Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Subkultury: Dres a sprawa polska

Redakcja
Borys Szyc w roli Silnego - najsłynniejszego dresiarza w polskiej kulturze
Borys Szyc w roli Silnego - najsłynniejszego dresiarza w polskiej kulturze ITI
Całe dnie przesiadują w bramach, klatkach schodowych i na osiedlowych ławkach. Buntują się nie dla idei, lecz z powodu jej braku. Nad miejscem dresiarzy we współczesnej polskiej kulturze - zastanawia się Jacek Sobczyński

Silny jest dresiarzem. Łysa głowa, groźna mina, "przypakowany" jak trzeba. Ale myli się ten, kto dostrzega w nim typowego przedstawiciela tej najbardziej nielubianej subkultury ostatnich lat. Bo Silny dużo widzi, dużo słyszy i jeszcze więcej myśli. I chociaż nie ustrzeże się przed wywołaniem karczemnej rozróby w McDonaldzie, to czytając "Wojnę polsko-ruską pod flagą biało-czerwoną", której Silny jest głównym bohaterem, czytelnika uderza przede wszystkim inteligentny cynizm, z jakim młodzieniec portretuje otaczający go świat.

Wczoraj do polskich kin weszła długo oczekiwana ekranizacja powieści Doroty Masłowskiej w reżyserii Xawerego Żuławskiego. Siedem lat temu, tuż po premierze, książka została okrzyknięta mianem literatury dresiarskiej. Chyba niesłusznie, i nie tylko dlatego, że słowo "dres" nie padło w niej ani razu. Dresiarze nie mogli zostać ani odbiorcami, ani nadawcami książkowego przekazu z uwagi na swoje programowe odcięcie się od kultury. A mimo to są dla niej od lat całkiem niezłą pożywką.

Przybyli ze Wschodu
Po raz pierwszy hasło "dresiarz" pojawiło się w mediach w połowie 1996 roku. Wówczas w warszawskiej dyskotece Colosseum dochodziło do częstych burd z udziałem ubranych w sportową odzież gośćmi. Pierwszymi dresiarzami byli jednak rosyjscy handlarze, którzy od początku lat 90. obstawiali polskie targowiska, handlując podróbkami ubrań zagranicznych firm.

Nie dość, że sami paradowali w dresach (tanich i wygodnych, przeznaczonych w sam raz do fizycznej pracy), to jeszcze nastolatki, spragnione łyku wielkiego świata, zaczęli regularnie się u nich ubierać. W końcu oryginalne dresy Adidasa czy Nike można było dostać wyłącznie za bajońskie sumy, a dodatkowy pasek na rękawie czy nieco przekręcona nazwa na metce jakoś nikomu nie przeszkadzały.

Przechadzając się ulicami miast w takim stroju dresiarze szybko zaczęli zwracać na siebie uwagę. Z początku kojarzeni z mafią (ze względu na wschodnich gangsterów, również lubujących się w noszeniu dresów), z czasem wykształcili odrębną subkulturę. Łączyła ich nuda, nihilistyczne podejście do życia, zamiłowanie do tężyzny fizycznej oraz - przede wszystkim - brak perspektyw. Właśnie dlatego przynależność do tej grupy stała się nęcąca dla tysięcy młodych ludzi bez pomysłu na życie. Co prawda w otoczeniu podobnych sobie osobników również nie myślano o przyszłości, jednak nastoletni dresiarze czuli w swoich kolegach oparcie oraz przynależność do jednego kolektywu - a co za tym idzie, większe bezpieczeństwo.

Socjologowie nie mają jednak wątpliwości, że dresiarze to po prostu spadkobiercy subkultury chuliganów, tak wszechobecnej w powojennej Warszawie czy Łodzi. Z tym że wówczas słowo "chuligan" nacechowane było bardziej pejoratywnie niż dziś i dotyczyło przedstawicieli przestępczego półświatka. Zrodziła ich powojenna sytuacja w kraju: opuszczone miasta, ruiny, wszechobecna nuda spowodowana brakiem pracy i pieniędzy. Ubrani w ekstrawaganckie, krzykliwe stroje (szaliki, kolorowe koszule i skarpetki, kraciaste czapki - cyklistówki) chuligani rozładowywali narastającą frustrację poprzez bezsensowną przemoc, znakomicie opisaną choćby na kartach "Złego" Leopolda Tyrmanda czy w dokumentach "Uwaga, chuligani!" Jerzego Hoffmana i Edwarda Skórzewskiego.

Nie inaczej jest z dzisiejszymi "dresami", którzy jak diabeł z pudełka wyskoczyli na ulice tuż po transformacji ustrojowej. Tylko zrujnowane kamienice zostały zastąpione przez równie ponure bloki z wielkiej płyty, lecz poza tym zmieniło się niewiele. Wciąż rządzi brutalność, życie na marginesie społecznym oraz negacja rzeczywistości poprzez zestawienie: my kontra oni. Oni, czyli reszta świata.
Nie dla lamusów
Jako twórcy dresiarze są nieobecni w popkulturze. Rzadko spotyka się subkultury, które nie wykształciły żadnej sceny muzycznej - tymczasem dresiarze właśnie do takich należą. Od lat niesłusznie wrzuca się ich do jednego worka z hip-hopowcami. Powód? Operowanie podobnym, nacechowanym wulgaryzmami językiem i kategoryczne podejście do świata. Faktycznie, teksty reprezentantów ulicznych form hip-hopu mogą identyfikować ich z dresiarskim sposobem myślenia i pogardą dla "lamusów". "Powtórka z rozrywki, z rozrywki powtórka/Słuchają ulice, słuchają podwórka/Mistyczne wibracje dla ulicznych stepów, nie dla garniturka/Który boi się chodzić po ulicy, gdy jest ciemno" - to fragment "Osiedlowych akcji" rapowej formacji Molesta, pionierów radykalnego, ulicznego hip-hopu.

A jednak jeszcze kilka lat temu hip-hopowcy często padali ofiarą ataków dresiarzy. Drażnili ich drogimi ubraniami, luźnym stylem bycia (tzw. bujanką, czyli sposobem chodzenia z kołysaniem się na boki) oraz sztucznym przeszczepianiem murzyńskich wzorców zza Oceanu. Paradoksalnie, prototypami dzisiejszych dresiarzy są nie tylko amerykańscy "corner boys" (czyli: chłopcy z rogu, nazwa pochodzi od grupek młodzieży, wystających w latach 40. na narożnikach ulic), ale i XIX-wieczni afroamerykańscy bezrobotni.

"Na skrzynkach po towarach siedziały jak dzień długi miejscowe obibruki i wycinały coś tam na nich swoimi składanymi nożami, poza tym obibruki te żuły tytoń, rozdziawiały gęby, ziewały i przeciągały się. Na imię im było przeważnie Bill albo Buck, albo Hank, albo Joe, albo Andy, mówili tak jakoś leniwie i przeciągali słowa, a przekleństw używali nadzwyczajnie dużo" - tak scharakteryzował ich w "Przygodach Hucka" Mark Twain. "Amerykański wzór z murzyńskiego getta/Króluje teraz na polskich przedmieściach/Bandyckie ryje zniekształcone złością/Zderzenie Zachodu z polską mentalnością" - dodawał w utworze "Od Wschodu do Zachodu" Krzysztof Grabowski, wokalista punkowego Dezertera.
Intelektualiści w dresach?
Kulturalny niebyt dresiarzy wynika w dużej mierze ze stereotypów, które sami zainteresowani nałożyli na siebie. Silne utożsamienie z grupą powoduje, że dobrowolnie skazują się na anonimowość, ukrytą za pospolitymi ksywkami. Dresiarze cierpią na deficyt uczuć, myślą prosto, jednotorowo. To stawia ich na przeciwległym biegunie do intelektualistów, traktujących ich z lękiem, ale i fascynacją. Sama Dorota Masłowska podczas pisania "Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną" była pod sporym wpływem otaczającego ją środowiska wejherowskich dresiarzy. "Mam znajomego stolarza, jest ortodoksyjnym dresem. Naczytałam się dużo książek i różne sprawy rozważam - może tak, może inaczej. A on myśli w jednym kierunku. To jest proste i na swój sposób szlachetne" - opowiadała w wywiadzie dla "Polityki" pisarka.

Swoją cegiełkę do uniformizacji dresiarzy przyłożyli także polscy filmowcy. W "Infernie" Pieprzycy, czy "Krwi z nosa" Matwiejczyka ubrani w dresy młodzieńcy pełnią rolę atrakcyjnego tła, które czasem tylko postraszy bohaterów swojskim "spuszczeniem łomotu". Nieco głębiej w psychikę stałych bywalców klatek schodowych wwiercił się Robert Gliński. Jego "Cześć, Tereska" zaskakuje szerszym ujęciem subkultury dresiarzy przez ustawienie w centrum opowieści dwóch zbuntowanych dziewczyn. Najodważniej figurą dresiarza zagrała jednak Magdalena Piekorz, w której "Senności" śląskie familoki stały się tłem dla zakazanego romansu "dresa" z młodym lekarzem. Niestety, oryginalność zakończyła się na pomyśle - planujący wspólną przyszłość kochankowie zostali skatowani przez grupę ubranych w sportowe uniformy młodzieńców, którym nie w smak był homoseksualizm jednego z nich.

Jeszcze kilka lat temu trudno byłoby w to uwierzyć, ale dziś dresy dumnie wkraczają na salony. Wśród bogatej młodzieży oryginalne, stylizowane na lata 80. bluzy sportowych firm cieszą się dużą popularnością. Sami dresiarze przerzucili się ostatnimi czasy na elegancję - obecnie w ich środowisku prym wiodą wąskie jeansy oraz schludne swetry. I kto wie, być może za parę lat zatęsknimy za kreszowo-ortalionową elegancją, serwowaną przez wschodnich handlarzy? Oczywiście - z dodatkowym paskiem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Subkultury: Dres a sprawa polska - Głos Wielkopolski

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski