W ciągu pięciu lat podwoi się liczba mieszkańców Strzeszyna. Tak wynika z prognoz poznaniaków, którzy od lat żyją w tej części miasta. Poznańskie Towarzystwo Budownictwa Społecznego pod koniec września dostało od miasta pięć działek na Strzeszynie - w rejonie Koszalińskiej, Literackiej, Żołnierzy Wyklętych - o łącznej powierzchni ponad 8 hektarów. W ciągu pięciu lat chcą postawić na nich 1115 mieszkań. Aktualnie mieszka tam 10 tysięcy poznaniaków. Czy ta, jedna z młodszych dzielnic Poznania, udźwignie dwukrotny przyrost ludności?
Dziś jadąc na Strzeszyn, mija się szeregowce, domy wielorodzinne i jednorodzinne, dużo bliźniaków, współczesnej deweloperki. Jest też trochę zieleni, bo w końcu nieopodal znajduje się wakacyjna baza wypadowa wszystkich poznaniaków - Jezioro Strzeszyńskie.
- Nie wyobrażam sobie, jak nasza dzielnica będzie funkcjonować, gdy powstaną te mieszkania. Już jest ciasno. I nie mówię tu o przestrzeni, tylko o całej infrastrukturze. Wiele rzeczy już teraz brakuje, co będzie, gdy sprowadzą się nowi? - zastanawia się Karolina, sprzedawczyni w osiedlowym sklepie, gdy staram się wybadać nastroje mieszkańców na wieść o napływie nowych poznaniaków.
Najpierw drogi, potem domy
Strzeszyn to dawna wieś, która w obręb Poznania została włączona w 1940 roku. Do samego osiedla dojeżdża jeden autobus z centrum, jeden z Piątkowa. Głównie przeważa zabudowa mieszkaniowa. Jedyne sklepy znajdują się w pawilonach. Jest też jedna przychodnia, kilka prywatnych praktyk lekarskich, jedno gimnazjum, podstawówka i przedszkole. Drugie jest w trakcie budowy.
- Strzeszyn stary to miejsce, gdzie funkcjonowała struktura gospodarstwa. Potem miała być to ekskluzywna dzielnica miasta, w stylu Sołacz. Na koniec miasto wpuściło tu deweloperów, stąd aktualna, chaotyczna zabudowa - opowiada Arleta Matuszewska, przewodnicząca Rady Osiedla Strzeszyn.
Jak przyznają osiedlowi radni, oni i mieszkańcy Strzeszyna są bardzo rozczarowani postawą radnych miejskich, którzy nie uwzględnili w swoich decyzjach realnych potrzeb aktualnych mieszkańców Strzeszyna.
- Rada osiedla przyjęła bardzo kontrowersyjny i trudny plan dla tego obszaru, będąc świadoma, że będzie tu zabudowa wielorodzinna. Nasze największe zastrzeżenie i obawy budzi fakt bardzo skokowego i gwałtownego przyrostu mieszkańców na tym terenie i braku jakiejkolwiek gwarancji rozbudowy infrastruktury drogowej, komunikacji zbiorowej, oświatowej, kulturalnej i zdrowotnej - mówi Wojciech Bratkowski, przewodniczący zarządu RO Strzeszyn.
Wszyscy, z którymi rozmawiam na Strzeszynie, już teraz wskazują na dramatyczną sytuacją komunikacyjną. Poranne i popołudniowe korki to norma. Ze Strzeszyna prowadzi pięć dróg wyjazdowych - każda przecięta jest torami. Mieszkańcy nie mogą więc swobodnie kursować do Kiekrza, na Wolę, Golęcin, Podolany.
- Szanse, że przejazd będzie zamknięty, są zawsze pół na pół. Dziś, około 10 tysięcy osób może korzystać też tylko z jednej linii autobusowej w stronę centrum miasta. 64 kursuje co prawda co 15 minut, ale ileż to razy zdarza się, że autobus stoi na Jeżycach w korku lub wypadł z trasy - opowiada Urszula Konys ze Stowarzyszenia „Strzeszyn dla dzieci”.
- Nie ma dla nas alternatywy dojazdu bezpośredniego do centrum miasta. Ta wąska ulica, którą poruszamy się teraz - Wojska Polskiego, jeśli ma skomunikować tyle tysięcy ludzi, to jest to po prostu nierealne. Jeżeli miasto stawia na transport zbiorowy to jedyny autobus, który wyjeżdża z naszego osiedla, już dziś stoi w korku. O godzinie 8 korek zaczyna się dokładnie na wysokości zjazdu z ulicy Literackiej, a czasem aż od Żołnierzy Wyklętych, aż po Niepodległości - dodaje Małgorzata Bogusławska, mieszkanka Strzeszyna.
Wszyscy z niepokojem myślą o kolejnych 10 tysiącach mieszkańców, którzy za kilka lat mają, według planów miasta, się tu wprowadzić. To oznacza nie tylko gęste zagęszczenie na samym Strzeszynie, ale sam dojazd do niego.
- Nie jesteśmy przeciwni budowie nowych mieszkań, bo to PTBS-y. To jednak bardzo gwałtowny przyrost ludzi na tym obszarze miasta. Na radzie miejskiej wielokrotnie postulowałem o deklaratywne wpisanie do wieloletniej prognozy finansowej nakładów na infrastrukturę komunikacyjną Strzeszyna z pozostałymi częściami miasta i na infrastrukturę na samym osiedlu. Jako jedyny taką deklarację złożył wiceprezydent Wiśniewski, na budowę nowej szkoły, jednak po 2019 roku, czyli już po zakończeniu kadencji - mówi Wojciech.
Po uchwaleniu planu miejscowego dla tego terenu w 2003 roku miasto obiecało mieszkańcom Strzeszyna prace nad budową węzła przy ulicy Koszalińskiej. Przynajmniej jeden bezkolizyjny przejazd to zdaniem lokalnej społeczności konieczność, by normalnie żyć. Dziś, pieniędzy w budżecie miasta na budowę węzła nie ma. Jest tylko zapowiedź prac nad nim.
- Pięć lat temu była taka sytuacja, że w stawie przy szkole topił się chłopiec. Karetka stała 20 minut na przejeździe kolejowym, który był akurat zablokowany - opowiada Ula.
- Tu będą zaraz Naramowie Bis - uważa Arleta.
- Tylko że na Naramowicach podobny napływ trwał na przestrzeni kilkunastu lat. U nas podwojenie mieszkańców nastąpi w ciągu pięciu lat. To jest sytuacja niewyobrażalna, by nie myśleć jednocześnie o usprawnieniu kluczowych punktów tu - uważa Wojciech Bratkowski.
Mieszkańcy Strzeszyna zauważają, że ich dzielnica to także idealna baza wypadowa w okresie letnim dla reszty poznaniaków.
- Od maja do końca września jesteśmy obłożeni z każdej strony samochodami, które stają na drogach, którymi my codziennie jeździmy z centrum do miejsca zamieszkania. Na razie jednak żadnych rozwiązań, by ulepszyć komunikację, nie ma i w korkach ugrzęźniemy nie tylko my, ale także korzystający z naszych terenów rekreacyjnych - uważa Małgorzata.
Co mogłoby zdaniem mieszkańców usprawnić przejazd do centrum?
- Istniejąca kiedyś pętla tramwajowa na Golęcinie rozwiązałaby po części problem dojazdu do samego centrum. Sensowna kolej aglomeracyjna - uważa Arleta. - Kolej bez wiaduktu to byłby horror. Co 20 minut opuszczony szlaban - zauważa Wojciech.
Wszystkie drogi prowadzą poza Poznań
Brak dobrej komunikacji idróg to jedno. Problemy są też inne. Znimi borykać się też będą przyszli mieszkańcy Strzeszyna.
- Nie ma też odpowiedniej opieki zdrowotnej. Fizycznie nasza przychodnia nie jest w stanie przyjąć nawet dodatkowych dwóch tysięcy osób, a co dopiero mówić o 10 tysiącach - twierdzi Arleta Matuszewska.
Problemem, z którym walczą rodzice dzieci, uczęszczających już teraz do szkoły podstawowej na Strzeszynie, jest też zbyt mała liczba klas i zbyt duża liczba uczniów.
- To piękny nowy budynek. Zaplanowany na 800 dzieci. Dziś uczy się tu już ich 1100. Lekcje odbywają się w systemie trzyzmianowym. Zaczynają od 8, a kończą nawet o 17. I tak lekcje mają nie tylko starsi, ale też klasy 1-3. Nie ma też reguły, bo raz kończą o 17, by następnego dnia iść na 8 - opowiada Ula.
Rodzice wyliczają: brakuje sal lekcyjnych, ośrodka sportowego, stołówka jest za mała. Gdy nie dojdzie do budowy kolejnej szkoły, w istniejącym budynku za kilka lat będzie musiało się pomieścić 3300 dzieci.
- Powstaje nowe przedszkole, ale ono także nie przyjmie więcej niż 250 dzieci - zauważa Ula.
Małgorzata z kolei uważa, że Strzeszyn przez gęstą zabudowę straci też swoje tereny rekreacyjne. - Mieszkamy na granicy zachodniego klina zieleni. Taka intensyfikacja mieszkańców spowoduje degradację zieleni. Podobnie jak to się stało z Żurawińcem, który praktycznie przestał istnieć - uważa.
Mieszkańcom brakuje też takich prozaicznych rzeczy jak ławki, kosze, większa liczba placów zabaw. - Czasami wyjście z dzieckiem na plac zabaw to kilkugodzinna wycieczka. Być może tam, gdzie powstają nowe domy, będzie kolejny plac. Jest ich zdecydowanie za mało - mówi Karolina.
- Tu nie ma żadnego miejsca spotkań dla mieszkańców, do krzewienie kultury - dodaje Arleta Matuszewska.
Jak zapowiada Andrzej Konieczny, prezes PTBS, zaraz obok mieszkań mają powstać place, siłownie, pomieszczenia na przedszkole, żłóbek oraz klub seniora z biblioteką.
To jednak dla mieszkańców Strzeszyna za mało. - Miasto kompleksowo nie myśli o swoim rozwoju, a chce zachęcić młodych, by tu zamieszkali? Nikt tu nie zamieszka, gdy obecny stan się nie zmieni. Miejsca pracy w centrum będą likwidować, bo każdy będzie wolał w swoim fyrtlu lub zdalnie pracować, by nie przemieszczać się do miasta - twierdzi Arleta.
Radni osiedlowi są zdania, że miasto zamiast stawiać na tych gruntach PTBS-y, powinno je sprzedać deweloperom.
- Jak tereny były przeznaczane na prywatne zagospodarowanie, to miasto mówiło deweloperom, że mają dołożyć się do budowy wiaduktu na ulicy Koszalińskiej. W tym momencie jest to jednak spółka miejska i żadnych dodatkowych korzyści z budowy tych mieszkań nie będzie - uważa Małgosia.
- Z naszych obliczeń wynika, że miasto zyskałoby na sprzedaży tych gruntów deweloperom aż 200 milionów złotych. Nie rozumiem, skąd ta niegospodarność - twierdzi Matuszewska.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?