcji tego muzycznego tematu. Nie myśli w ogóle o technice, skupia się na wyrażeniu emocji.
Pierwszy raz na koncercie usłyszałem piosenkę Jana Kantego Pawluśkiewicza "Serce", którą dotąd kojarzyłem z wykonaniem Marka Grechuty. Odtąd będę pamiętał nową (przynajmniej dla mnie) wersję Hanny Banaszak. Zawsze chętnie słucham w interpretacji piosenkarki przepięknej ballady Krzysztofa Komedy "Rosemary’s Baby" i wszystkich piosnek Jonasza Kofty. Wybory jego tekstów dokonywane przez artystkę, to słychać, nie są przypadkowe.
Osobno dziękuję za piosnkę "Może to sen". Ja też nie wykreślam z notesu numerów telefonów ludzi, którzy już odeszli.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?