Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szeptucha z Krotoszyna zdejmuje z ludzi złe uroki

Małgorzata Krupa
Jajko i wosk to najczęściej używane rekwizyty do ściągania uroków i klątw.
Jajko i wosk to najczęściej używane rekwizyty do ściągania uroków i klątw. Małgorzata Krupa
Wystarczy, że mamy lepszy samochód, mieszkanie, dobrą pracę. Powodów, by ktoś nam zazdrościł, zawsze znajdzie się wiele. A potem nie wiadomo, skąd zaczyna prześladować nas pech. W Krotoszynie przyjmuje szeptucha. Choć lekarką ona nie jest, to potrafi uleczyć chorą duszę, a nawet i ciało.

Miałeś kiedyś lub masz wrażenie, że nic ci się nie udaje? Że prześladuje cię potworny pech? Że z niewiadomych przyczyn czujesz się źle, chociaż wyniki badań nie wskazują żadnej choroby? Okazać się może, że znalazłeś się pod wpływem rzuconej przez kogoś klątwy lub uroku, że ktoś spojrzał na ciebie złym okiem albo mówiąc inaczej - ktoś ci zadał.

Klątwy, uroki, złe oko to nie tylko zabobony z przeszłości. Ich działanie ciągle jest takie samo. To zła energia powodująca wiele szkód w organizmie danego człowieka, ale i też sprawiająca, że on sam zaczyna szkodzić innym.

Poznań: Na Chwaliszewie znów spalą czarownicę

Polacy mówią "nie" Kościołowi

Złe oko

To wrogie spojrzenie mogące sprowadzić nieszczęście, chorobę, a nawet śmierć. Przekonanie o tym, że spojrzenie może zabić, istniało w niemal każdej cywilizacji. Dlatego przez wieki powstało tak wiele amuletów i innych sposobów obrony przed złem. O złym oku wspomina zarówno Stary, jak i Nowy Testament, a także teksty pochodzące ze starożytnego Sumeru, Babilonu i Asyrii. W średniowieczu wierzono, że czarownice używają złego oka przeciw każdemu, kto z nimi zadrze. Szczególnie podatne na działanie złego oka są ponoć dzieci i zwierzęta. Do dziś wiele młodych matek uważa, by nie zachwalać urody swojego dziecka, by przypadkiem ktoś o złym oku nie spojrzał na nie z zazdrością. Podobnie rzecz ma się z domowym inwentarzem.
- Pamiętam jak dziś słowa dziadka, który miał najlepsze świnie we wsi. Przyszła kiedyś w odwiedziny do niego jakaś kobieta i jak to zwykle bywało - pokazał jej hodowlę. Kobieta podziwiała zwierzęta, dziadek był dumny, a na drugi dzień z niewiadomych przyczyn jedna ze świń zdechła. A potem następna. Wtedy wszystko było jasne - opowiada Ewa, która po latach na własnej skórze przekonała się o znaczeniu złego oka i rzucanych przez ludzi złorzeczeń. Szukając odpowiedzi na dręczące ją pytania, odkryła w sobie moc, dzięki której dziś pomaga ludziom - zdejmuje złorzeczenia i klątwy, ściąga uroki, oczyszcza domy i mieszkania ze złych energii.

Wielu sytuacjom przypisać można działanie złego oka.

- Niegdyś sąsiadka pochwaliła długie włosy mojej znajomej. Na drugi dzień obudziła się ze strasznymi kołtunami, choć ich wcześniej nie miała. Włosy trzeba było ściąć - mówi Ewa. - Na fałszywe pochwały narażone są też kwiaty i inna roślinność. Pod wpływem zazdrosnego oka mogą więdnąć i usychać.

Klątwy i uroki

Nie zawsze są wytworami czarnej magii, choć takie panuje przekonanie. Czasem rzeczywiście ktoś wypowiada rytualną formułę, określając rodzaj klątwy, długość trwania i sferę życia, do której się odnosi. Często jednak, aby znaleźć się pod ich działaniem, nie musi być żadnych specjalnych obrzędów.

- Bywa tak, że klątwa lub urok zostają rzucone przypadkiem. Czasem zdarza się, że znajdziemy się w nieodpowiednim miejscu i czasie, gdzie zostajemy poddani działaniu sił, których ani nikt nie zamierzał nam przekazać, ani poddać nas takiemu działaniu. Czasem z zazdrości, złości czy zawiści ludzie przeklinają lub złorzeczą, nie zdając sobie sprawy z tego, że rzeczywiście może się to na kimś odbić, a nierzadko na nich samych - wyjaśnia krotoszynianka.

Urok nie jest tym samym, co klątwa. Jest czymś mniejszym, ogranicza się do pewnego aspektu życia człowieka, na przykład do sfery ekonomicznej albo emocjonalnej. Urok jest rzucany przez jedną osobę na drugą i działa tylko na nią. Osoba, na którą rzucono urok, zmienia sposób postrzegania świata i sama nieświadomie poddaje się działaniu uroku.

Klątwa natomiast jest urokiem spotęgowanym, bo zwykle dotyczy wielu aspektów życia człowieka. Ludzie, na których została rzucona, podupadają na zdrowiu, popadają w długi, tracą status społeczny i majątkowy, koszmarem staje się ich życie rodzinne i towarzyskie. Wszelkie próby naprawy sytuacji jeszcze bardziej obracają się przeciw nim. Ich życie staje się walką z pechem i serią niepowodzeń na każdym kroku.

Podatni na złorzeczenia

Najbardziej podatni są ludzie dobrego serca. Tak twierdzi pani Ewa.

- Tacy, którzy nikomu nie zrobili krzywdy, którzy w innych osobach dostrzegają same pozytywne cechy. Ludzi aroganckich i bezczelnych klątwy, uroki i złorzeczenia najczęściej omijają. Ale raz rzucone czekają na podatny grunt. Klątwy i uroki mają to do siebie, że przez długi czas pozostają w ukryciu i ujawniają się w najmniej odpowiednim momencie.

Niewielki gabinet w centrum miasta

Nie drewniany domek na wsi lub chatka na kurzej stopce w środku lasu. A z takim miejscem właśnie kojarzone są praktyki prowadzone przez szeptuchy - kobiety zajmujące się zdejmowaniem klątw, uroków i złorzeczeń. Szeptucha, szeptunka, szeptuszka - to właściwe słowa. Bo każdemu rytuałowi towarzyszą szeptane formuły. Przeważnie są to modlitwy.

Niegdyś szeptunki najczęściej spotykało się na Padlasiu i Lubelszczyźnie. Przeważnie były to starsze kobiety, babcie w długich spódnicach, otulone w chusty. Zazwyczaj pomagały osobom z najbliższych wsi. Zdarzało się jednak, że ich sława docierała do odleglejszych zakątków. Współcześnie zawód szeptuchy (bo wiele osób zajmuje się zdejmowaniem klątw zawodowo) jest bardziej zróżnicowany niż w minionych wiekach. Dotyczy to zarówno miejsca pracy, jak i… wyglądu i wieku kobiety. Może okazać się, że szeptuchą jest młoda i atrakcyjna kobieta, która przyjmuje w zwykłym mieszkaniu miejskiej kamienicy.

Dziś też szeptuchy spotkać można w różnych zakątkach Polski, także w naszym regionie. Jedną z nich jest właśnie Ewa.

- Spotkałam w swoim życiu kilka szeptunek. Miałam okazję przyjrzeć się ich pracy. W pewnym momencie zrozumiałam, że również mogłabym pomagać ludziom. Nie każdy się do tego nadaje. Trzeba mieć w sobie to coś. Trzeba też mieć odpowiednie przygotowanie. Ja ukończyłam specjalistyczny kurs w tym zakresie - opowiada Ewa.
Kobieta w niczym nie przypomina podlaskiej baby. Nieco po pięćdziesiątce, dobrze zbudowana, zadbana. Jej gabinet to ascetyczny pokój, kozetka, stolik, krzesełko i jeden regał. Na stoliku maszynka elektryczna, garnek do roztapiania wosku i zapalona świeca - koniecznie biała.

Jajko, wosk, wierzbowa witka

To najczęstsze metody ściągania uroków i klątw. Ewa praktykuje te dwie pierwsze, zwłaszcza jajko, które ma zastosowanie wszechstronne. Dzięki niemu znaleźć można na przykład źródło choroby.

- Przychodzę do gabinetu, kładę się na kozetkę. Najpierw na plecach. Dostaję do potrzymania surowe jajko, nie takie ze sklepu, lecz z wiejskiej hodowli. Myślę o tym, co chciałabym zmienić w swoim życiu. A potem zaczyna się rytuał. Szeptucha wodzi jajkiem wokół mojej głowy, rąk, tułowia, nóg. Potem pociera nim różne części mojego ciała. Chwilami jest to bolesne. Ona mówi, że tu może być jakaś choroba. Po kilku chwilach rozbija jajko do szklanki. Żółtko wygląda, jakby było ugotowane na twardo, wokół tworzy się jakaś poświata - opowiada trzydziestoletnia Magdalena, krotoszynianka spotkana przed gabinetem pani Ewy. Czy rytuał jej pomógł? O tym nie chce mówić. Przyznaje jednak, że była tu kilka razy i nie żałuje.

- Jestem dopiero po drugiej wizycie. Za pierwszym razem moje odczucia nie były zbyt intensywne, ale za drugim, jak położyła mi jajko na piersi, to myślałam, że jest to kilkukilogramowy kamień. Okropne wrażenie - mówi Małgorzata.

Do tego, że znalazła tu pomoc, przyznaje się Irena. Kobieta sporo po pięćdziesiątce.

- Byłam w dołku psychicznym. Nie mogłam sobie z tym poradzić, ktoś polecił mi ten gabinet. Za pierwszym razem jajko też było prawie twarde, później już mniej. Okazało się, że ktoś przed laty źle mi pożyczył. Musiałam dojść do tego, co to była za osoba. Udało się. Teraz jestem spokojniejsza i zmierzam ku całkowitemu wyleczeniu.

Drugą częścią rytuału jest przelewanie wosku nad głową.

- Dokładnie nie wiem, na czym to polega. Siedziałam na stołku, głowę miałam zasłoniętą jakąś chustą. Ona coś nad tą moją głową robiła, lała ten wosk, potem jakby zdmuchiwała kurz lub popiół i cały czas mruczała coś pod nosem - mówi kolejna klientka Ewy.
Do szeptunki z Krotoszyna przyjeżdżają osoby z Wielkopolski i Dolnego Śląska.

- Nie szukają niczego u siebie, choć może wcale by nie znaleźli. Wolą mój gabinet, bo nawet jak kogoś spotkają w poczekalni, to będą dla nich anonimowi. Wśród tych, którzy potrzebują mojej pomocy, wiele jest osób na stanowiskach, pracowników urzędów, na przykład skarbówki czy wymiaru sprawiedliwości. Te osoby na pewno nie chciałyby, żeby ktoś wiedział o ich wizytach u szeptuchy - twierdzi Ewa.

To dlatego żadna ze spotkanych przed krotoszyńskim gabinetem kobiet nie godzi się na podanie nazwisk ani tym bardziej na robienie zdjęć.

Ochronna moc czerwonej nitki

Jej zawiązanie na lewym nadgarstku lub lewej stopie kończy rytuał. Najpierw zawiązuje się luźno jeden supełek, a potem kolejnych sześć. Zawiązywaniu każdego z nich towarzyszą szepty kobiety odprawiającej rytuał. Czerwona nitka ma chronić przez kolejnymi urokami, przed złym okiem, przed nieszczęściem.

- Czerwoną nitkę nosi coraz więcej osób. Na przykład Madonna, Maryla Rodowicz, Kayah - mówi Ewa.

Nie wiadomo, czy artystki te korzystały kiedyś z usług szeptunki, czy są kabalistkami (w kabale czerwona nitka owijana jest wokół grobu pramatki Racheli w Betlejem, a potem cięta na kawałki), anorektyczkami czy po prostu ulegają jakiejś modzie. Bo czerwona nitka tak naprawdę może mieć wielorakie znaczenie. W większości przypadków chodzi jednak o to, by nie pozwalała "złemu" na czynienie szkód osobie, która ją nosi. To dlatego matki przypinają przy łóżeczkach i w wózkach swoich dzieci czerwone wstążeczki. Ponoć na starych ikonach nawet Dzieciątko Jezus miało przewiązaną na rączce czerwoną tasiemkę.

Wiara czyni cuda

Dla obserwatorów z zewnątrz, sceptyków, którzy nie wierzą w uzdrawiającą moc jajka, wosku, ziół i w to, że zwykła czerwona nitka miałaby ustrzec człowieka przez złymi mocami - dla nich wszelkie rytuały to oszukiwanie naiwnych i wyciąganie od nich pieniędzy. Można to i tak interpretować, bo o ile dawnym szeptunkom wystarczyło przynieść w podzięce kawałek placka, kiełbasy, trochę jajek czy kurę (od biedniejszych nie brały nic), to dziś za usługę trzeba płacić. I to wcale niemało - bo nawet 80 złotych. A na jednej wizycie się nie kończy.

Tym bardziej więc idąc do szeptanki, trzeba wierzyć w to, że ona może pomóc. Inaczej jej rytuał raczej nie przyniesie efektu, a pozostanie jedynie niesmak i żal straconej gotówki.

Jest jeszcze jeden aspekt takiej wizyty. Szeptucha to przecież szamanka, niektóre źródła podają, że to po prostu czarownica. Korzystanie z usług takich osób to w świetle nauk Kościoła katolickiego grzech. Przecież przez setki lat czarownice przez Kościół były zwalczane. Grzechem przeciwko pierwszemu przykazaniu: "Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną" jest korzystanie z horoskopów, usług wróżek, bioenergoterapeutów, uzdrowicieli, wywoływanie duchów i kupowanie talizmanów. Gdy chrześcijanin uprawia tego typu praktyki, wystawia się na niebezpieczeństwo działania złego ducha, którego celem jest zerwanie więzi z Bogiem. Jednak wielu wierzących chętnie korzysta z usług tych osób, w tym właśnie szeptuchy. I wcale się nie dziwią, gdy wśród szeptanych przez nią rytualnych zaklęć, usłyszą słowa znanych sobie chrześcijańskich modlitw. Tym bardziej wtedy wierzą, że szeptane słowa rzeczywiście mogą uzdrowić ciało i duszę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski