Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szef festiwalu w Jarocinie: młodości świeczkę, historii ogarek

Michał Wiraszko
Czy Jarocin potrzebuje zwrotu w stronę młodych kapel, nawet kosztem gwiazd - jak proponuje Tomasz Budzyński? A może brak mu swoistego, rockowego ambasadora, który zapewniłby mu przejrzysty wizerunek? Dziś o swej wizji jarocińskiej imprezy pisze Michał Wiraszko: od dwóch lat jej dyrektor artystyczny. Cały czas czekamy też na głosy czytelników - piszcie na adres [email protected].

Niezaprzeczalnie pozytywnym jest fakt, że festiwal w Jarocinie w piątym roku po reaktywacji doczekał się otwartej prasowej dyskusji. Trudno odczytywać to inaczej, niż jako wzrost jego znaczenia w polskiej kulturze. Kilka razy w tej dyskusji padło stwierdzenie o specyficznym "problemie", z jakim boryka się ta impreza.

Trzydziestoletnia bez mała historia festiwalu i jego wyrosła w latach 80. legenda, zdają się dzisiaj stygmatyzować wizerunek Jarocina. Oczywiście piękna historia festiwali sprzed lat, ich wkład w polską muzykę mogą stać się wyróżnikiem i powodem do dumy dzisiejszego Jarocina. Jednak, żeby opisać pomysły i metody uczynienia formuły oraz wizerunku festiwalu kompletnymi, warto zacząć od scharakteryzowania towarzyszących mu barier i problemów.

Przegapiony boom
Festiwal w Jarocinie najwięcej stracił na swoim, trwającym ponad dekadę, niebycie. Gdyby przetrwał po roku 1994, nie przegapiłby momentu skokowego dla polskiej branży koncertowej, który znakomicie wykorzystały choćby Przystanek Woodstock i Open'er Festival. Dziś to jedyna impreza tej skali, która nie posiada sponsora. Opracowany na granicy ryzyka budżet opiera się głównie na wpływach z biletów wstępu, a w drugiej kolejności na dotacjach miejskich. Pozyskanie partnerstwa finansowego w rodzaju duetu mBank/Off Festival, pozwoliłoby pozbyć się ograniczeń organizacyjnych, a kampanię promocyjną festiwalu planować z należytym rozmachem.

Kolejnym obciążeniem Jarocina jest niekorzystny po roku 1994 wizerunek medialny. Trzeci rok walki z jego zmianą zaczyna powoli przynosić pożądany efekt, choć wciąż w relacjach z festiwalu można napotkać niezrozumiałe odniesienia do roku 1984, a recenzje koncertów takich artystów jak Nosowska czy Editors ilustruje się zdjęciem dwóch młodych mężczyzn z uczesaniem typu "irokez".

Ten trudny do zrzucenia "czar" przeszłości staje się powoli kuriozalny, bo stosując analogie, recenzje festiwalu Isle Of Wight ciągle musiałyby być opatrywane zdjęciami Jima Morrisona u schyłku kariery, a na Lollapaloozie w roli gwiazd należałoby co roku oczekiwać Jane's Addiction, Soundgarden czy The Jesus And Mary Chain. Swoją drogą polecam prześledzenie historii tego festiwalu, jako modelowego przykładu mądrze poprowadzonej strategii rozwoju imprezy muzycznej - zarówno pod względem organizacyjnym, jak i artystycznym.

Wizerunek medialny Jarocina można zmieniać dwojako. Po pierwsze, licząc na przyciągnięcie uwagi dziennikarzy i odzew redakcyjny, konsekwentnie i rokrocznie pokazywać i umacniać obraną formułę festiwalu osadzoną w teraźniejszej rzeczywistości rynkowej i atrakcyjną medialnie - ten model dominuje przy organizacji ostatnich edycji Jarocina. Po drugie, sfinansować zamaszystą strategię promocyjną i nachalnie ulokować wybrany wizerunek w świadomości odbiorcy. Ta droga wymaga jednak olbrzymich nakładów finansowych.

Wnioski bez echa
O tyle piękną, co nierealną wizję finansowania festiwalu przez ministerstwo kultury roztacza Tomek Budzyński. W ciągu kilkunastu miesięcy mojej pracy w Jarocinie zwracaliśmy się do centralnych instytucji kultury, poprzez pokaźną ilość wniosków o dotacje dla Jarocina, opierając się na wielu wymiarach - od wspierania młodych talentów poczynając, na twórczości filmowej Piotra Łazarkiewicza kończąc. Bez echa.

Bezpośrednio z historii festiwali jarocińskich wyrastają dyskusje dotyczące programu artystycznego tej imprezy. Pojawiają się pomysły zbudowania w Jarocinie "pomnika" historii polskiej muzyki - to forma zmiękczona tych opinii. W formie bardziej zaciekłej i konserwatywnej rysuje się wizja Jarocina jako rezerwatu wybranych festiwalowych dźwięków sprzed dwóch dekad. Ta forma, oddając należny szacunek tamtej muzyce, jest dziś chyba największą krzywdą, jaka może festiwal spotkać. Paradoksalnie uważam, że taka formuła Jarocina miałaby szansę sprawdzić się jednorazowo na zasadzie kontrastu i ciekawostki. Natomiast jej wydźwięk medialny zatrzymałby rozwój festiwalu na kolejne lata.

Debiutanci i ambasador nie przyciągną
Z pełnym szacunkiem dla stażu i dorobku artystycznego Tomka Budzyńskiego, również jego pomysł, opierający formę festiwalu na zespołach debiutujących z towarzyszeniem jednej lub dwóch gwiazd, nie wydaje mi się trafny. Bezpowrotnie minęły czasy odkrywania młodych talentów podczas przeglądów w domach kultury. Dziś każdy młody band ma kilka multimedialnych profili na portalach społecznościowych, a ich popularność zaczyna się i długo wzrasta właśnie w rzeczywistości wirtualnej. Nie widzę sposobu na przyciągnięcie widzów do Jarocina poprzez koncerty debiutantów. Zgadzam się, że obecna formuła małej sceny jest niekompletna, ale o mojej spójnej wizji całego festiwalu za chwilę.

Również pomysł redaktora Kostaszuka na powierzenie funkcji ambasadora Jarocina jednemu z zasłużonych polskich muzyków jest dla mnie niejasny. Nie wiem, jaki zakres obowiązków miałby mieć taki ambasador. Kto powoływałby na to stanowisko i co sam festiwal miałby na tym zyskać? W pewnym sensie taką funkcję w przypadku Off Festivalu pełni Artur Rojek, jednak jest on również w pełni odpowiedzialnym za imprezę jej organizatorem. W ramach festiwalu realizuje swoją niszową wizję programu artystycznego - nie sądzę, aby było w Polsce miejsce na choćby jeszcze jedną imprezę tego typu i tej skali.

Pamiętajmy o lusterkach
Mój pomysł na Jarocin czerpię po trosze z każdej opisanej wyżej idei. Wszystkie one jednak muszą zostać umiejętnie wyważone w koncepcji całościowej, tak aby oprzeć się mechanizmom "niewidzialnej ręki rynku", zachować misyjny i kulturotwórczy wymiar wydarzenia oraz zainteresować i zaspokoić media, a przede wszystkim potrzeby odbiorców. Swoiste przesilenie plenerowych wydarzeń letnich, którego świadkami jesteśmy w tym roku, pozostawi na polu gry najciekawsze i najlepiej zorganizowane przedsięwzięcia. Chcąc być spokojnym o Jarocin Festiwal 2010, postawiłbym na wizję, którą ktoś odniósł trafnie do położenia kierowcy samochodu - patrzymy najczęściej przed siebie, czasem na boki, ale nie możemy zapominać o lusterkach wstecznych.

Chciałbym, aby w przyszłym roku festiwal rozrósł się o jeszcze jedną scenę. Podczas obchodów 30-lecia festiwalu i współpracy np. z Instytutem Pamięci Narodowej chciałbym ustanowić w Jarocinie na stałe miejsce poświęcone historii polskiej muzyki. Niech taka scena będzie pierwszym wyróżnikiem Jarocina spośród innych festiwali. Niech, powiem przewrotnie, będzie ambasadą polskiej muzyki, której ambasadorzy co roku prezentują się w specjalnie opracowanym na potrzeby Jarocina, wyjątkowym programie muzycznym.

Konkurs dla młodych zespołów, który niegdyś był siłą napędową tego festiwalu, może być kolejnym jego znakiem rozpoznawczym, otrzymując odpowiednie wsparcie finansowe i medialne. Jeśli mecenat nad konkursem obejmie marka, która w porozumieniu z którąś ze stacji radiowych lub telewizji muzycznych będzie laureatów promować w skali kraju przez kolejny rok, będziemy mieli opiniotwórczy wyróżnik, a sam konkurs odzyska swoje niegdysiejsze znaczenie. Najpierw jednak jego formułę należałoby przenieść na któryś z muzycznych portali, a jego cykl rozciągnąć do co najmniej sześciu miesięcy, mając pewność działań promocyjnych opisanych wyżej.

Niech Jarocin zyska wydarzenia towarzyszące i żyjące medialnie przez cały rok: np. muzeum polskiej muzyki czy dyskutowany w tym roku pomysł powołania zupełnie nowej nagrody, przyznawanej osobom szczególnie zasłużonym dla polskiej muzyki.

Na stałe w kalendarzu
To wszystko poparte silnym zestawem kilku lub w przyszłości kilkunastu zagranicznych artystów z kręgu szeroko rozumianej muzyki rockowej oraz koncertami przodujących w swoich kategoriach artystów polskich pozwoli Jarocinowi na stałe wpisać się w muzyczny kalendarz, umocni jego rolę kulturową i rozrywkową, zaintryguje polską publiczność, a mediom nie pozostawi wątpliwości co do wymiaru i formatu imprezy ważnej, wartościowej i wpływowej. Czego dobrym prognostykiem niech będzie bieżąca dyskusja.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski