Zbierałem dutki ciężko, aby tuż przed świętami dokonać zakupu kontrolowanego. Pani w sklepiku bez mrugnięcia okiem sprzedawała mi batony. Z tych co to krzepią, a które wtedy w handlu uspołecznionym dostępne nie były. Zresztą wtedy nawet cukier co krzepi jakiś taki niedostępny był. Ale batony nabyć drogą kupna się udało. I nie, absolutnie nic z tych rzeczy: nie zeżarłem nawet jednego. Dałem. Pod choinkę. Biedni ci moi rodzice byli wtedy, bo jak tu się batonem cieszyć? I to takim, co na dwa dziecięce chapsy był, a na pół dorosłego?
Później było już tylko gorzej. Młodzieńczej miłości w przypływie ciepłych uczuć ufundowałem pod choinkę ciepły szal. W imię zasady: ja w szale uniesień, a ty w szalu, bo już jesień. Ładny był, z włóczki przedniej. Skąd mogłem wiedzieć, że wśród płci pięknej w ówczesnym czasie (a nie było to przed wojną) szal taki był immanentną cechą babć? I to babć, jakby to ująć... babć całkiem zdziadziałych. Widać gust też miałem zdziadziały, ale oczywiście jeśli mowa o prezentach, nie ludziach, w szczególności tych płci piękniejszej.
Potem poznałem prawdę nieprzemijającą. Że najlepszym przyjacielem kobiety są diamenty. Dzięki Bogu niemal natychmiast poznałem prawdę numer dwa: że kobiety lubią trzy zwierzęta. Norki, jaguary i osły. Pierwsze mają wisieć w szafie, drugie stać w garażu, a trzecie na to zarabiać. Dzięki Bogu to ostatnie przypominam bardziej w wersji z Kubusia Puchatka, więc na diamenty się nie rzuciłem. Ale problem: dać to czy tamto, czy owamto - pozostał. Najczęściej więc prezent, kosztem pensji, składał się z tego, tamtego i owamtego. Tak na wszelkie wypadek: jak ma się gust kiepski, to może w trzech próbach jest szansa jednego choć trafienia?
Owszem, trafił się prezent trafiony - przynajmniej mam taką nadzieję, bo och i ach usłyszałem. A jeden to trafiony był podwójnie, bo obdarowana do dziś go ponoć nosi non stop. A trudno było wybrać, bo trafić z prezentem dla damy, co to ledwo od ziemi odrosła, to dopiero sztuka! Wujek dwie godziny po sklepie z cudami dla dzieci chodził. Dla chrześniaka problemu nie było. Kupił wujek to, czym się sam chciał bawić. Wiadomo: my, mężczyźni, trzymamy się razem i jesteśmy stali w uczuciach. Zwłaszcza w uczuciach do zabawek. Co najwyżej zmieniają się ich rozmiary. Małe samochody zamieniamy na duże, małe samoloty na duże, a jak się komuś poszczęści, to małą kolejkę na PKP zamieni.
Ale kup tu człowieku prezent dziewczynce! Przecież te różowe, tlenione lalki to jakaś ohyda! A zestaw do gotowania, w którym lepiej nie gotować? Wujek oczywiście mądry stara się być i pamięta, że najlepiej edukować bawiąc. Ale też sam pamięta jaką to wielką estymą obdarzał w swoim wieku szczenięcym zabawki edukacyjne. Tak wielką, że ich nie tykał. Młoda kobieta dostała więc bluzę z kapturem. Też wymyślił chłop, prawda? Prawie jak ciepłe skarpety z gryzącej wełny i czapka uszatka, co to się ją w domu zakłada, a zdejmuje za rogiem, gdy mama już nie patrzy.
Niestety: minął rok i problem wrócił. Panie sprzedawczynie już mają wprawę. Wzorowe podejście do mężczyzn o obłąkanym wzroku, szukających prezentów dla córek, chrześniaczek, narzeczonych, żon, mam, babć i - o zgrozo! - teściowych. Zawsze doradzą, choć najczęściej to, co w sklepie najdroższe. Dobra to cecha, ale niestety: metki z ceną się w prezencie nie wręcza. Takich jak ja, co to nagle całe zdecydowanie na zakupach prezentodajnych tracą - nie brak. Bo co kupić? Praktyczne czy ładne? I czym się w ogóle dzieci teraz bawią?
Niestety, wychodzi na to, że tym co my. I pod choinkę telewizor kupić czy wakacje w SPA? Dla 7-latka???
Litości, niech to się już skończy. Człowiek może się rozstroić nerwowo, kiedy udaje świętego Mikołaja.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?