Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Świat wiedział o holocauście i Katyniu, a Wołyń przemilczano

Bartłomiej Hypki
Archiwum prywatne Horoszkiewiczów
Dla rodziny Horoszkiewiczów z Pleszewa „Wołyń” Wojciecha Smarzowskiego to nie tylko trudny i potrzebny film. To również historia ich rodziny.

Film Wojciecha Smarzowskiego „Wołyń” ma ocalić od zapomnienia tragiczne wydarzenia z lat 1943-44, kiedy to nacjonaliści ukraińscy, przy wsparciu miejscowej ludności ukraińskiej, dokonali rzezi Polaków. Dla Edwarda Horoszkiewicza to także wstrząsająca historia jego własnej rodziny. Urodzony w 1937 roku na Wołyniu Edward Horoszkiewicz przeżył traumę podczas wywózki z rodzinnego domu w Balarce. Jest autorem książki „Zamordowane dzieciństwo”. Kiedy dowiedział się, że Smarzowski przymierza się do kręcenia filmu, napisał do niego i przesłał mu fragmenty swojej książki.

- To film był bardzo potrzebny z wielu względów. Świat wiedział o holocauście, potem dowiedziano się o Katyniu, a Wołyń przemilczano. Niektórzy mówią, że Wołynian zamordowano dwa razy. Pierwszy raz zrobili to siekierami Ukraińcy, a drugi raz poprzez zapomnienie tego faktu - mówi mieszkający obecnie w Pleszewie Horoszkiewicz.

Emerytowany lekarz podkreśla mistrzostwo i kunszt reżyserski Smarzowskiego, który jego zdaniem doskonale oddał gehennę Polaków. Podkreśla jednocześnie, że zbyt łagodnie potraktował Ukraińców.

- Całe życie żyję w poczuciu krzywdy. Potrafiłem budzić się nocami, wspominając wywózkę. Film był dla mnie rodzajem oczyszczenia - wyjaśnia Horoszkiewicz.

Przyznaje, że tylko opowiedzenie prawdy może być początkiem do poprawienia relacji polsko-ukraińskich.

Edward Horoszkiewicz został zaproszony na plan przez reżysera, który konsultował się z nim podczas zdjęć. Oglądał też postprodukcyjną wersję filmu. A na warszawskiej premierze „Wołynia” obecna była cała rodzina Horoszkiewiczów: senior Edward wraz z żoną Krystyną oraz córki Paula i Małgorzata z rodzinami.

Przyznaje, że jest filmem bardzo wzruszony. Wojciech Smarzowski podziękował mu za obecność na premierze i poprosił go również o komentarz po obejrzeniu filmu. Napisał więc do reżysera list.

Córki pana Edwarda Horoszkiewicza zostały także zaproszone na plan. Wraz z dziećmi były statystkami w scenie wywózki Polaków, która była kręcona w Skierniewicach.

- Pomyślałyśmy, że to będzie zamknięcia historycznego koła naszej rodziny. To było dla mnie wielkie przeżycie emocjonalne - tłumaczy Małgorzata Horoszkiewicz. - Scenę kręciliśmy kilka godzin. Ostatecznie w filmie się nie znalazły, bo reżyser zmienił koncepcję zakończenia.

Prawdopodobnie jednak, gdy „Wołyń” ukaże się w wersji na DVD, trafią tam również sceny niewykorzystane z ich udziałem. Na końcu filmu znalazło się także podziękowanie dla Małgorzaty Horoszkiewicz, bowiem zachęciła znajomych do współfinansowania filmu. Pleszewianka podkreśla, że film opowiada ważną historię jej rodziny, jej ojca, który jest dla niej wielkim autorytetem.

- Ten obraz jest dla nas formą oczyszczenia. W naszej rodzinie ten trudny temat nigdy nie był poruszany. I wreszcie ktoś opowiedział historię Wołynia. A dodatkowo pan Smarzowski jest reżyserem, który tworzy filmy bardzo szczere - wyjaśnia Paula Królikowska-Horoszkiewicz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski