Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strzelał do policjantów w Poznaniu. Odpowiada za usiłowanie zabójstwa. "Zdominowało mnie poczucie zagrożenia"

Justyna Piasecka
Justyna Piasecka
W piątek, 26 maja ruszył proces oskarżonego. Krzysztof J. nie przyznaje się do winy, twierdzi, że nie chciał zabić policjantów. Jednocześnie nie zakwestionował, że oddał strzały.
W piątek, 26 maja ruszył proces oskarżonego. Krzysztof J. nie przyznaje się do winy, twierdzi, że nie chciał zabić policjantów. Jednocześnie nie zakwestionował, że oddał strzały. Robert Woźniak
W Sądzie Okręgowym w Poznaniu rozpoczął się proces 33-letniego Krzysztofa J., który rok temu strzelał do policjantów z broni czarnoprochowej. Mężczyzna odpowiada m.in. za usiłowanie zabójstwa. W sądzie nie kwestionował, że oddał strzały. Nie przyznał się jednak do tego, że chciał kogoś zabić. - Poczucie zagrożenie zdominowało mi panowanie nad sobą. Jako taką świadomość tego, co się stało, miałem, gdy leżałem już na ziemi - powiedział w sądzie oskarżony.

Postrzelił policjantów na Śródce w Poznaniu

W nocy z 8 na 9 maja 2022 r. policjanci zostali wezwani w okolicę ronda Śródka w Poznaniu, w związku ze zgłoszeniem, że jeden z mężczyzn miał zaczepiać kobiety. Przybyli na miejsce funkcjonariusze wytypowali i wylegitymowali 32-letniego wówczas Krzysztofa J. Niespodziewanie mężczyzna wyjął broń czarnoprochową i zaczął strzelać do policjantów, ci również użyli broni.

Policjant został postrzelony w brzuch i nadgarstek, a policjantka doznała stłuczenia barku i oparzeń ładunkiem prochowym. Ranny został także 32-latek, postrzelony w rękę i obie nogi.

Czytaj też: Strzelanina na rondzie Śródka w Poznaniu. Są zarzuty dla napastnika. 32-letni Krzysztof J. odpowie m.in. za usiłowanie zabójstwa policjantów

Po opuszczeniu szpitala Krzysztof J. usłyszał zarzuty czynnej napaści na funkcjonariuszy, usiłowania zabójstwa policjantów i nielegalnego posiadania broni i amunicji.

Oskarżony Krzysztof J. nie przyznaje się do winy

W piątek, 26 maja w Sądzie Okręgowym w Poznaniu ruszył proces oskarżonego. Krzysztof J. nie przyznaje się do winy, twierdzi, że nie chciał zabić policjantów. Jednocześnie nie zakwestionował, że oddał strzały.

– Sytuacja wyglądała tak, że w momencie, kiedy funkcjonariusz kazał mi się rozebrać w miejscu publicznym, kazał mi zdjąć kurtkę, miałem takie nerwy, że kiedy to mówił, straciłem panowanie nad sobą. Poczucie zagrożenie zdominowało mi panowanie nad sobą. Jako taką świadomość tego, co się stało, miałem, gdy leżałem już na ziemi. Wyglądało to tak, jakbym patrzył, ale nie miałem świadomości, co się dzieje, tak jakby ciało działało niezależnie od woli

– powiedział w sądzie Krzysztof J.

I dodał: – Pamiętam, że strzeliłem w stronę policjantów dwa razy. Zrobiłem to, bo zdominowało mnie poczucie zagrożenia. Wynikało to z tego, że wcześniej miałem do czynienia z nadużyciami ze strony policji. Kilka lat wcześniej zatrzymała mnie policja, zawiozła na komisariat i przeszukała mieszkanie. Od prawnika wiem, że nie miało to podstaw prawnych.

Oskarżony wskazał, że broń czarnoprochową kupił w celach rekreacyjnych, do obrony przed zwierzętami. Zabierał ją ze sobą, wychodząc na spacery. Wcześniej zeznał, że broń i amunicję nabył w sklepie internetowym z siedzibą w Czechach.

W sądzie podkreślił, że myślał, że zna się wystarczająco na broni, by stwierdzić, że została zakupiona przez niego legalnie.

Krzysztof J. wspomniał też, że podczas policyjnej interwencji z maja ubiegłego roku czuł się tak, jakby ktoś „wyłączył mu kontrolę nad ciałem”. Powiedział, że w przeszłości leczył się neurologicznie.

Oskarżony leczył się psychiatrycznie i neurologicznie

O chorobach oskarżonego opowiedziała przed sądem jego matka. Pani Janina wskazała, że jej syn był leczony neurologicznie i psychiatrycznie od 5. do 18. roku życia. Dodała, że pierwsze niepokojące objawy pojawiły się u niego, gdy skończył 4 lata.

- Zaczął mieć problemy emocjonalno-społeczne. Bardzo niechętnie wchodził w interakcje z innymi dziećmi, nie chciał wymieniać się z nimi zabawkami, zdarzało się, że jakieś dziecko popchnął

– powiedziała pani Janina.

Tłumaczyła, że poszła z synem do poradni zdrowia psychicznego, wynik badania EEG wyszedł nieprawidłowy, lekarz przepisał leki, ale nie została postawiona konkretna diagnoza. Dopiero w wieku szkolnym u Krzysztofa J. zdiagnozowano padaczkę – nietypową występującą u 1 na 1000 osób.

- U niego ataki padaczki objawy się agresją. Syn rzucał się wtedy na inne dzieci, po czym nie wiedział, co zrobił. Oprócz tych dużych ataków okazało się, że ma też sekundowe wyłączenia świadomości - nie wiedział, co się z nim dzieje i nie pamiętał, że te wyłączenia były. Z biegiem czasu nauczyłam się rozpoznawać jego wyłączenia po oczach

– wyjaśniła matka oskarżonego.

Kiedy Krzysztof J. skończył 18 lat, przerwał leczenie.

- Po wizycie u neurologa przyszedł i powiedział, że lekarz uznał, że jest już wyleczony i nie musi brać leków. Syn stwierdził, że nie jest chory, że ja wmówiłam mu tę chorobę i nie będzie się leczył

– powiedział kobieta i dodała, że z biegiem lat Krzysztof czuł się coraz gorzej.

Wskazała, że syn interesował się survivalem, początkowo dużo chodził i wyjeżdżał, z czasem zaczęło się to zmieniać.

- Syn zaangażował się w duszpasterstwo akademickie, miał dziewczynę, chodził na imprezy, spotykał się z ludźmi. Zaniepokoiło mnie, kiedy syn zaczął mówić, że on wie coś lepiej ode mnie, bo rozmawia z bogiem, i bóg mu mówi, co ma robić. Nie chciał iść do psychiatry. Poszedł raz, kiedy poprosiłam księdza, by go namówił

– dodała.

Dalej pani Janina mówiła, że po 2018 roku jej syn zaczął coraz bardziej się izolować. Zamykał się w swoim pokoju, gdzie leżał, modlił się i medytował, a wychodził tylko na posiłki.

- W ostatnim roku przed zdarzeniem wychodził z domu wyłącznie, jak było ciemno. W czasie pandemii chodził z kominem zakrywającym twarz i później już go nie zdejmował. Dostał bzika na punkcie swojej wolności, rozpoznawalności. Unikał kamer, komórkę miał zawsze wyłączoną. Od czasu, kiedy przeszedł covid, nie powrócił już do sprawności fizycznej. Został godzinny spacer przed snem. Większość czasu leżał na tapczanie, medytując, modląc się. Cały dzień siedział sam w pokoju

– wyjaśniła.

I dodała: – Tuż przed zdarzeniem, chodził jak nieprzytomny. Skarżył się, że od 2 tygodni nie może spać.

Pani Janina podkreśliła, że w momencie stresu człowiek wpada w panikę, oddycha szybko, a oddech ten jest płytki i dochodzi do hiperwentylacji. Wskazała, że – jak wykazało badanie EEG – podczas hiperwentylacji u jej syna wzmagają się fale ostre i sekundowe wyłączenia świadomości.

Za usiłowanie zabójstwa Krzysztofowi J. grozi nawet dożywocie

Jesteś świadkiem ciekawego wydarzenia? Skontaktuj się z nami! Wyślij informację, zdjęcia lub film na adres: [email protected]

Dwanaścioro dzieci odebrano rodzinie zastępczej spod Wągrowca:

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski