Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sven Hannawald: Kamil Stoch, potem Richard Freitag i długo, długo nic

Michał Skiba
Michał Skiba
facebook.com/hannawald.sven/
Kiedyś mieliście tylko Adama Małysza, teraz macie czwórkę na medal. U nas jest za duża różnica między Wellingerem, Eisenbichlerem, Freitagiem i resztą. Tylko Richard Freitag będzie realnym konkurentem dla Kamila Stocha w Pjongczangu. Na razie nie widzę innych kandydatów, nawet mimo niedzielnego skoku - mówi nam Sven Hannawald, legenda skoków, obecnie komentator niemieckiego Eurosportu.

Michał Skiba: Pana chyba dalej kręci Puchar Świata w Zakopanem?

Sven Hannawald: Wciąż to wspaniałe uczucie być tutaj, gdzie kiedyś rywalizowałem. Publiczność jest fenomenalna. Tu są po prostu maniacy, wariaci. Oczywiście ma to nacechowanie pozytywne. Kocham przyjeżdżać do Zakopanego. Pamiętam, jak ustanowiłem rekord Wielkiej Krokwi, widziałem te głębokie spojrzenia. To był podziw, dla mnie wielki dreszczyk emocji. Celebrowałem ten sukces tutaj rok w rok.

Już pogodził się Pan z faktem, że Kamil Stoch powtórzył Pański wyczyn i wygrał wszystkie cztery konkursy Turnieju Czterech Skoczni?

Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie miałem nadziei, że będzie inaczej. Co roku chciałem, by mój wyczyn nie został powtórzony. Później zaczął się etap, gdy zacząłem godzić się z sytuacją, że w końcu komuś się uda. Parę razy było przecież blisko. To uczucie narastało po każdym kolejnym wygranym konkursie Kamila podczas tegorocznego TCS. Byłem nawet bardzo szczęśliwy, że to właśnie Kamil powtórzył mój sukces. To wspaniały człowiek, nie jest arogantem. Widzę jaki jest spokojny, jak świętował ten sukces z rodziną. To były dla mnie piękne obrazki.

Mówił Pan, że w końcu może założyć klub zwycięzców.

Nareszcie jest nas dwóch! Wcześniej sam należałem do klubu skoczków, którzy wygrali wszystkie konkursy TCS. W końcu mogę w nim z kimś porozmawiać. Za każdym razem będę powtarzał, że cieszę się, że tworzę z Kamilem ekskluzywne grono.

Co zdecydowało o takim zwycięstwie i o takiej formie Stocha?

Pracował bardzo ciężko. Masz sztab, który Ci w tym pomaga, ale na końcu zawsze jesteś sam. Przecież tylko od ciebie zależy, czy się odpowiednio skupisz przed swoją próbą. To umiejętność, którą trudno wytrenować i zaplanować. Taka jest część tego zawodu, albo coś udźwigniesz psychicznie albo nie. Skupienie to jest najważniejszy powód, dla którego ktoś wygrywał do Innsbrucku, a potem nie stawiał „kropki nad i” w Bischofshofen.

W Polsce już zastanawiamy się, co może wydarzyć się podczas igrzysk olimpijskich w Pjongczangu. Scenariusz z Soczi, czyli dwa złote medale Kamila Stocha - to możliwe?

W moich oczach Kamil wciąż rośnie. W Korei będzie moim największym faworytem. Później jest Richard Freitag - on jest prawie na tym samym poziomie co Kamil. Czasem po prostu tak jest, że budzisz się w dobrym nastroju, czujesz się lepiej od przeciwnika, wtedy wygrywasz. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość, a ją uzależniam od warunków. One w Pjongczangu mogą płatać figle. Chciałbym, żeby Kamil i Richard mieli szczęście - wtedy wygra ktoś z nich. Kto? Nie mam pojęcia. Jestem w dobrej sytuacji, bo będę się cieszył w każdym z tych dwóch przypadków.

To Richard Freitag będzie na czele całego peletonu goniącego Kamila Stocha, czy może ktoś jeszcze dołączy do Niemca?

Zdecydowanie Freitag. Trudno mi kogoś innego wymyślić. Jestem za to w stanie sobie wyobrazić, że tak może wyglądać ta rywalizacja aż do ostatniego weekendu Pucharu Świata w Planicy.

Był Pan zaskoczony wynikami konkursu drużynowego?

Przed sobotnimi zawodami dawałem równe szanse Norwegom i Polakom. Byłem zaskoczony postawą Norwegów, szczególnie formą Andreasa Stjernena. W piątek radził sobie bardzo dobrze, a w sobotę odstawał od reszty kolegów. Zachowywał się zupełnie inaczej niż podczas mistrzostw świata w lotach w Oberst-dorfie. Nie wiem dlaczego, nie widziałem, aby robił jakieś rażące błędy techniczne.

Adam Małysz powiedział, że loty i skoki to dwie różne dyscypliny sportu.

Zgadzam się z tym, ale nie mówiłbym od razu, że szanse Norwegów maleją. Wychodzisz z progu z prędkością 100 km/h, na mniejszych skoczniach różnica na rozbiegu wynosi kilkanaście kilometrów. To prędkość jest głównym powodem, że to jest zupełnie inna praca. Na mniejszych skoczniach jest łatwiej o agresję w locie. A Norwegowie mają jeszcze kilku zawodników, którzy walczą o udział w tej drużynie. Każdy z nich zrobił postęp. W sobotę Stjernen miał gorszy dzień, a w polskiej ekipie wystrzelił Stefan Hula.

To wciąż zawodnik, który zaskakuje polskich kibiców. Wielu trenerów chwali Stefana za konsekwencje z jaką skacze.

To prawda, widocznie to był czynnik, którego wcześniej brakowało w jego pracy. Dwa miesiące temu widziałem go w mistrzostwach Polski, które wygrał. Wcześniej nie rywalizował na takim poziomie, teraz znalazł sposób jak się poprawić. Miło się patrzy na jego skoki, można po nich wnioskować, że prędko nie zejdzie poniżej pewnego poziomu. Stefan jest silnym punktem polskiej drużyny.

Jakie nastroje są w niemieckiej drużynie? Niemcy nie zdobyli medalu w lotach w Oberstdorfie...

Czasem konkurencja jest za silna i nie można powiedzieć, że coś poszło nie tak. Oczywiście mogę się przyczepić do Stephana Leyhe, który trochę odstawał od pozostałej trójki. Miał też złe warunki do skakania. Zabrakło metrów do medalu. Z wiatrem trudno konkurować.

Po sobocie okazuje się, że Niemcy są zespołem, który zrobił szybki progres. Jest nadzieja przed igrzyskami.

Trzeba zauważyć, że wielką robotę dla całej drużyny wykonał Andreas Wellinger. Wcześniej nie potrafił wziąć na barki problemów reszty kolegów z ekipy i skoczyć kilka metrów dalej. Stephan Leyhe lub Karl Geiger muszą skakać lepiej i dalej, by rywalizacja Niemców z Polakami i Norwegami miała sens. W tej chwili jest za duża różnica między Andreasem Wellingerem, Markusem Eisenbichlerem, Richardem Freitagiem i wspomnianą dwójką.

Kiedyś mieliśmy problem, że mieliśmy Adama Małysza i później był kłopot.

Pamiętam, że tak było. Mieliście tylko Adama, teraz wszystko się zmieniło. Macie czwórkę na medal.

Autor jest również na Twitterze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Sven Hannawald: Kamil Stoch, potem Richard Freitag i długo, długo nic - Portal i.pl

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski