Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Templariusze w Polsce. Co po nich zostało? [HISTORIA TEMPLARIUSZY]

Witold Głowacki
Kadrz serialu "Knightfall" o templariuszach
Kadrz serialu "Knightfall" o templariuszach Materiały prasowe
Na terenie dzisiejszej Polski istniało co najmniej kilkanaście komandorii templariuszy. Do dzisiejszych czasów zostały po nich dwie kaplice - będące bardzo cennymi zabytkami

Krzyżacy to bynajmniej niejedyny zakon rycerski, który działał na ziemiach polskich. Lista krajowych bractw rycerzy w habitach nie kończy się również na naszym rodzimym zakonie rycerskim, czyli braciach dobrzyńskich. Oprócz nich (a także joannitów czy kawalerów mieczowych) swoje prowincje i komandorie mieli w Polsce nawet templariusze. Dwa cenne, choć raczej niepozorne zabytki po nich przetrwały do dzisiejszych czasów. To dawne kaplice templariuszy w Chwarszczanach i w Rurce. Co sprowadziło w okolice Kostrzyna braci z najsłynniejszego i najbardziej tajemniczego zakonu rycerskiego w historii świata?

Na gotowe

Fratres Militiae Templi, Pauperes Commilitones Christi Templique Salomonis, czyli Zakon Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona - popularnie zwany templariuszami - powstał relatywnie późno w porównaniu z innymi zakonami rycerskimi, bo w 1118, 1119 lub 1120 roku.

Można więc powiedzieć, że templariusze przyszli do Ziemi Świętej niejako na gotowe. Królestwo Jerozolimy istniało już od dwóch dekad - podobnie jak powstałe w okresie I krucjaty zakony joannitów, bożogrobców, rycerzy św. Łazarza czy rycerzy Tau. Król Jerozolimy Baldwin II potrzebował jednak formacji, która pełniłaby na jego ziemiach rolę jednocześnie policji i jednostki przeciwpartyzanckiej - zwalczając buntujących się Saracenów i utrzymując porządek.

Pierwszym nadaniem od Baldwina dla templariuszy był przerobiony na kościół meczet Al-Aksa w Jerozolimie. Dodatkowo król oddał im część swojego pałacu i na wszelkie możliwe sposoby wspierał ich początkowe działania. Zakon rozwijał się błyskawicznie. Szybko wyszedł ze swej pierwotnej policyjnej roli i stał się jedną z najpoważniejszych sił militarnych w Królestwie Jerozolimy. Sprzyjało temu mordercze szkolenie, które przechodzili wszyscy nowicjusze, i fakt, że cały zakon został zorganizowany według reguł dyscypliny tyleż klasztornej, co wojskowej. Bracia rycerze wyekwipowani byli według najlepszych wzorców ówczesnego rycerstwa - choć ze względu na warunki klimatyczne w Ziemi Świętej musieli zakładać relatywnie lekkie zbroje, na które składały się stalowe nogawice, kolczuga i hełm. Prawie zawsze wyposażeni też byli w coś cięższego od miecza - broń w rodzaju młotów tureckich, korbaczy czy nadziaków. W roli jednostek pomocniczych zatrudnili turkopoli, czyli lekką bliskowschodnią jazdę złożoną z Syryjczyków. Godło w postaci charakterystycznego czerwonego krzyża na białym habicie lub płaszczu nadał im w roku 1147 sam papież - najprawdopodobniej nosili je jednak już wcześniej.

Zakon szybko przybrał charakter globalny - jego komandorie powstawały w całej Europie. W XIII wieku zaś templariusze zaczęli się stawać paneuropejską potęgą polityczną. Ten niezwykły status zawdzięczali przede wszystkim swym potężnym zasobom finansowym.

Bracia rycerze, bracia bankowcy
To legendarne bogactwo templariusze gromadzili początkowo w sposób typowy dla innych zakonów rycerskich - łupiąc niewiernych i ciesząc się hojnymi nadaniami od możnych tego świata. Zdołali jednak zwielokrotnić początkowe zasoby - między innymi dzięki temu, że udało im się zaoferować pielgrzymom zmierzającym do Ziemi Świętej dość wyjątkowy rodzaj usług bankowych. Był to mianowicie całkowicie bezpieczny transfer pieniędzy z dowolnego miejsca w Europie do Jerozolimy, a dla chętnych również z powrotem. Wystarczyło się zgłosić z wypchaną sakiewką do którejkolwiek z komandorii templariuszy. Za odpowiednią opłatą bracia zamieniali sakiewkę na opatrzony licznymi pieczęciami dokument, z którym wystarczyło się zgłosić do dowolnej innej komandorii, by tam odebrać zdeponowane pieniądze. Było to zatem coś w rodzaju średniowiecznego czeku gwarantowanego powagą zakonu, jego mieczy i tureckich młotów.
Usługa robiła furorę - pielgrzymi przemierzali przecież tysiące kilometrów i byli nieustannie narażeni na napady rabunkowe, templariusze rozwiązali zaś przynajmniej problem możliwej utraty gotówki podczas pielgrzymki - niestety, jeśli chodzi o możliwą utratę głowy, członków lub wolności osobistej, sposobu gwarantującego pełne bezpieczeństwo nie wynaleziono.

Bankowe talenty „zakonu ubogich rycerzy” były stale rozwijane. Za czekami poszły pożyczki - także na cele wojenne czy polityczne. Nie minęło wiele czasu i w kieszeniach pobożnych Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona siedziała co najmniej połowa koronowanych głów Europy.

Sami templariusze już pod koniec XII wieku mieli poczucie, że sama Ziemia Święta to dla nich za mało, być może też przeczuwali, że chrześcijańskie rządy nie utrzymają się tam po wsze czasy. Szukali nowych pomysłów na siebie, nowych kierunków ekspansji i nowych okazji do zarobku. Część z nich znaleźli na ziemiach polskich.

Nie można wykluczyć, że po raz pierwszy pojawili się w Polsce już w połowie XII wieku.

Czyżby książę Henryk?

Nie ma stuprocentowych dowodów na to, czy Henryk Sandomierski rzeczywiście wziął udział w II krucjacie, choć jest mu to często przypisywane. Z całą pewnością natomiast nieco później wybrał się na ziemie krzyżowców - było to w roku 1154 - po to, by wziąć udział w jej obronie przed Saracenami. Być może wrócił stamtąd w towarzystwie braci z czerwonymi krzyżami na białych płaszczach. Tak przynajmniej twierdził Jan Długosz.

„A gdy przybył szczęśliwie do Ziemi Świętej, uczciwszy pobożnie grób Zbawiciela, złączył się z rycerstwem króla Jerozolimskiego Baldwina i z wielką odwagą i poświęceniem walczył przeciwko Saracenom, pragnąc pozyskać wieniec męczeński. Lecz gdy nie udało mu się tego szczęścia dostąpić, zabawiwszy tam rok cały i straciwszy znaczną liczbę rycerzy, już to w boju poległych, już odmienności powietrza znieść niemogących, wrócił zdrowo do ojczyzny. Tu od braci swoich, Bolesława i Mieczysława (prawdopodobnie chodzi o Mieszka), i przedniejszych panów polskich z wielką czcią i radością powitany został. Z jego to opowieści poczęła się dopiero szerzyć i upowszechniać w Polsce wiadomość o stanie, położeniu i własnościach Ziemi Świętej, niemniej o krwawych i zaciętych wojnach, które w jej obronie toczono z barbarzyńcami” - tak pisał o Henryku Sandomierskim niewątpliwie zachwycony jego inicjatywą Jan Długosz.

Wracając z Jerozolimy, Henryk Sandomierski miał przywieźć ze sobą oddział templariuszy, by bronili wschodnich rubieży jego księstwa przed poganami - Jaćwingowie bowiem potrafili się zapuścić aż do granic włości Henryka. Książę miał nadać braciom Opatów i 16 wsi w jego okolicy. Nawet jeśli rzeczywiście tak było, dalszych wieści o ich poczynaniach niestety brak. Legenda głosi, że to właśnie templariusze mieli założyć kolegiatę w Opatowie, a gdzieś w podziemiach ma się znajdować tajemnicza krypta z ich grobami. Nie jest wykluczone, że mamy tu jednak do czynienia z wielkim nieporozumieniem wywołanym wpadką bardzo starannego zazwyczaj Jana Długosza. Otóż najsłynniejszy polski kronikarz, zwiedzając opatowską kolegiatę, widział na jej frontonie wizerunki dwóch rycerzy w habitach z krzyżami na płaszczach - i od razu uznał to za dowód na to, że prawie 300 lat wcześniej zainstalowali się tam właśnie templariusze.

Dwaj wrogowie

Z całą pewnością jednak templariusze pojawili się w Polsce sto lat później, za sprawą nadań najpierw księcia śląskiego Henryka Brodatego, a nieco później Władysława Odonica, księcia Wielkopolski. Warto zauważyć, że działo się to ledwie dwie dekady po sprowadzeniu do Polski Krzyżaków przez Konrada Mazowieckiego - można więc uznać to za przejaw pewnego trendu w myśleniu politycznym. W odróżnieniu od decyzji Konrada Mazowieckiego posunięcia Brodatego i Odonica nie miały tak opłakanych dla naszego kraju skutków. Templariusze na szczęście nie byli zainteresowani tworzeniem na polskich ziemiach własnej państwowości.

Henryk Brodaty i Władysław Odonic byli zaprzysięgłymi wrogami, ale obaj też potrzebowali zabezpieczenia swych ziem od północy przed najazdami Pomorzan. Właśnie w takiej roli obaj książęta lokowali na swych terenach kolejne komandorie templariuszy, ich drugą funkcją miało zaś być wspieranie kolonizacji. Łącznie powstało co najmniej kilkanaście komandorii templariuszy - wiadomo, że miały siedziby między innymi w Wałczu, Czaplinku, Myśliborzu, Oleśnicy Małej, Myśliborzu i Leśnicy. Po tych komandoriach do dzisiejszych czasów nie przetrwały jednak niemal żadne ślady - w niektórych wypadkach nie udało się nawet ustalić miejsca ich dawnego położenia.

Dwie dawne komandorie możemy jednak obejrzeć w Polsce i dziś.

Chwarszczany i Rurka

Siedzibą jednej z nich była Rurka niedaleko Kostrzyna. Znajduje się tam do dziś zachowana w całkiem niezłym stanie poświęcona w 1248 roku jednonawowa romańska kaplica templariuszy, zbudowana z granitowych ciosów. W średniowieczu była ufortyfikowana i otoczona fosą.
Druga komandoria, która częściowo przetrwała do dziś, znajduje się w Chwarszczanach - również w rejonie Kostrzyna. Zachowała się po niej kaplica - prawdopodobnie druga z kolei wybudowana przez templariuszy. Świątynia nosi cechy gotyku redukcyjnego, powstała zaś w miejscu obiektu w stylu romańskim, być może identycznego z kaplicą w Rurce. W czasach templariuszy była tylko jednym z budynków składających się na całą komandorię - zajmującą wzniesienie o rozmiarach ok. 100/150 m. Były tam też tzw. Wielka Sala (czyli coś w rodzaju kapitularza), dwa dziedzińce, budynek mieszkalny, z całą pewnością również stajnie, spichlerze i inne budynki gospodarcze, w tym młyn wzmiankowany w dokumentach w XIV wieku. Nic dziwnego, nadania dla templariuszy w Polsce były naprawdę hojne. Oprócz samej lokacji komandorii zawierały również prawa do nawet 1000 łanów ziemi rolnej - tak właśnie było w wypadku Chwarszczan. To 17 tysięcy hektarów - a zatem bracia rycerze z pewnością mieli z czego żyć. Ich rola w kwestiach gospodarowania tą ziemią ograniczała się oczywiście do zarządzania dzierżawami i administrowania terenem, do samego uprawiania roli się nie zniżali.

Kaplica templariuszy w Rurce, cześć dawnej komandorii
Kaplica templariuszy w Rurce, cześć dawnej komandorii Jan Jerszyński/CC BY-SA 2.5

Na ścianach chwarszczańskiej kaplicy do dziś zachowały się niezwykle cenne polichromie (stworzone jednak na przełomie XIII i XIV wieku już przez joannitów, a nie templariuszy). Niestety, możemy je oglądać tylko w części. W 1945 roku nowi, przesiedleni ze Wschodu mieszkańcy Chwarszczan starannie je zamalowali - ich proboszcz uznał je bowiem za malowidła… krzyżackie. Do dziś udało się odsłonić i poddać częściowej renowacji tylko część z nich. Gorliwy proboszcz kazał również parafianom wynieść z kościoła i zakopać nieopodal świątyni XVII-wieczną płytę nagrobną z podobizną Hansa von Rotkircha, joannickiego komendanta domeny chwarszczańskiej. Podczas prac archeologicznych udało się odnaleźć część płyty, którą dziś można oglądać w chwarszczańskiej kaplicy.

Chwarszczany - kaplica templariuszy, cześć dawnej komandorii
Chwarszczany - kaplica templariuszy, cześć dawnej komandorii Jan Jerszyński/CC BY-SA 2.5

A jak to się stało, że w miejscu templariuszy nagle pojawili się joannici?

Otóż przełom XIII i XIV wieku oznaczał dla templariuszy totalną katastrofę. W 1291 roku ostatecznie upadło Królestwo Jerozolimy. Templariusze przenieśli się najpierw na Cypr, a następnie do Francji. Tam zaś mieli potężnego sojusznika - i zarazem jednego z największych dłużników - Filipa Pięknego, króla Francji. Dobre układy z zadłużonym u templariuszy po uszy królem nie przetrwały długo. W 1307 roku żołnierze Filipa uwięzili setki francuskich templariuszy. Akt oskarżenia zawierał zarzuty m.in. herezji, świętokradztwa, uprawiania kultu Szatana, rozpustę i zdradę na rzecz Saracenów. Było jednak całkowicie jasne, że Filip Piękny myśli raczej o dość brutalnym sposobie na umorzenie swych długów i zasilenie swej kasy bogactwami templariuszy. Proces zakonników trwał cztery lata. Ostateczną decyzję podejmował zwołany przez skorumpowanego przez Filipa papieża Klemensa V sobór w Vienne. W 1312 roku został wydany akt kasacji zakonu. Filip Piękny nie miał litości. Ostatni wielki mistrz templariuszy Jakub de Molay spłonął na stosie. Razem z nim spalono 54 innych najwyższych dostojników zakonu i setki zwykłych braci. Tuż przed upadkiem templariuszy było łącznie ok. 4500, z czego ponad 2000 przebywało na terenie Francji.

Do podobnych scen dochodziło w wielu innych krajach. Templariusze błyskawicznie uzyskali status wroga publicznego chrześcijańskiej Europy. Tylko w niewielu miejscach udało im się wyjść z tego w miarę obronną ręką. Było tak na przykład w Brandenburgii, gdzie stawili się na wezwanie władz zwartymi oddziałami w pełnym rynsztunku bojowym, więc nikt nie odważył się wystąpić przeciw nim zbrojnie. Na Cyprze z kolei templariusze sami uprzedzili atak. Ale niemal wszędzie indziej zapłonęły stosy.

Od komandorii do gorzelni

Na tym tle los komandorii w Rurce i Chwarszczanach jawi się jako wyjątkowo łaskawy. Przez mniej więcej 10 lat od kasacji zakonu tutejszych templariuszy nikt specjalnie nie niepokoił. Potem - zgodnie z wytycznymi papieża dotyczącymi całej Europy, choć o całe lata po terminie - obie komandorie zostały przejęte przez joannitów.
Wiele wskazuje na to, że odbyło się to bez przemocy. Dlaczego? Nie mamy tu jasności. Może dotychczasowi templariusze z Rurki i Chwarszczan po prostu płynnie zmienili barwy na joannickie? A może ruszyli na służbę innym panom - choćby Krzyżakom? Mało prawdopodobne, byśmy znaleźli odpowiedzi na te pytania.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Templariusze w Polsce. Co po nich zostało? [HISTORIA TEMPLARIUSZY] - Portal i.pl

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski