Szopka noworoczna Głosu Wielkopolskiego [RYSUNKI]
BRONISŁAW KOMOROWSKI:
Drodzy panowie, miłe panie
- spytacie: co to za zebranie?
To wyraz "bulu" i "nadzieji",
ale zacznijmy po kolei...
Siedzę raz sobie przy kolacji
i nie oglądam żadnej stacji,
bo kiedy wąsy mam w bigosie,
to inne sprawy raczej w nosie.
I nagle Anka, moja stara,
woła, że kryzys - druga fala!
I że ja, Bronek, wuj narodu,
myśleć mam kilka lat do przodu.
Niech - mówi - ojciec piątki dzieci
przykładem w takiej chwili świeci.
Bądź - radzi - jak ten Rysiek z "Klanu",
lecz okaż się też mężem... stanu.
Druh Putin rzekłby: "Niet, nie nada!".
Mnie jednak jest potrzebna rada.
Muszę z tym wszystkim dojść do ładu,
bo żona nie da mi obiadu.
I z tej przyczyny, państwo mili,
pytam: co byście mi radzili?
Co zrobić w Polsce i na świecie?
Mówcie - jak leci w alfabecie.
Na zakończenie:
Znudziło mnie już to gadanie,
poszedłbym gdzieś na polowanie.
To lepsze niźli polityka,
choć w niej jest łatwiej strzelić byka.
Z Donaldem chodzę na te łowy,
bo błądzić lepiej we dwie głowy.
Benzyna - prawie złotych sześć,
niejeden nie ma już co jeść.
Koleje, drogi i lekarze.
I dłużej rząd pracować każe...
Mamy na koncie różne gafy
- wystają niczym trupy z szafy.
Cała w tym sztuka, by te wpadki
przykryć powłoką wdzięcznej gadki
i skłonić ludzi do wierzenia,
że się nie robi z nich... jelenia.