Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Temat tabu wśród lekarzy: Odbierają porody jak 139 lat temu

Krystian Lurka
W 2009 roku w szpitalu na Polnej rozegrał się dramat matki i jej córeczki. Zastosowanie chwytu Kristellera spowodowało pęknięcie macicy. Kobieta wykrwawiła się na śmierć. Dziecko przeżyło kilkadziesiąt godzin
W 2009 roku w szpitalu na Polnej rozegrał się dramat matki i jej córeczki. Zastosowanie chwytu Kristellera spowodowało pęknięcie macicy. Kobieta wykrwawiła się na śmierć. Dziecko przeżyło kilkadziesiąt godzin Paweł Relikowski
Chwyt Kristellera, za który zostali skazani pracownicy z Polnej, nadal jest stosowany. Tego, że staroświeckie metody położnicze są powszechne, lekarze nie mówią, ale matki już tak!

- To głupia sprawa, ale nadal stosuje się u nas chwyt Kristellera podczas niektórych porodów - mówi położna, która pracuje w Szpitalu Ginekologiczno-Położniczym przy ul. Polnej w Poznaniu. Chce pozostać anonimowa i tłumaczy, że gdyby podała swoje personalia, nie miałaby czego szukać w szpitalu.

Jak wyjaśnia, o chwycie Kristellera po prostu się nie rozmawia. Ale przyznaje, że nie raz widziała jak się go stosuje. A wygląda to strasznie. Metoda ta polega na tym, że lekarz, chcąc żeby noworodek przyszedł na świat, naciska z całą siłą na brzuch matki.

Czytaj również: Ginekolog i położna ze szpitala na Polnej skazani na więzienie

To właśnie za wykonanie tego kontrowersyjnego zabiegu zostali skazani kilka dni temu Piotr M. i Hanna L., ginekolog i położna ze szpitala przy ul. Polnej. Na skutek chwytu, który zastosowali podczas porodu w 2009 roku zmarła kobieta i jej dziecko. - Nie ma co jednak robić nagonki na Polną, bo... to nic nadzwyczajnego. Takie rzeczy dzieją się również w innych szpitalach - przyznaje położna. Między innymi w konińskim szpitalu czy szpitalu przy ul. Jarochowskiego w Poznaniu. Z kolei inna położna - pracująca także w poznańskiej placówce - która zawsze chętnie rozmawiała z "Głosem", na prośbę o komentarz w tej sprawie, odpowiada: - Przepraszam, ale na ten temat nie chcę rozmawiać. Po prostu nie mogę.

Sprawdź też: Przyjęli rodzącą pacjentkę zdrową. Opuściła szpital umierająca

Rozmawiać za to chcą kobiety, którym "lekarze skakali po brzuchach, żeby wycisnąć noworodka". Katarzyna Czapska, cztery lata temu rodziła właśnie na Polnej: - Starszy lekarz podwinął rękawy koszuli i z całej siły nacisnął na brzuch - wspomina kobieta. Jedyne co pamięta to ból. - Tak ogromny, że zemdlałam - dopowiada i wspomina: - Lekarz brutalny manewr uzasadniał tym, że "Zosia i tak nie chciała wyjść". - Czytając zeszłotygodniowy artykuł w "Głosie" stwierdzam, że miałam szczęście - przyznaje.
Drugą matką, która rodziła w ten sposób jest Joanna Redosz-Pomin. Ona przebywała w Szpitalu Miejskim im. Raszei w Poznaniu. - Pamiętam, że było to bardzo bolesne. Myślałam, że tak poród musi wyglądać. Dopiero po fakcie dowiedziała się, że jest to takie niebezpieczne i w dzisiejszych czasach unika się tej metody - mówi Joanna Redosz-Pomin, która po porodzie miała poważne powikłania.

- Unika się również mówienia o tym procederze - przyznaje wprost Joanna Pietrusiewicz, prezes fundacji "Rodzić po ludzku", która od lat bada to, w jakich warunkach muszą rodzić polskie pacjentki. Chwyt nie jest zabroniony przez prawo, jednak są sposoby, które pozwalają lekarzom na bezpieczniejszy poród. Na pytanie, dlaczego lekarze stosują metodę sprzed lat, odpowiada: - To przez rutynę. Ona gubi starszych lekarzy. A nie powinno tak być, bo obowiązkiem lekarzy jest pomaganie zgodne ze współczesną wiedzą, czyli nie za pomocą tego chwytu! Jak mówi prezes, ta sprawa to temat tabu. - Kilka lat temu przeprowadziliśmy badania na temat tego, jak rodzi się w Polsce. Wyniki badań były zaskakujące. W części szpitali to, co mówili ordynatorowie, zupełnie rozmijało się z tym, co opowiadały matki - wyjaśnia i dodaje, że od tego czasu niestety niewiele się zmieniło.

Oficjalnie problemu z kłopotliwą techniką położniczą nie ma. Nikt z pytanych przedstawicieli szpitali nie przyznaje się, że gdziekolwiek i ktokolwiek stosuje tę metodę.

Sprawdź też: Przyjęli rodzącą pacjentkę zdrową. Opuściła szpital umierająca

Andrzej Polaszewski, ordynator oddziału położniczo-ginekologicznego w Szpitalu Wojewódzkiej w Poznaniu, przyznaje, że lata temu ta metoda była stosowana. - Ale obecnie są zdecydowanie lepsze metody odbierania porodów - dodaje Andrzej Polaszewski. Jak twierdzi, od 1973 roku - kiedy rozpoczął karierę w placówce przy ul. Juraszów - nigdy taki chwyt w jego szpitalu nie był zastosowany.
Niestety, nieco mija się z prawdą... W 1987 roku przyszedłem na świat właśnie na Lutyckiej. U mojej mamy zastosowano chwyt Kristellera. Na skutek powikłań przebywała kilkanaście dni dłużej na oddziale i konieczne było założenie jej 30 szwów na szyjce macicy.

Także Wojciech Kozerski, kierownik oddziału położniczo- ginekologicznego w szpitalu przy ul. Jarochowskiego, wypiera jakoby w jego placówce był wykonywany. Z kolei Roman Kowaleski z konińskiej porodówki, nie chcę rozmawiać na ten temat.

Lesław Ciesiółka, rzecznik szpitala przy ul. Polnej, ostrożniej wypowiada się na temat stosowania tej metody: - W uzasadnionych przypadkach jest to dopuszczalne - wyjaśnia i nie chce odpowiedzieć, czy jest ona stosowana w jego placówce.

Wszyscy, którzy mieli do czynienia ze skandalicznym zachowania podczas porodu, proszeni są o opisanie historii i wysłanie jej na adres [email protected].

Chwyt Kristellera

Chwyt Kristellera opisał Samuel Kristeller. Było to w 1867 roku! To tak zwany manewr położniczy, czyli sposób, w jaki lekarze odbierają porody. Polega on na silnym ucisku na dno macicy rodzącej kobiety. Podczas i po stosowaniu tego chwytu możliwe są liczne powikłania: przedwczesne oddzielenie łożyska, uszkodzenie krocza, uraz mechaniczny dziecka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski