Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Teatr jest ich życiem, pasją, drugim domem

Bogna Kisiel
Teatr jest ich życiem, pasją, drugim domem - po prostu wszystkim
Teatr jest ich życiem, pasją, drugim domem - po prostu wszystkim Łukasz Gdak
Gdy gasną światła, rozpoczyna się podróż do świata wyobraźni. Oni potrafią oczarować emocjami, wzbudzić namiętności tak, że widz ulega magii Teatru Muzycznego i nie zwraca uwagi na fatalne warunki.

Teatr Muzyczny. Widownia powoli się zapełnia. – Halo.... witamy.... przypominamy o zakazie filmowania oraz fotografowania.... – informuje głos z taśmy. Wiele osób wyciąga z kieszeni telefony, by sprawdzić czy są wyciszone. Jeden, drugi, trzeci gong. Gasną światła. Pojawia się dr Jekyll, pchając na wózku chorego psychicznie Ojca... Na scenie toczy się walka dobra ze złem. Widzowie nie zdają sobie jednak sprawy, ile trudu i pracy wymaga przygotowanie takiego musicalu, jak „Jekyll i Hyde”.

W foyer’e króluje balet
Teatr od rana tętni życiem. Trzeci dzień trwa montaż scenografii do „Jekyll i Hyde”. Fachowcy siłują się ze schodami. – Schody są schowane, wjeżdżają w pierwszym akcie – tłumaczy Mateusz Frąckowiak. – W „Jekyll’u” strasznie dużo się dzieje. Ciągle coś wjeżdża, wyjeżdża. Są duże sceny baletowe, ciągłe zwroty akcji, pojawia się chór.

Scena jest malutka więc każdy szczegół musi być precyzyjnie dopracowany. To wyzwanie dla scenografa, choreografa i całego zespołu. Podczas spektaklu orkiestron jest otwarty. Balet musi uważać, by do niego nie wpaść.

Panowie pracują jak w ukropie. Wszystko musi być gotowe na wieczorną próbę. Później zostanie sprytnie „ukryte”, ponieważ następnego dnia w planie są dwa przedstawienia „Pchły Szachrajki”. W tym przypadku scenografia nie jest, bo nie może być, skomplikowana. Scena jest jedna więc trzeba ją zdemontować przed wieczornym przedstawieniem „Jekyll’a”.

W innym miejscu trwa próba baletu do Jekyll’a. – Nie mamy sali baletowej, ćwiczymy w foyer’e . Mam nadzieję, że w nowej siedzibie będzie sala – mówi Tomasz Manowski, kierownik baletu, przynając: – Jestem tu 15 lat więc się przyzwyczaiłem.
Lekcja baletu, rozćwiczenie, potem repertuar, a wieczorem spektakl. Od godz. 10 do 14 oraz od 18 do 22 – tak wygląda dzień tancerzy. Pracują też w niedziele, jeśli jest spektakl. Poniedziałki są wolne, no chyba, że zdarzy się próba. O życiu rodzinnym raczej można zapomnieć, chyba że partnerka jest wyrozumiała.

Z foyer można wejść do Cafe Orfeum. Przy kawie siedzi kilka osób. Rozmowy zagłusza muzyka z Jekyll’a, przy której ćwiczy balet. Stąd prowadzi wejście do sali, która niedawno została wyremontowana. Trwa właśnie próba „stolikowa” (tekstowa) do „Księżniczki Czardasza”. Reżyser Grzegorz Chrapkiewicz z uwagą słucha kwestie czytane przez aktorów. Daje się wyłowić strzępy wypowiedzi: „Uważasz mnie za idiotę, nie wykręcał się”, „Co inaczej, jaka głupota. Ja mam pić wino, któreś nawarzył”, „Teraz Sylva chce, żebym się z nią ożenił....”.

– Ta scena jest do skrócenia – wyrokuje Grzegorz Chrapkiewicz. – Od początku mi się nie podobała. Jest za długa. Z tym ziewaniem też dajmy sobie spokój. Przeczytajmy to jeszcze raz. Do końca strony wywalamy. Co myślicie?

Skazani na „dożywocie”
W pokoju dyrygentów rozśpiewują się soliści. Pomieszczenie jest małe. Mieści się tu pianino i szafy, w których przechowywane są nuty, a obok akompaniatora jeden do maksymalnie dwóch solistów. Dawny pokój kierownika muzycznego także służy do prób indywidualnych ze śpiewakami. Nie ma tu okna, latem panuje zaduch.

– Teraz z panem Piotrem Deptuchem będzie powtórka kwartetu i fragmentów z „Jekyll’a i Hyde’a” – informuje pianista Andrzej Matusz, prowadząc do sali kameralnej. A tu... – Dowo, dowo, dowo... – coraz wyżej śpiewa jedna z solistek. Gdy kończy, salę prób „przejmują” kolejni artyści. Za fortepianem siada Andrzej Matusz. Obok niego staje Piotr Deptuch, zastępca dyrektora teatru.

– .... mogę ci przysiąc, że będę przy tobie.. – ćwiczy swoją partię Damian Aleksander, odtwórca roli Jekyll’a.

– Mogę ci przysiąc.. - nieco koryguje artystę Piotr Deptuch.

Pozostali aktorzy czekają na swoją kolej, siedząc na krzesłach. – ... ty wiesz, że wolna być chcę. O życiu mym więc decyduję już ja – spiewa Edyta Krzemień, grająca Emmę.

Z salą kameralną sąsiaduje męska garderoba. – Po latach pracy i wyrzeczeń powinniśmy odpocząć, a tu ciągłe śpiewy – żartuje Wiesław Paprzycki. – Siedzimy tutaj już ponad 20 lat. Dożywocie. Dobrze, że kraty zdjęli. Warunki są, jakie są. Dziewięciu facetów plus dojeżdżający. Nieraz stoimy w kącie.

Fakt, pomieszczenie jest małe, ale panuje w nim idealny porządek. Podobnie w garderobie solistek czy baletu żeńskiego. Każdy centymetr powierzchni jest maksymalnie wykorzystany. Stroje wiszą nawet na rurach. Rekwizytornia wypchana po sufit. Istny labirynt. Czy tu coś można znaleźć? A jednak... Tutaj znajdują się głównie rekwizyty, które aktualnie „grają”. Pozostałe są w magazynie po drugiej stronie ulicy.

– Jest bardzo ciasno, ale to zbliża – twierdzi Agnieszka Nagórka, kierownik muzyczny m.in. „Hello Dolly” czy „Skrzypka na dachu”. – Jak komuś trzeba pomóc, to się nie patrzy, że on jest rozebrany. Jak w rodzinie. Jesteśmy zespołem.

Ręcznie tkane brody
Z sali kameralnej, przechodząc koło garderoby chóru, dochodzi się do pracowni charakteryzatorskiej i perukarskiej. A właściwie do dwóch takich pomieszczeń, ponieważ od pewnego czasu wygospodarowano dodatkowy pokój i to z oknem.

– Dobrze, że mamy jeszcze jedno pomieszczenie – uważa Barbara Andrys, kierownik pracowni. – Fryzury utrwalamy lakierami. Wąsy, brody moczymy w chemikaliach, odkażamy. Wdychaliśmy te opary. Teraz można to robić w pokoju z oknem.

W pracowni znajduje się mnóstwo różnych akcesoriów – kosmetyki, wsuwki, sztuczne rzęsy, maszyna do żelazek, które przypominają nożyce. – Do maszyny wkładamy żelazko – demonstruje pani Barbara. – Nagrzewamy. Sprawdzamy na papierze, aby nie było gorące i nie upaliło włosa. Jeśli ma odpowiednią temperaturę, kręcimy loczek na brodzie, podkręcamy wąsa. Robimy to przed spektaklem, bo naturalne włosy się prostują.

Część peruk jest z włosów naturalnych, część ze sztucznych. Te ostatnie są tańsze. Charakteryzatorki wiele rzeczy potrafią same zrobić, np. brodę. – Tkamy je ręcznie. Cienkim szydełeczkiem nawija się włos po włosie na tiul – opowiada Barbara Andrys.

Pierwszy, drugi, trzeci gong...
Wieczorem odbywa się próba całości. W pełnej gotowości są soliści, chór, balet, orkiestra. Na scenie Damian Aleksander, który nagle przerwywa śpiewanie i nieco poirytowany mówi: – Przestańcie rozmawiać. Tu się zaczyna próba...

Głosy za kulisami cichną. Piotr Deptuch dyryguje. Zwraca uwagę, że nie słychać instrumentów. Robert Rekiel wychyla się przez okno z piętra. – Robert często nie słyszy co dzieje się na scenie więc wygląda, patrzy, wypytuje. Normalnie to akustyk jest na widowni, a tu jest zamknięty, zasłonięty szybą. To cud, że dajemy radę w takich warunkach – mówi Angieszka Nagórka.

Nagłośnienie zostaje poprawione. Próba, to ostoja spokoju. Prawdziwe szaleństwo rozpoczyna się na godzinę przed spektaklem. Trzeba się przebrać, umalować, rozćwiczyć, rozśpiewać. Ciasne garderoby, wąskie korytarze i do tego te schodki pojawiające się w nieoczekiwanych miejscach. Jedna z rekwizytorek (już nie pracuje) spadła i złamała rękę. Schodząc ze sceny też trzeba uważać, by nie uderzyć głową we framugę. Z jednej strony oklejono ją gąbką, z drugiej Maciej Szubert, inspicjent powiesił świąteczne lampki, by ostrzegały przed niebezpieczeństwem.

Ten skromny kącik po sąsiedzku to królestwo pana Macieja. On odpowiada za to, by każdy aktor był na miejscu, na czas wszedł na scenę, a spektakl się odbył. – Proszę państwa pierwszy gong, 10 minut do rozpoczęcia spektaklu. 10 minut – zapowiada Maciej Szubert, który przyznaje, że test bojowy przeszedł, gdy jeden z artystów zemdlał na scenie. Widzowie pewnie pomyśleli, że tak było w scenariuszu. On znał prawdę, ale zachował zimną krew. – Proszę państwa drugi gong, 5 minut do rozpoczęcia spektaklu. 5 minut – czujnie uprzedza inspicjent.

Czasami zdarza się, że światło szwankuje czy ktoś się spóźni na scenę. – Ostatnio na „Ani z Zielonego Wzgórza” . Po drugiej stronie sceny widziałem Anię w brązowej sukni, w której wychodzi w drugim akcie. Okazało się, że to była pani z chóru, a dziewczyny siedziały w garderobie – opowiada pan Maciej.

– Pamiętam operetkę „Wiktoria i jej Huzar” – wspomina Wiesław Paprzycki. – Wchodzę na scenę i wołam „Riquette, Riquette...”, a tu mojej partnerki nie ma. Miała oczko w pończosze i poszła do garderoby. Zacząłem improwizować i jakoś się udało.

Pan Maciej podkreśla, że to zasługa zespołu, który perfekcyjnie współpracuje: – Proszę państwa trzeci gong, do rozpoczęcia dwie minuty. Dwie minuty. I... ruszamy!

To chyba jednak magia
Aktor żyje równolegle w dwóch światach – w tym prawdziwym, i tym nierzeczywistym, którego akcja toczy się na teatralnych deskach. Jak wszystkich dotykają go choroby, nieszczęścia. To sztuka zostawić cały ten życiowy bagaż i wcielić się w jedną z wielu granych ról. – Czasami jest to trudne – przyznaje Włodzimierz Kalemba. – Ale może na tym polega magia teatru, że człowiek potrawi zapomnieć o szarej codzienności. Czasami pot po plecach leje się z napięcia.

Publiczność tego nie wie, nie widzi, kupuje sprzedawane jej złudzenie. – Musimy wprowadzić widzów w inny świat, by na chwilę zapomnieli o swoich troskach i kłopotach – mówi Wiesław Paprzycki.

Maciej Szubert w teatrze pracuje 25 lat. Wcześniej był tancerzem, teraz jest inspicjentem. – Teatr jest moim życiem, drugim domem, wszystkim – wyznaje Maciej Szubert.

Przemysław Kieliszewski, dyrektor Teatru Muzycznego uważa, że zespół jest niezwykły. Potrafi zrobić wyjątkowe rzeczy, oczarować widzów emocjami, choć do dyspozycji ma niewielką scenę, kiepskie zaplecze i warunki techniczne: – Ten teatr jest chyba największą przygodą mojego życia. Zetknąłem się tu z wieloma niesamowitymi ludźmi. Mamy wspólną pasję. Można ją dostrzec w spektaklach, któru udało się nam zrobić.

Poszukiwania siedziby
Teatr wynajmuje pomieszczenia w Domu Żołnierza przy ul. Niezłomnych w Poznaniu. Miasto poszukuje dla niego siedziby. Koszt jej budowy to ok. 100 mln zł. Rozważane są różne lokalizacje, np. działka po dworcu PKS, u zbiegu Garbar i Małych Garbar, Stacja Filtrów, MTP.

Dyskoteka piętro wyżej
W Muzycznym wszystko działa jak w zegarku, a nie jest to łatwe w tych warunkach - ciasnota, pomieszczenia bez okien, brak klimatyzacji, odgłosy klaksonów aut. Np. na „Jekyll i Hyde” muzyka jest głośna, więc zagłusza odgłosy miasta, ale już na premierze „Opowieści zimowych” słychać było dyskotekę, odbywającą się piętro wyżej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski