Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tango Braille'em czyli jak niewidomi uczą się tańczyć [ZOBACZ ZDJĘCIA]

Anna Solak
Najpierw tańczy się siedząc. Przesuwając palcami rąk po szablonie. Potem dochodzą do tego ruchy nóg pod stołem, wszystko w miarowym tempie i do słów instruktora: "cztery, jeden, jeden, dwa… pięć, pięć, cztery, jeden…". Dopiero po tym etapie uczestnicy wstają od stołów i chwytają się za ręce. Tańczą razem, w kole. Mają nabrać pewności siebie, nie bać się ruchu. Gdy prowadzący widzi, że wszyscy opanowali kroki, przechodzi do ostatniego etapu. Tu tańczy się już klasycznie, w parach. Wszystkie tańce towarzyskie, bez ograniczeń. Po warsztatach zwykle odbywa się prezentacja nabytych umiejętności.

- Te pokazy są niesamowite - zachwyca się Paulina Wycichowska. Jest tancerką Polskiego Teatru Tańca w Poznaniu i jednocześnie organizatorką projektu "5 zmysłów eMOTION", w ramach którego odbywają się warsztaty. - Zawsze robią furorę - dodaje. - Bo nigdzie i nikt na świecie nie uczy niewidomych tańca w ten sposób.

Biała laska zamiast białego łabędzia

Eleonora Szczepańska jest najstarszą stażem uczestniczką warsztatów. To prawdziwa dama. Mówi piękną polszczyzną, porusza się z gracją. Nosi elegancką spódnicę i używa dobrych perfum. Tegoroczny kurs to jej dziesiąte spotkanie z metodą Wróblewskiego. Poprzednie warsztaty odbywały się w Poznaniu w salach Centrum Kultury Zamek i kończyły się występem na Dziedzińcu Różanym.

- Malutka scena, dwa metry nad brukiem - wspomina. - Gdyby któreś z nas spadło, zostałaby z nas miazga - śmieje się.
Sześć lat temu warsztaty też kończyły się pokazem. Pani Eleonora miała wtedy swoje sceniczne pięć minut. Tańczyła solówkę, taki balet-żart, który wymyśliła na własny użytek. Wzrok straciła, kiedy miała 8 lat. Zdążyła jeszcze zobaczyć "Jezioro Łabędzie", na które zabrali ją rodzice.

- Kiedyś w Szwajcarii, nad jeziorem, ktoś powiedział mi jak pięknie wygląda tafla wody. Wyobraziłam to sobie i po prostu zatańczyłam. Ot tak, w adidasach - wspomina.

Dziś ma ogromny dystans do siebie i swojej niepełnosprawności. Podczas występu finałowego wykorzystała tamten taniec. Biała laska zastępowała łabędzia.

Od makaronu do wynalazku

Wszystko zaczęło się w latach 60., kiedy poznańska Wyższa Szkoła Wychowania Fizycznego (obecna AWF) organizowała turnusy rehabilitacyjno-sportowe dla niewidomych. Wiele z nich odbywało się w Zaniemyślu, Trzciance, Wągrowcu czy Muszynie, w której był Dom Ociemniałego Żołnierza - jedyny w kraju budynek pozbawiony kantów. Zbudował go jeszcze sam marszałek Piłsudski, z myślą o ociemniałych legionistach. Ponad połowę uczestników stanowiły osoby poszkodowane przez wojnę. Nie tylko te, które straciły wzrok. Byli też weterani bez rąk, nóg albo tacy, którzy kompletnie ogłuchli. Zajęcia prowadził profesor Jan Dziedzic, który zajmował się rehabilitacją niepełnosprawnych. Pomagał mu w tym Wacław Wróblewski, ówczesny pracownik naukowy poznańskiej uczelni, który później stanie się twórcą rewolucyjnej metody. W 1952 roku skończył studia i zaczął pracę w Zakładzie Ćwiczeń Muzyczno-Ruchowych i Tańców Ludowych WSWF. Prototyp makiety stworzył własnoręcznie, w domu, na chybił trafił wycinając kwadraty i prostokąty ze starych pudełek po makaronie. - Przecież sześciopunkt to prostokąt, który doskonale nadaje się na pokazanie kolejnych kroków tanecznych - tłumaczył później.

Tańczyć tango Braille'em

Specjalna makieta składa się z sześciu punktów podstawowych i dwóch liter alfabetu Braille'a: A i B. Wszystkie są wypukłe, powiększone 70-krotnie i ponumerowane. To wystarczy, by niewidomych nauczyć salsy, tanga, fokstrota, nawet rock&rolla. Cała idea opiera się na zapamiętaniu kolejnych sekwencji kroków. Jeśli wykorzystać jednocześnie ręce (na co dzień zastępujące niewidomym oczy) i nogi, taniec nie wydaje się już taki trudny.

Zapis nutowy czy równania chemiczne już dawno zapisuje się w Braille'u. Wróblewski po prostu przełożył alfabet na taniec.

- Wszyscy chcieli tańczyć, więc zacząłem kombinować, jak ich tego nauczyć - tłumaczył. Kiedy w końcu uzyskał zadowalający efekt, zlecił koledze wyprodukowanie pierwszego tysiąca egzemplarzy. Po raz pierwszy wykorzystał je na obozie dla niepełnosprawnych. Turnus dobiegł końca i pomysł przepadł. Polski Związek Niewidomych po 1971 r. odmówił finansowania takich obozów, a Wróblewski w całej Polsce nie znalazł promotora, który zgodziłby się poprowadzić pracę doktorską opisującą jego metodę. Przez ponad 40 lat genialny wynalazek leżał nieużywany w piwnicy. Aż do momentu, gdy do jego drzwi zapukała córka profesora Józefa Dziedzica. Wróblewski poznał ją po nazwisku, bo kiedy wspólnie organizowali obozy, Ewa Dziedzic-Szeszuła miała zaledwie trzy lata. Tablice znów ujrzały światło dzienne.

Poczekajmy na muzykę

Dzisiejsza makieta w niczym nie przypomina tej pierwszej. Wykonana ze specjalnego tworzywa, dla niewtajemniczonych może wyglądać jak nowoczesne, designerskie opakowanie. Zmienili się też nauczyciele tańca. Teraz warsztaty prowadzą trzy kobiety: Ewa Dziedzic-Szeszuła (córka Jana Dziedzica), Agnieszka Dolata (córka Wacława Wróblewskiego) i Małgorzata Walas-Antoniello (od 6 lat prowadzi przy warsztatach zajęcia teatralne). Dziedzic-Szeszuła pierwsze zajęcia poprowadziła w 2000 roku. Wówczas jeszcze z prof. Wróblewskim.

- Od czasu poznania profesora marzyłam o takich warsztatach - opowiada. Pierwsze zajęcia grupy to czas na zaaklimatyzowanie się, poznanie innych uczestników i sali, w której będzie się ćwiczyć. Nagrania z zajęć pokazują, jak grupa swobodnie siedzi na ziemi i wycisza się. - Oddychamy spokojnie, uśmiechamy się. Chcę, żebyście zapamiętali, że jesteśmy tu po to, by dobrze się bawić - mówi prowadząca. - Dziękuję za czujność, cierpliwość i zaufanie, jakim obdarzyliście nas w zeszłym roku. Bez tego nasze działania by się nie udały - dodaje. Archiwalne nagrania pokazują też samego autora metody podczas pracy.

- Wolny, wolny - szybki, szybki - instruuje tańczących. - Stoimy dokładnie przodem do siebie. Pępkami. Nie, to nie są pępki! - poprawia pary i zaraz woła: - Zaraz, zaraz! Poczekajmy na muzykę, koniecznie musimy tańczyć do muzyki! W warsztatach więcej uczestniczy pań niż panów, dlatego nie wszystkie pary są mieszane. Nie stanowi to większej przeszkody, mimo iż kobieta zastępująca mężczyznę ma nieco trudniejsze zadanie. Musi przejąć prowadzenie i nauczyć się kroków w lustrzanym odbiciu.

Eleonora prowadzi

Eleonora Szczepańska nie ma z tym większego kłopotu. Sama przyznaje, że ma tendencję do dominacji. Taki nawyk. Mimo woli przejmuje pałeczkę i narzuca tempo.

- Może to dlatego, że z zawodu jestem pedagogiem - śmieje się.

Przez lata uczyła matematyki i muzyki w ośrodku dla niewidomych dzieci w Owińskach. Skończyła studia na uniwersytecie w Poznaniu, skąd w 1964 roku pojechała na obóz w Zdworze, organizowany dla niewidomych studentów.

- Cudowny był ten turnus - rozmarza się. - Świetni ludzie, miła atmosfera. Po obiedzie zwykle były kajaki, czasem brydż, a przede wszystkim taniec - opowiada.

To właśnie tam po raz pierwszy spotkała profesora Wróblewskiego. Taniec z nim nazywa zaszczytem. Przeżyła ogromne wzruszenie, kiedy po trzydziestu latach spotkała go w CK Zamek, na warsztatach prowadzonych przez Ewę Dziedzic-Szeszułę. - Miałam już wtedy siwy włos na głowie, bałam się, że mnie nie rozpozna - wspomina.
Nigdy nie nudzi się podczas zajęć.

- Tańczymy rumbę, tango, cha-chę, bluesa, a każdy taniec ma kilka kroków i kilka przejść. Można to wszystko zapomnieć - tłumaczy. - Mężczyźni mają łatwiej, bo prowadzą w tańcu. Kobietom trudniej zapamiętać kroki - wyjaśnia.

Niech pan ją zostawi, ona tak chce!

Pani Eleonora tańczy też prywatnie, na przyjęciach lub wczasach. Irytuje ją fakt, że mężczyźni urządzili ten świat na swoją modłę i nawet w tańcu muszą grać pierwsze skrzypce. - Pod tym względem jestem trochę feministką - przyznaje. Denerwuje się, kiedy w tańcu musi się poddać i wytrzymać "nawet jeśli prowadzi ją jakaś pokraka". Kroków nauczyła nawet swojego widzącego męża, ale miał chore serce i nie mógł tańczyć na przykład polki. Poznała go poza warsztatami, bo jak twierdzi, niewidomi mężczyźni najczęściej szukają partnerki widzącej.

- Żeby podczas tańca nie wpaść na filar czy inną kolumnę - żartuje.

Kiedy czasem tańczyła z innym partnerem, mąż bywał zazdrosny. Eleonora wspomina, że kiedyś na wczasach, podczas wieczornego dancingu tańczyła sama. Mąż akurat odpoczywał przy stoliku. W pewnym monecie podszedł do niej mężczyzna i zaproponował wspólny taniec. Mąż zareagował natychmiast krzycząc: "Niech pan ją zostawi, ona tak chce!" A mnie po prostu roznosiła energia i musiałam ćwiczyć - śmieje się kobieta.

Po co niewidomym taniec

Tegoroczna grupa ma 12 osób.
- To idealna liczba, by prowadzić zajęcia - tłumaczy Paulina Wycichowska.
Początkowo grupy liczyły nawet po 40 osób. Wacław Wróblewski brał jedną osobę i pokazywał jej poszczególne kroki. Ciągnął za ręce i za nogawki, przesuwał stopy.

- To było bardzo nużące i czasochłonne, ale robił to z poczuciem humoru i autoironią - wspomina Ewa Dziedzic-Szeszuła. - Ludzie pytają zazwyczaj, po co niewidomym taniec i teatr? Okazuje się, że to nie fanaberia, a zwyczajna, ludzka potrzeba - tłumaczy. - Na warsztatach zawiązują się przyjaźnie, które potrafią przetrwać lata całe. Mamy nawet kilka małżeństw, które poznały się właśnie u nas. Poza tym niewidomi, którzy świetnie sobie radzą w tańcu, od razu są inaczej postrzegani przez widzących - wylicza. - Jako ludzie w pełni sprawni. Nie dość, że potrafią tańczyć, to jeszcze mogą z pasją o tym tańcu opowiadać. Ale pamiętajmy, że to nie jest taniec stricte współczesny i właśnie to wyróżnia te warsztaty - twierdzi Wycichowska. - Uważam, że warto je realizować. Być może pewnego dnia któryś z choreografów współczesnych zainteresuje się tą metodą i zechce rozwijać ją dalej - mówi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski