Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Suszarki" nielegalne? Czeka nas mandatowa rewolucja

Izabela Budzyńska, Krystian Lurka
T. Motyliński od dwóch lat walczy z - jego zdaniem - mandatem, którego nie powinien dostać
T. Motyliński od dwóch lat walczy z - jego zdaniem - mandatem, którego nie powinien dostać archiwum
Ręczne mierniki prędkości, czyli tak zwane "suszarki" to najpopularniejszy sposób karania kierowców, którzy przekraczają prędkość. W Wielkopolsce, od stycznia do czerwca, policjanci wystawili ponad 87 tysięcy mandatów kierowcom, którzy przekroczyli dozwoloną szybkość jazdy. Za jakiś czas jednak może okazać się, że część ukaranych zamiast płacić mandaty pójdzie w ślad Tomasza Motylińskiego.

Kierowca ponad dwa lata temu, został zatrzymany przez policję w Gnieźnie za przekroczenie prędkości. Jednak jest pewien, że wskazanie "suszarki" nie zgadzało się z tym, co pokazywał prędkościomierz jego samochodu. Sprawę zgłosił się do sądu, a ten przyznał, że wina może leżeć po stronie konstrukcji fotoradaru.

T. Motyliński, taki wniosek wysnuwa z ustnego uzasadnienia wyroku, które usłyszał: - Pani sędzia zgodziła się ze mną co do tego, że radary są niedokładne, ale uznała też, że policjant nie potrzebuje radaru, żeby stwierdzić, który samochód przekroczył prędkość - mówi kierowca. Według sędzi mierniki nie pozwalają jednoznacznie określić pojazdu, którego prędkość została mierzona. Teraz kierowca czeka na pisemne uzasadnienie wyroku. Mimo tego, że "suszarka" została uznana za niedokładną kierowca musi zapłacić karę.

Polecamy:
Fotoradary w Poznaniu? Kierowcy mają na to sposób! [ZDJĘCIA]

Zdaniem Ryszard Fonżychowskiego, prezesa stowarzyszenia "Droga i Bezpieczeństwo", nie powinno się podważać zasadności przyrządów dopuszczonych do użytkowania przez państwowy urząd. - Za kontrolę "suszarek" odpowiedzialny jest Główny Urząd Miar. Jeśli on uznał je za prawidłowe, trzeba mu wierzyć. - mówi R. Fonżychowski. Zauważa, jednak, że jeśli coś mogło w tej sytuacji zawieść to albo funkcjonariusz lub albo brak kontroli policyjnego sprzętu.

Podobnego zdania jest Marek Kulik, prezes zarządu firmy Videoradar, która zajmuje się dystrybucją radarów. Na pytanie czy ręczne mierniki prędkości są nieprecyzyjne, odpowiada: - Nie można tego określić jednoznacznie.

Sprawdź również:
Józef Klimczewski: Obrazek ze św. Krzysztofem nie wystarczy, trzeba też myśleć

Jego zdaniem prawidłowość pomiaru zależy od osoby, która go wykonuje. - To co mierzy wiązka lasera przy odległości 500 metrów to obszar półtora metrów. Jednak już przy kontroli auta oddalonego od policjanta o kilometr to trzy metry - wyjaśnia i dodaje, że do takiego miernika, jak do każdego produktu, są konieczne odpowiednie warunki użytkowania, przede wszystkim przeszkolony policjant. Przyznaje też, że niełatwo narzędziem przypominającym pistolet trafić w szybko jadące pojazdy. Jak mówi, w wielu krajach podobne mierniki muszą być ustawione na trójnogich statywach. - Tak jest w Czechach, na Słowacja czy Węgrzech - wymienia.

Na wątpliwości Fonżychowskiego i Kulika odpowiada Krzysztof Hajdas z Komendy Głównej Policji w Warszawie.

- Ręczne mierniki prędkości mają wszystkie świadectwa wymagany przez polskie prawo. Nie ma powodów, żeby zostały wycofane czy żeby podważać słuszność ich używania - mówi i dodaje: - Policjanci są dobrze wyszkoleni, a przyrządy mają aktualne certyfikaty - mówi Hajdas i dodaje: - Nie komentujemy wyroków nieprawomocnych.

Podobnego zdania jest odpowiedzialny za dopuszczenie do używania Główny Urząd Miar.

Polecamy:
Fotoradary w Poznaniu? Kierowcy mają na to sposób! [ZDJĘCIA]

Adam Żeberkiewicz, starszy specjalista z Głównego Urzędu Miar mówi, że nie komentujemy orzeczeń sądu pierwszej instancji. - Trudno nam się odnieść do wyroku, nie znając wyniku ostatecznego - mówi A. Żeberkiewicz. Jego zdaniem przyrządy zatwierdzonego przez urząd zostały legalnie wprowadzone do obrotu i użytkowania. - Nie ma żadnych powodów żeby sądzić inaczej - dodaje.

Co innego mówi kierowca ukarany mandatem.

- Przed feralną kontrolą wyjechałem z warsztatu samochodowego. Zalecono mi następne 300 kilometrów obchodzić się z samochodem ostrożnie, więc bardzo pilnowałem obrotów silnika i prędkości. Jestem absolutnie pewny, że nie jechałem 82 kilometry na godzinę, co było w odczycie radaru - mówi kierowca. Podczas pomiaru obok jego auta jechały dwa inne. Kierowca sugeruję, że wynik kontroli na "suszarce" należał do jednego z nich.

Motyliński zapowiada odwołanie od wyroku Sądu Rejonowego w Gnieźnie. Zapewnia, że mandatu nie zamierza zapłacić. Aby to zrobić, musi jednak mieć pisemne uzasadnienie orzeczenia. To jeszcze nie zostało sporządzone.

Sprawdź również:
Józef Klimczewski: Obrazek ze św. Krzysztofem nie wystarczy, trzeba też myśleć

Arkadiusz Lewandowski z Sądu Rejonowego w Gnieźnie, wyjaśnia, że stanie się to, kiedy sędzia prowadząca wróci z urlopu - jest na nim do końca sierpnia.

T. Motyliński uważa, że przedłużanie sprawy to działanie celowe. Jak mówi, wyrok przyznający, że użyty radar nie pozwalał na określenie, którego pojazdu dotyczył pomiar, okaże się niebezpieczny dla całego kraju. Oznaczałoby to, że dotąd przyznawane mandaty policja nakładała nielegalnie.

Zdaniem T. Motylińskiego, będzie to początkiem zalewania sądów odwołaniami od mandatów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski