Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sylwester Czereszewski: Robert Lewandowski to wzór do naśladowania, ale nie będzie decydował o pracy w kadrze

Tomasz Biliński
Tomasz Biliński
Były reprezentant Polski: Lewandowski jest wzorem i nie powinien uderzać w Brzęczka
Były reprezentant Polski: Lewandowski jest wzorem i nie powinien uderzać w Brzęczka Pawel Relikowski / Polska Press
Były reprezentant Polski i król strzelców Ekstraklasy, Sylwester Czereszewski, podsumowuje 2020 r. - Dziś futbol jest bardziej nastawiony na przeszkadzanie, podwajanie, a Robert Lewandowski sobie z tym radzi. Mam wrażenie, że kiedyś łatwiej się strzelało gole, a on cztery lata jest na najwyższym poziomie. To największy plus w tym roku - ocenił były gracz m.in. Legii Warszawa, Lecha Poznań i Stomilu Olsztyn.

Co pan pomyśli sobie o piłce nożnej w Sylwestra?
Wiadomo, jaki ten rok był przez pandemię. Mimo wszystko jestem zdzwiony, że czas jeszcze szybciej leciał. Nawet jak w domu się siedziało, to czas minął nie wiadomo kiedy. Mecze oglądało się głównie w telewizji i nawet mimo podkładu kibiców, to już nie to samo. Choć dobrze, że futbol gra dalej. Jeszcze lepiej, gdyby fani wrócili na trybuny. Wiem, że w 100 proc. to na razie niemożliwe, ale oby jak najszybciej wróciło to, co było jakiś czas temu, czyli 50-70 proc. pojemności trybun. Ale niestety, sytuacja nie napawa optymizmem. Zanosi się na to, że ograniczenia mogą potrwać rok, a nawet dwa lata. Szkoda, bo wydaje mi się, że ludzie się stęsknili.

Bardziej docenia się dziś czasy z kibicami na trybunach?
Widzimy, jak to wygląda – nieciekawie. Nawet jak ogląda się Ligę Mistrzów, gdzie trybuny są jakoś przygotowane, albo ligi zagraniczne, w których są przerobione komputerowo. Poza tym weźmy pod uwagę, ile kluby straciły finansowo. W Ekstraklasie też, choć może nie aż tak. Inna sprawa, że pewnie część drużyn skorzystała sportowo. Nie wiemy kto i jak, ale nie zdziwiłbym się, jeśli jednemu czy drugiemu zespołowi łatwiej się grało w takich okolicznościach. W każdym razie ligi zrobiły się ciekawsze i to jest jedyny plus tej pandemii. Rok temu o tej porze Liverpool był pewny mistrzostwa Anglii, dziś w każdej lidze jest dziewięć-dziesięć zespołów, które się mieszają. W Polsce też.

Ale nie ma pan wrażenia, że w Ekstraklasie mamy najtrudniejszy do oglądania sezon od lat?
Nie ponad normę. Choć oczywiście zdarzają się mecze, w których można by bramki wykopać, jak parę tygodni temu Wisła Płock – Pogoń Szczecin. Ale tak narzekamy na naszą ligę od dawna, ale w ligach bułgarskiej czy rumuńskiej jest to samo. Dlaczego u nas ma być inaczej? Mamy dobrze grającą reprezentację – na szczęście – ale ona przykrywa poziom Ekstraklasy. Nasza liga stała się odskocznią do lepszych, jak dla Kamila Jóźwiaka, Kuby Modera czy Michała Karbownika.

A za chwilę styczniowa wyprzedaż...
Jak zwykle, ciekawe, co będzie w Legii i Lechu. Dla większych klubów z lepszych lig pieniądze w Lidze Europy nie są duże. Jednak dla naszych są spore. W przypadku warszawian tej kasy kolejny rok nie ma w budżecie, więc część graczy może odejść. Ale Czesław Michniewicz i tak będzie musiał zdobyć mistrzostwo Polski. I pewnie to zrobi.

Zdobędzie, czy żaden klub mu w tym nie przeszkodzi?
Legia jest drużyną najbardziej wyrachowaną. Nawet jak jej idzie, to zagra na Tomasa Pekharta i wygra. Nie gra ładnie, ale skutecznie, jak jakiś czas temu z rozpędzonym Lechem czy ostatnio z Wisłą w Krakowie. Przy dobrych wiatrach nawet siódma Jagiellonia Białystok może się włączyć do gry o podium, ale tak czy inaczej myślę, że rywale Legii wyprztykają się między sobą. Swoją drogą, najfajniej pod względem piłkarskim ogląda mi się właśnie Jagiellonię i Lecha. Od obrony, przez pomoc do ataku, granie piłką, jak nie polska liga.

Mówił pan, że dziś Ekstraklasa jest trampoliną, a jak było na przełomie wieków, gdy pan w niej grał?
Na pewno było więcej Polaków, przede wszystkim w tych najlepszych klubach. Oczywiście obcokrajowcy też byli, ale robili różnicę, jak na przykład Mauro Cantoro w Wiśle Kraków. Dziś piłkarzy z zagranicy, niekoniecznie dobrych, jest zdecydowanie więcej i praktycznie w każdym klubie. Nie mówię, że to złe, bo trzeba też wziąć pod uwagę, że obcokrajowiec na porównywalnym poziomie co Polak będzie tańszy w utrzymaniu. Kiedyś było też więcej zawodników kreatywnych. Zresztą nawet nie ma co patrzeć tylko na Ekstraklasę. W kadrze mamy Piotra Zielińskiego, który gra różnie, ale jest przydatny. Taka typowa dziesiątka. W naszej lidze tacy piłkarze wyginęli. Jedyny, który przychodzi mi do głowy, to Dani Ramirez z Lecha.

Wtedy polskie kluby miały większą siłę przebicia, by zatrzymać najlepszych?
Moim zdaniem teraz jest trudniej o transfer zagraniczny. Wtedy każdy mógł wyjechać do Turcji, Grecji czy na Cypr, gdzie ligi były słabe. Przez ten czas futbol tam poszedł do przodu, co widzimy choćby po rywalizacji z naszymi drużynami w eliminacjach europejskich pucharów. Dziś grają tam lepsi zawodnicy niż u nas. Myślę, że połowa z graczy Legii nie załapałaby się w którymś z zespołów w Nikozji. Zresztą już nawet w Kazachstanie grają Argentyńczycy czy Brazylijczycy, którzy graliby pierwsze skrzypce w naszych klubach.

A nasi najlepsi, jak Moder czy Karbownik, wyjeżdżają do klubu walczącego o utrzymanie w Premier League.
I dobrze, tu nie ma nad czym się zastanawiać. Nawet jeśli będą mieli ciężko, a spodziewam się, że będą mieli, to ich wypożyczą. Nie będzie problemu z ich wypożyczeniem na przykład do Championship, a tam też nie ma na co narzekać. Cały czas są na wyższym poziomie i są monitorowani. Wiadomo, że akurat Legia i Lech mają bazy treningowe na porównywalnym poziomie, ale w tych lepszych ligach przede wszystkim trenujesz w innym towarzystwie.

Największym plusem roku jest Robert Lewandowski?
Zdecydowanie. Robert to wzór do naśladowania, nie tylko na boisku. Ktoś dobrze o nim powiedział, że charakter ma jak nie Polak. Jest konkretny, pracowity, każdy trening na 100 procent. Miał słabsze mecze, m.in. w kadrze, ale w niej trudno gra się zawodnikom ofensywnym. Mimo to robi różnicę.

Oficjalnie to najlepszy piłkarz w historii polskiej piłki, czy jednak brakuje mu do tego medalu mistrzostw świata?
Ale tego nie zdobywa się w pojedynkę, tylko grupą. Kiedyś mieliśmy więcej dobrych piłkarzy. Dziś futbol jest bardziej nastawiony na przeszkadzanie, podwajanie, a Robert sobie z tym radzi. Mam wrażenie, że kiedyś łatwiej się strzelało gole, a on cztery lata jest na najwyższym poziomie. Fajnie, że został w Bayernie, choć osobiście żałuję, że nie poszedł do ligi angielskiej. Jeszcze bardziej uatrakcyjniłby te i tak świetne rozgrywki. Natomiast nie ma co porównywać go do Włodzimierza Lubańskiego, Zbigniewa Bońka czy Kazimierza Deyny. Inne czasy, inne formaty rozgrywek, inna intensywność.

Pozycja Lewandowskiego usprawiedliwia wymowne milczenie po porażce z Włochami w Lidze Narodów?
Nie, to słabe było. Kapitan reprezentacji Polski nie powinien tak się zachowywać. Słyszałem opinię, że był zaskoczony pytaniem. No jak? Oczy robił jak dwuletnie dziecko, które nabroiło. Uważam, że to było uderzenie w Jerzego Brzęczka i jego sztab. Nie podobało mi się to. To że gra w Bayernie, wygrał kilka trofeów z Ligą Mistrzów na czele nie znaczy, że będzie ustawiał pracę w kadrze. Jest selekcjoner i to on decyduje.

Jak wybrnąć z tej sytuacji? Lewandowski nie odniósł się do niej, Brzęczek zbagatelizował ją podczas konferencji przed kolejnym meczem.
Jurek dobrze się zachował, nie było co tego roztrząsać, bo byłaby afera. Ale jak dla mnie Robert źle się zachował, trenerowi należy się szacunek.

To co dobrego widział pan w Lidze Narodów?
Oj te rozgrywki były przeplatane. Dobrze graliśmy u siebie, mimo porażek. Włosi w ostatnich latach bardzo zmienili swoją grę, bazują na ofensywie, podobają mi się. W przypadku Holandii, to spójrzmy jakich mają piłkarzy i gdzie oni grają. To nie nasz poziom. No i gorzej było na wyjazdach.

Włosi porównali nas do Estonii.
No właśnie…

Ale u nas to jest tak, że jak jest dobrze, to mówimy, że przeciwnik słaby. Jak jest źle, to od razu byśmy wieszali. Jak ktoś popełni błąd, to każdemu może się zdarzyć, ale jak zrobi to nasz piłkarz, to od razu jest szukanie winnych. Przecież to jest sport! Co weekend wpada tysiące bramek. Natomiast Brzęczkowi bardzo dobrze życzę. I nie dlatego, że grałem z nim w kadrze. Chociaż muszę dodać, że bardzo go szanowałem. Był mega pomocny w każdej sytuacji, nie tylko jako kapitan. Powinien dostać trochę spokoju.

Przed nami skompresowane eliminacje mistrzostw świata i mistrzostwa Europy. Na co trzeba bardziej uważać?
Eliminacje, pierwsze miejsce będzie cudem, a drugie daje baraż, w których raczej trafia się na bardzo dobry zespół. Myślę, że tam powinniśmy trafić. Wpadki oczywiście będą, ale każdy będzie je miał. Natomiast mistrzostwa świata to inna bajka. Balon pewnie znowu będzie pompowany i oby nie pękł z hukiem po pierwszym meczu jak na poprzednich mundialach. Mam wrażenie, że cały czas liczymy na Lewandowskiego, Krychowiaka czy Glika, a to są już chłopy po trzydziestce. Trudno będzie ich zastąpić. Dlatego fajnie, że Brzęczek daje grać młodzieży. Mamy jedenastkę z mocną ławką, ale z perspektywy kwalifikacji, w których zagramy z Węgrami czy Albania, a nie mistrzostw.

Jakie są pana plany w 2021 r.?
Dalej rozwijać akademię. Jako jedyny w Olsztynie trenuję na boiskach z naturalną nawierzchnią, które wynajmuję. To są koszty, bez sponsora czy podwyżek składek to nie ma racji bytu, więc jakoś to trzeba będzie pospinać.

Zraził się pan do piłki na wyższym poziomie po pracy w Stomilu? Najpierw jako asystent trenera, a później dyrektor sportowy.
Strasznie. Minęły już trzy miesiące. Jak nie wracam myślami do tamtej sytuacji, to jest fajne. Ale gdy o niej pomyślę… W sztabie było spoko. Możliwości były takie, że w końcu uniknęliśmy spadku z I ligi. Z obserwacji uważam, że w Ekstraklasie czy na jej zapleczu powinno grać dwóch, a nawet trzech młodzieżowców. Za dużo gra odgrzewanych kotletów. Przychodzą zawodnicy po trzydziestce, którzy nie łapią się w wyższej lidze i za 15 tys. przez kolejny rok blokują miejsce młodym chłopakom. Z drugiej strony u nas wciąż kuleje szkolenie. Prezesi mówią o długofalowości, a tego nie widać, wszystko jest pod wynik. Poza tym przeraża mnie otoczka w klubach. Ktoś niby rządzi, ale ktoś inny źle podpowiada, nie ma pomysłu, żeby budować coś krok po kroku. Chcemy, żeby wszystko było od razu, a z czego? Denerwuje mnie jak na przykład widzę trenerów dwóch drużyn z jednego rocznika i z jednego klubu, którzy rywalizują o to, że jego zespół ma lepsze wyniki albo jak podbierają sobie zawodników. To są pierdoły, ale one tworzą całość.

Od lata próbowaliście to zmienić z Wojciechem Kowalewskim, który wtedy został prezesem?
Chcieliśmy wprowadzić nieco profesjonalizmu. To się nie spodobało piłkarzom, pracownikom i miejscowym dziennikarzom. Do mnie były pretensje, że sprowadziłem Holendrów, z których dziś trzech wciąż gra w pierwszym składzie. Ale spirala się nakręcała. Tym bardziej, że początek tego sezonu mieliśmy trudny, bo w czterech pierwszych kolejkach mieliśmy trzy wyjazdy – z GKS Tychy, ŁKS i Widzewem Łódź. Zdziwiłem się, że właściciel Stomilu, Michał Brański, przejął się tą nagonką, choć nie lubi, gdy źle się pisze o Stomilu. Ale ktoś chciał, żeby tak było i poszło. Zanim odeszliśmy z Wojtkiem z klubu, mówiłem mu, że jak nasz pomysł nie wypali, to nie będzie sprawiedliwości na tym świecie. Niestety, wygląda na to, że najlepiej kombinować. Taki przykład, w trzy miesiące Wojtek zmniejszył zadłużenie akademii o jedną trzecią. To wszystko jest chowane do szafy, ale jak kiedyś ktoś ją ruszy, to trupy zaczną wypadać. Być może za szybko chcieliśmy wszystko posprzątać. Oczywiście też popełnialiśmy błędy, ale jak widać, nie opłacało się rządzić twardą ręką. Ludzie w Stomilu woleli, żeby było biedniej, ale bez wymagań. Gdyby pojawił się ktoś z potężną kasą, to pewnie też nic by z tego nie wyszło.

A propos Holendrów, zderzył się pan z tym, że łatwiej sięgnąć po nich niż Polaków?
Zgadza się. Są tańsi, a nie odstępują od polskich piłkarzy. Poza tym nie mówimy o piłkarzach w okolicach trzydziestki, a mniej więcej dwudziestoletnich. Wszyscy zachwycają się Centralną Ligą Juniorów, ale to jest poziom czwartej ligi. Ktoś tam się wybije, jak Moder. Daj Boże, żeby było takich więcej, ale on jest jeden na milion. Nie przez przypadek Olsztyn jest na ostatnim miejscu pod względem poziomu. Jak zaczęliśmy pracę w Stomilu, to była rozmowa o akademii. Słyszeliśmy o pięknych planach, ale one legły w gruzach po pytaniu, gdzie te dzieciaki mają trenować. Stomil nie ma bazy. Są Orliki, ale na nich nie przygotujesz zawodnika do piłki seniorskiej.

JUŻ IDZIESZ? MOŻE CIĘ ZAINTERESUJE:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski