Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szeryf internetu za kratami. Od bohatera do złodzieja

Agnieszka Świderska
... do oszusta
... do oszusta archiwum polskapresse
Uwierzył, że internetowy przydomek i kapelusz zrobią z niego bohatera westernu walczącego samotnie ze złem. Marek O., sklepikarz z poznańskiego Łazarza sam zdetronizował się z szeryfa internetu do roli czarnego charakteru.

Od trzech lat Bank BPH, TVN i Onet prowadzą akcję "Zwykły Bohater". Jej celem jest szukanie zwykłych ludzi, którzy w codziennym życiu zachowali się uczciwie, wykazali się odwagą oraz spontaniczną chęcią niesienia pomocy innym bądź byli po prostu fair w stosunku do innych.

W poniedziałek, 30 września, na stronie konkursu pojawiła się historia 61-letniego Marka O., poznańskiego sklepikarza, który ponad rok temu wypowiedział w internecie wojnę nękającym go złodziejom. Był w niej równie osamotniony niczym Gary Cooper w filmie "W samo południe". Dla kilkudziesięciu tysięcy ludzi oglądających w internecie jego filmiki, na których ujawniał twarze złodziei, został Szeryfem Internetu.

Jednym z nich był Witold Zabiegała z Gliwic, który został nawet koordynatorem Stowarzyszenia "Szeryf Internetu" skupionego wokół Marka. Budowa szerokiego ruchu społecznego, nagłaśnianie patologii związanych z przestępczością i nieskutecznym prawem, a także start w przyszłorocznych wyborach samorządowych - taki był cel "szeryfów".

Kapelusz szeryfa nie zrobił z niego kogoś wyjątkowego, choć sam bardzo chciał w to uwierzyć. Był przeciętnym facetem

Nic nie mogłoby zapewnić im lepszej reklamy niż zdobycie przez poznaniaka tytułu "Zwykłego Bohatera". To właśnie Witold Zabiegała zgłosił jego kandydaturę. Zniknęła jednak razem z nimbem jego bezkompromisowej uczciwości, gdy pojawiły się zarzuty o wyłudzanie pieniędzy metodą na "wnuczka".

- Uważamy, że postępowanie zgłoszonej osoby jest sprzeczne z ideą konkursu i dlatego zdecydowaliśmy o usunięciu historii dotyczącej wspomnianej osoby - mówi Barbara Żbik, rzecznik prasowy Grupy Onet. - To wspólne stanowisko wszystkich
organizatorów akcji.

Jak ze "zwykłego bohatera" Marek stał się zwykłym przestępcą? To pytanie zadają sobie niemal wszyscy, którzy uwierzyli w poznańskiego szeryfa. Jego historia zaczyna się na ul. Głogowskiej 54. To pod tym adresem przez pięć lat prowadził sklep spożywczo-monopolowy "Mikrus". I z tego sklepu poszły w świat filmiki, które zapewniły mu sławę i przydomek Szeryfa Internetu.

Nagrywał je sklepową kamerą i umieszczał w internecie. Ujawniał na nich twarze złodziei, bo to była jedyna pewna kara, na którą mogli liczyć. Ani policji, ani prokuraturze nie chciało się ścigać sprawców kradzieży paczki chipsów czy butelki piwa. Z kolei złodziejom nie przypadła do gustu popularność, którą zapewnił im właściciel "Mikrusa". Ubliżali, grozili, wybili szybę i rzucili w niego butelką. Warto było jednak zapłacić tę cenę, by zostać Szeryfem Internetu, którego rola przypadła mu bardzo do gustu.

SZERYF INTERNETU - NAJPIERW...:

....SZERYF INTERNETU POTEM...

Tym mianem nazwał go jeden z internautów. Ktoś inny podarował mu kapelusz. Tak narodziła się medialna legenda dzielnego sklepikarza z poznańskiego Łazarza. Nieprzypadkowo tak szybko zdobył sławę i uznanie. Kowalscy mniej cierpią z powodu wojny gangów, a więcej z powodu drobnej przestępczości. Poznaniak, który odważył się rzucić publicznie wyzwanie złodziejom okradającym jego sklep, musiał stać się dla nich bohaterem.

Kiedy oprócz internautów namaścił go na ten tytuł Janusz Palikot, który rok temu osobiście odwiedził go w "Mikrusie", Marek uwierzył w swoją legendę. Zostaje video blogerem. Zakłada też zwykły blog "Szeryf Internetu", na którym zajmował się nie tylko swoją ulubioną działką, czyli przestępczością, ale także polityką. Wpis z 7 września, który poświęcił na wykład z… demokracji, podpisał "Marek O. Stowarzyszenie Szeryf Internetu - wybory samorządowe 2014, oddajmy miasta i gminy mieszkańcom". Wtedy miał już tylko stowarzyszenie. Sklep zamknął pod koniec ubiegłego roku. Mógł poświęcić się nowej misji.
- Wymyśliłem akcję "Szeryfa Internetu" - mówił w jednym z wywiadów. - Na początku był pomysł, żeby jeździć po Polsce i pokazywać sklepy, w których dzieją się podobne akcje. Po przeczytaniu komentarzy internautów okazało się, że jest potrzebna osoba, która mogłaby pomóc w sprawach, gdzie są problemy z urzędami czy osoby, które nie radzą sobie w życiu. Chciałbym odwiedzać i pomagać osobom, które mają problem z przebiciem się, nie wiedzą, co robić, nie mają pomysłu na życie. Chciałbym ich wesprzeć, przekazać im pozytywną energię, podrzucić pomysł, zarazić ideą.

W styczniu razem z ekipą TVN wyruszył w swoją pierwszą podróż w Polskę w kapeluszu szeryfa. Odwiedza Leszno, gdzie spotyka się z 16-letnim licealistą, który marzył o spotkaniu z nim, i Wałbrzych, w którym nagrywa sklepikarza po przejściach podobnych do jego z Łazarza. Na południe wraca kilka miesięcy później, by wziąć udział w Katowicach w… Marszu Autonomii Śląska.

Jego medialna gwiazda jednak blaknie. Nie ma relacji z kolejnych podróży po Polsce. W sierpniu Szeryf Internetu ogłasza na blogu, że szuka pracy. We wrześniu "zatrudnił się" w grupie okradającej starsze panie metodą na "wnuczka". Wpadł tydzień temu w Gryfowie Śląskim. Zdążył już wyłudzić 7 tysięcy złotych od kobiety, której przedstawił się jako policjant drogówki. Przyszedł po pieniądze w imieniu jej syna, który miał wypadek.

Gdy przyszedł po resztę - 20 tysięcy złotych, czekała już na niego policja, którą zaalarmowali sąsiedzi staruszki, od których chciała pożyczyć pieniądze. W samochodzie na krakowskich numerach, którym podjechał pod jej dom, leżał dobrze znany kapelusz szeryfa. Jeszcze na policji przyznał się, że wcześniej udało mu się wyłudzić 160 tys. złotych od dwóch kobiet. Do kolejnego oszustwa przyznał się podczas przesłuchania w prokuraturze.

- Na razie postawiliśmy mu tylko jeden zarzut dotyczący oszustwa popełnionego w Gryfowie - mówi Jerzy Szkapiak, szef Prokuratury Rejonowej w Lwówku Śląskim. - Czekam na materiały z jednostek, które prowadziły postępowania w sprawie wcześniejszych oszustw, do których się przyznał. Dopiero wtedy będzie można postawić mu kolejne zarzuty.

Zatrzymanie wspólników Szeryfa Internetu jest już tylko kwestią czasu. Sam podał ich nazwiska. Nieprędko wróci do Poznania. Trzy najbliższe miesiące spędzi w areszcie. Tymczasem Poznań jest w szoku.

- Pierwsza myśl była taka, czy to na pewno on? - mówi Gosia pracująca w butiku sąsiadującym z byłym już "Mikrusem". - Nie można było powiedzieć o nim złego słowa. Jako sąsiad był miły i uczynny. Życie chce nas chyba nauczyć, że pozory mylą, a ludzie bywają różni. Wcale nie tacy, jakich znamy. Trudno jednak go oceniać, bo na to trzeba by było być w jego skórze.
- Mógł zostać "Zwykłym Bohaterem" - dodaje pracująca z nią Kamila. - Ludzie na pewno by go poparli. Stracił swoją szansę. Zostało rozczarowanie i niesmak.

Andrzej Zimowski, którego syn naprzeciwko dawnego "Mikrusa" prowadzi bar "Big Mak", nie ma złudzeń, że jeżeli Marek był bohaterem, to z gatunku tych "nadmuchanych" przez media i siebie samego.

- Każdy człowiek jest próżny, bo taką już ma naturę - uważa Andrzej Zimowski. - To media i internet wykreowały go na samotnego bohatera, który walczy ze złem. Tymczasem kapelusz szeryfa nie zrobił z niego kogoś wyjątkowego, choć sam bardzo chciał w to uwierzyć. Do szeryfa trochę mu brakowało. Był i jest przeciętnym facetem. Może ktoś inny wykorzystałby rozgłos wokół swojej osoby prawidłowo, ale jego to przerosło. Przekreślił wszystko.

WIDZIAŁEŚ COŚ CIEKAWEGO? ZNASZ INTERESUJĄCĄ HISTORIĘ? MASZ ORYGINALNE ZDJĘCIA?
NAPISZ DO NAS NA ADRES [email protected]!

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.gloswielkopolski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski