W 2010 r. w szpitalu przy ul. Lutyckiej w Poznaniu otwarto nowoczesny blok operacyjny. Powstało tu osiem klimatyzowanych, spełniających najwyższe standardy sal, a także nowe stanowiska intensywnej terapii oraz centralna sterylizatornia. - Ten oddział będzie okrętem flagowym - mówił wtedy dr Jacek Łukomski, dyrektor szpitala. Dziś tak optymistycznie nastawiony już nie jest. Tak samo jak pacjenci, którzy wierzyli, że zmniejszą się kolejki do operacji.
Zobacz również: Poznań: Łączą szpitale. Pacjenci boją się kolejek do specjalistów
- Rok temu na artroskopię kolana musiałam czekać około dwóch miesięcy - mówi Anna Kolska. - Może nie jest to dolegliwość, która wymaga natychmiastowej interwencji, ale czekanie to kolejne dni ograniczeń. Nie mogłam uprawiać żadnego sportu, bo czułam okropny ból. A chodzenie, podczas którego źle stawiałam nogę, groziło uszkodzeniem chrząstki stawowej.
Anna Kolska i tak miała szczęście, że nie trafiła na czas wakacji, kiedy - jak teraz - jeden z oddziałów ortopedycznych przy Lutyckiej jest z powodu oszczędności zamykany i zapisów nie ma. Wtedy na artroskopię można czekać nawet pięć miesięcy. To i tak niewiele w porównaniu do wszczepienia endoprotezy stawu kolanowego, na które według danych z czerwca, czeka się średnio 568 dni. A 429 dni potrzeba, by dostać nowy staw biodrowy. Choć ortopedia oraz okulistyka królują pod względem długości kolejek, to i na chirurgii ogólnej czy laryngologii średnio czeka się ok. czterech miesięcy. Ten problem w znacznym stopniu miał rozwiązać nowy blok operacyjny. Ale nie rozwiązał.
Przy Lutyckiej wykonuje się 8 tysięcy operacji rocznie. A można by dwa razy tyle
- W ciągu roku wykonujemy na nim łącznie około ośmiu tysięcy zabiegów (taką samą liczbę podawano przed otwarciem bloku - przyp. red.) - mówi dr Jacek Łukomski, dyrektor szpitala wojewódzkiego w Poznaniu. - Tymczasem, zgodnie z wymaganymi przelicznikami, zbudowano go na 15-16 tys. operacji.
Gdyby więc oddział był wykorzystywany w pełni, pacjenci czekaliby nawet o połowę krócej niż teraz. Łatwiej mogłoby też być tym, którzy nie muszą poddać się operacji, ale wymagają leczenia w szpitalu. Bo miejsca są - ok. 30 proc. łóżek stoi puste. Dlaczego?
- Kontrakty z Narodowym Funduszem Zdrowia są za małe - mówi Jacek Łukomski. - Mimo że z 900 łóżek, które mieliśmy po przejęciu dwóch poznańskich szpitali, zlikwidowaliśmy 250 i mimo że zamknęliśmy np. jeden oddział ortopedii, wciąż nie możemy za pieniądze z NFZ zapełnić miejsc pacjentami. I tak w 2012 r. przyjęliśmy ich więcej i dopłaciliśmy 2 miliony zł.
Przeczytaj też: Służba zdrowia: jak długo można czekać? Bardzo długo
Wielkopolski NFZ pytany o to, czy w szpitalu mogłoby odbywać się więcej operacji, odpowiada lakonicznie, że nie prowadzi oceny wykorzystania bloków operacyjnych. Zdaje się nie przejmować też innym problemem. Chodzi o to, że nawet połowę pacjentów szpitala wojewódzkiego stanowią ci wymagający natychmiastowej pomocy.
Tyle, że - jak mówi dyrektor placówki - za zabiegi ratujące życie NFZ płaci najmniej. - Prywatne lecznice otwierają więc opłacalną ortopedię, a NFZ daje im kontrakty, nam obcinając - mówi Łukomski. To w połączeniu m.in. z kosztami utrzymania bloku operacyjnego odbiło się w ubiegłym roku na finansach szpitala. Odnotował on 5,7 mln zł straty.
- Choć utrzymuje płynność finansową, jest to światło ostrzegawcze - uważa Zbigniew Czerwiński, radny z sejmikowej komisji zdrowia, która niedawno omawiała sytuację szpitali. - Pieniądze z NFZ są publiczne, więc powinny być wydawane z myślą o pacjentach. Nie może być tak, że oblegana, kluczowa w regionie Lutycka ma najlepszych specjalistów, blok operacyjny i wyposażenie, a nie może ich wykorzystać. A pacjenci czekają.
NAJNOWSZE INFORMACJE Z POZNANIA I WIELKOPOLSKI: GLOSWIELKOPOLSKI.PL
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?