Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tata karmi, przewija i się nie wstydzi!

Maciej Roik
Tata Maciej z Antką, która nie lubi nudy
Tata Maciej z Antką, która nie lubi nudy Fot. Archiwum rodzinne
Wspólny kurs rodzenia, później decyzja o wyborze modelu wózka, a na końcu wstawanie do nocnego karmienia na zmianę. Obecnie coraz częściej wszystko to, co jest związane z dzieckiem, które pojawia się w domu, nie spoczywa wyłącznie na barkach mamy. Podejście do roli ojca się zmienia. A partnerski układ w rodzinie staje się normą.

Dowodem na to, że tak jest, może być liczba mężczyzn, którzy zajmują się dziećmi na dwutygodniowych urlopach "tacierzyńskich".

Co więcej, w sieci, jak grzyby po deszczu, powstają portale, gdzie mogą oni znaleźć odpowiedzi na pytania związane z dziećmi, które nurtują właśnie ojców. Jaki model wózka jest najlepszy i pasuje do samochodu, ile pieluch powinno się zmieniać, by nie dopuścić do odparzeń oraz jak odnaleźć się w związku, w którym pierwsze skrzypce zaczyna grać maluch? W końcu nikogo już dzisiaj nie dziwi widok taty, który sam spaceruje z dzieckiem w wózku czy bryka z kilkulatkiem na placu zabaw.

Sam jestem przykładem tych zmian. Moja córka Antka (tak zdrabniam jej imię - Antonina) ma osiem miesięcy. Potrafi sama zlokalizować smoczek i włożyć go do buzi, a po rozłożonym kocu kula się jak rasowy zapaśnik, przy odrobinie pomocy potrafi już stawiać pierwsze kroki!

Pomocnym mężem staram się być od samego początku. Jednak dopiero kilkanaście dni temu przekonałem się, jak to jest od rana do wieczora opiekować się dzieckiem. I nie będę ukrywał: to poważne i wyczerpujące zadanie.

- Jak obudzi się bardzo wcześnie, a chcesz jeszcze pospać, to możesz włączyć kreskówki. Ale maksymalnie pół godzinki - dzień przed początkiem urlopu, żona udziela mi ostatnich rad. - Ja nakarmię przed wyjściem do pracy. Około 9 daj butlę z mlekiem, o 12 kaszkę. Nie przejmuj się, że wypycha jedzenie językiem, w końcu zje. Potem drzemka i o 15 obiadek. Słoiki są w lodówce. Najbardziej lubi te z dodatkiem mięsa. Tylko najpierw podgrzej. Nie zapomnij o spacerze - przypomniała mi Kamila.

Wyposażony w solidną dawkę wiedzy czułem, że jestem gotów. I faktycznie technicznie opanowałem już wszystko w pierwszym dniu bycia "pełnoetatowym" tatą. Wyparzałem butelki, mieszałem kaszkę, podgrzewałem obiadki i sprawnie zmieniałem pieluchy. Gorzej z moim relaksem i zagospodarowaniem czasu między posiłkami. Bo okazało się, że nie pielęgnacja, a zajęcie czymś Antki, to największe wyzwanie.

To był mój debiut w roli ojca od bladego świtu, po czasem bardzo późne popołudnie. Dlatego początkowo myślałem, że może trochę odeśpię. Nie liczyłem na wylegiwanie się do południa, ale tak do 9. Nic bardziej mylnego. Mój dzień rozpoczynał się między godziną 6 a 8. I faktycznie, kreskówki na moment działały. Jednak szybko się nudziły. Dlatego najrozmaitsze rodzaje rozrywek musiałem organizować córce na bieżąco. Przez cały czas, z drobnymi przerwami na drzemki.

I tak opanowałem kilka sposobów, których odpowiednia "przeplatanka" pozwalała na niemal 100-procentowe wyeliminowanie płaczu. Ten najbardziej oczywisty - czytanie.

- "Halo, halo, tu ptasie radio w brzozowym gaju" - po pierwszym posiłku regularnie deklamowałem klasyk Juliana Tuwima. Wczuwałem się, czytając wolno i wyraźnie. I faktycznie zainteresowanie było wielkie. Niestety maksymalnie na kilkanaście minut. Na nic zdawała się zmiana bajek. To, co zawsze interesowało Antkę najbardziej, to twarda żółta okładka, która okazała się świetnym gryzakiem. Więc leżeliśmy na kocu i na zmianę, ja trochę czytałem, potem Antka chwilę żuła książkę. Po chwili kompletnie traciła nią zainteresowanie. A wtedy zaczynał się płacz.

Szukałem więc dalszych rozrywek. I tak od czytania przeszedłem do słuchania muzyki (Antce wyraźnie poprawiał się humor przy utworze "Teksański" grupy Hey), kreskówek (śpiewała "A ty nawet nie wiesz, jak bardzo Cię kocham"), wspólnych tańców, robienia "samolotu", kulania się po kocu... Działało wszystko, ale na krótko. Dowiedziałem się wtedy jednego. Opiekując się dzieckiem, trzeba być kreatywnym i w żadnym wypadku nie przywiązywać się do jednej zabawy. Gdy nudziło się wszystko, a dom wypełniał się płaczem, działał tylko spacer. Jak tylko pogoda pozwalała, chodziłem dwa razy dziennie.

Antka musi być zawsze ubrana w jedną warstwę więcej niż ja - to jedna z głównych, rodzicielskich wskazówek żony, do której regularnie wracałem pamięcią. Dresik, skarpety, rajtuzy, a na głowę obowiązkowo czapka. Do tego smoczek na łańcuszku i ulubiona zabawka, czyli trzęsący się "Pan Biedronka". Dla siebie brałem książkę. Liczyłem, że może zaśnie i będę mógł chwilę posiedzieć na ławce i poczytać. Pierwszy kontakt z dworem zawsze wyglądał tak samo - pełne zainteresowanie okolicą. Kierunek: plac z ławkami, na który często kierowałem swoje pierwsze kroki (przecież chodząc, nie dotleniam córki bardziej). Później przekonałem się, że aby ze spaceru mieć cokolwiek dla siebie i faktycznie zająć się lekturą, najpierw Antka musi zasnąć. A i tak na ogół gdy tylko rozłożyłem się na ławce, w wózku zaczynał się "śpiew". Wtedy pomagała tylko rundka po osiedlu, aż znowu córeczka zasnęła. Kiedy znów próbowałem usiąść i poczytać, ona się budziła... I tak w kółko.

Czy zajmując się Antosią byłem wyjątkiem? Jeszcze kilkanaście lat temu z pewnością wzbudziłbym zainteresowanie wielu. Dzisiaj do lamusa odchodzi jednak tradycyjny podział na ojca "żywiciela" i matkę "opiekunkę". Partnerskie stosunki związane z wychowywaniem dzieci widać m.in. na coraz popularniejszym, tacierzyńskim portalu internetowym - Tatapad.pl.

- Portal jest dla tych ojców, którzy mają dość brzuszków, jelitek, koleczek i tym podobnych - tłumaczy Michał Nazarewicz, jego twórca. - Nic nie zdrabniamy, a treści są tworzone w całości przez facetów. Zadaniem portalu jest pokazanie m.in., że nie tylko ojciec jest dla dziecka, ale powinno być też odwrotnie. Dlatego radzimy, jak oduczyć dziecko budzenia się w nocy czy jak je usypiać w 45 sekund - dodaje.

Charakterystyczny język używany na portalu może budzić kontrowersje, lecz jak podkreśla Nazarewicz, jego celem jest mocne wejście w dziedzinę, która do tej pory była zawłaszczona przez kobiety. I prezentowanie różnych punktów widzenia na rodzicielstwo.

- Miałem dość czytania i słuchania kobiet, które mówią o tym, jak zajmować się małym dzieckiem - podkreśla.

Rola ojca, który opiekuje się dzieckiem aktywniej niż kiedyś, pomaga i to jest faktem. Skąd się to wzięło? Powodem są stale ewoluujące wzorce kulturowe. Jak podkreśla dr Krzysztof Bondyra, socjolog z UAM, wymusiły to m.in. zmieniające się warunki ekonomiczne.

- Jeśli dwoje rodziców pracuje, co obecnie nie jest niczym niezwykłym, to kobieta nie jest w stanie sama zajmować się dzieckiem. Dlatego właśnie w większym niż kiedyś stopniu musi ją wspierać partner - mówi. - W USA to zjawisko jest widoczne już od lat 60. To wówczas zmienił się tam model z lat 50., kiedy to mąż był w stanie sam zarobić na domek pod miastem i utrzymać rodzinę - wskazuje. I zaznacza, że pieniądze nie są jednak jedynym elementem, który wpływa na zmieniającą się w ten sposób rzeczywistość. - Model kulturowy zmieniają też między innymi ruchy feministyczne, które od lat wskazują, że role w rodzinie trzeba dzielić i to nie tylko kobieta powinna zajmować się dziećmi - kończy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski