Ważą się losy kaliskiego PKS. Miasto nie zamierza więcej dokładać do spółki, która obsługuje mieszkańców powiatu i oferuje kaliskiemu staroście jej przejęcie z całym majątkiem za przysłowiowy grosz. Powiat do propozycji podchodzi jak do jeża, bo też nie bardzo wie, co zrobić z takim niechcianym prezentem. Między tym wszystkim jest grupa kilkudziesięciu kierowców PKS i pracowników administracji, którzy mogą stracić pracę z dnia na dzień.
- Mieliśmy bogate zaplecze - mówi Krzysztof Telma, kierowca kaliskiego PKS. - Była placówka w Jarocinie wraz z warsztatem i taka sama była w Pleszewie . Był stary dworzec autobusowy w Kaliszu na ogromnej działce i warsztaty przy Wrocławskiej. Ale prawie wszystko sprzedano i nie bardzo wiadomo za ile?
Kierowcy PKS nie kryją rozgoryczenia i czują się oszukani. Nie rozumieją, dlaczego miasto zabrało im plac PKS przy ul. Wrocławskiej i pobudowało tam warsztaty dla Kaliskiego Przedsiębiorstwa Transportowego. Finał był taki, że teraz PKS za każdą usługę musi płacić.
- Dochodzi do absurdów - przekrzykują się kierowcy. Żeby wymienić żarówkę w autobusie, musimy wypisać zlecenie. A ta niby usługa wyceniona jest na… 100 złotych! Płacimy ogromne pieniądze za naprawy i korzystanie z myjni! Wyprzedano cały nasz dobytek. Oddano za psi grosz plac po starym dworcu po to, by nowy nabywca sprzedał go pod galerię i zarobił miliony! Wszystko wygląda tak, jakby celowo nakręcano długi PKS, żeby wyprzedać majątek przedsiębiorstwa po jak najniższych cenach - mówią kierowcy.- Jeśli ktoś na tym zarobił, to nie firma.
Rzeczywiście, gdy przyjrzeć się, jak rosło zadłużenie PKS , trudno oprzeć się wrażeniu, że to właśnie utworzenie KPT było początkiem końca dla tej spółki. KPT z podległymi sobie spółkami PKS i KLA powstało w 2010 roku. Na koniec roku następnego zadłużenie PKS wyniosło 199 tys. zł, 2012 - 693, 2013 - 912, w grudniu 2014 urosło już do 2 mln 945 tys. zł, a jesienią 2015 wynosiło aż 5 mln 200 tys. zł!
Powody były różne - nierentowne kursy, wygórowane zarobki członków zarządu (utrzymanie trzech osób z zarządu kosztowało 60 tys. zł miesięcznie), konieczność płacenia za usługi, które kiedyś wykonywały własne warsztaty oraz nietrafione decyzje zarządzających.
Poprzedni prezes KPT chwalił się np. wprowadzeniem linii do Gdańska i Zakopanego. Kupiono nawet nowoczesny autobus, aby podróżni mogli jeździć w komfortowych warunkach. Dziś obie linie zlikwidowano, bo okazało się, że zarabiają tyle, ile kot napłakał. A autobus?
- Jeździ na jednej linii dziennie - mówi jeden z kierowców. - Miesięcznie płacimy za niego ratę ok. 25 tysięcy złotych miesięcznie. Nie ma szans, żeby on na siebie zarobił. Nawet go zwrócić nie można, bo raty i tak trzeba spłacać - taką korzystną umowę podpisano!
Pod nowym zarządem PKS pozbył się długów. Na koniec grudnia 2015 roku było to 200 tysięcy złotych. A majątek PKS - budynek dworca i plac manewrowy oraz autobusy - wyceniony jest na ok. 6,5 mln zł.
Kilka miesięcy temu prezydent Kalisza Grzegorz Sapiński zaproponował kaliskiemu staroście nieodpłatne przejęcie przez powiat udziałów PKS Spółki z o.o, w której miasto posiada 100 procent udziałów. Argumentował, że zmieniające się od 1 stycznia 2017 zasady funkcjonowania komunikacji zbiorowej, szczególnie w zakresie ich finansowania, stawiają pod znakiem zapytania celowość dalszego utrzymywania przez Miasto Kalisz przedsiębiorstwa, które nie realizuje zadania własnego gminy. To było w sierpniu. Od tego czasu niewiele się zmieniło.
W miniony wtorek z inicjatywy wicestarosty Jana Kłysza doszło do spotkania wójtów z powiatu kaliskiego. Dyskutowano, czy przejąć PKS, czy też kwestie transportu publicznego na terenie powiatu rozwiązać w inny sposób. Decyzje jeszcze nie zapadły, ale - jak poinformował nas wicestarosta - powiat sam raczej tej spółki nie przejmie, ewentualnie może ją poprowadzić razem z miastem. Rozmowy nadal trwają.
Wiadomo tyle, że Kalisz nie chce spółki PKS, choćby dlatego, że jej utrzymanie to około 2,5 mln zł rocznie.
- Bez powiatu i gmin PKS - u nie będzie - mówi Mariusz Wdowczyk, prezes KPT. - Powiat, który i tak do końca roku musi zorganizować transport publiczny na swoim terenie, dostaje od nas zorganizowane przedsiębiorstwo z taborem i kierowcami z praktyką. Moim zdaniem ta opcja jest na pewno bardziej ekonomiczna, niż dogadywanie się z kilkunastoma przewoźnikami prywatnymi.
Jednak likwidacja PKS pomału staje się faktem.
- Od stycznia 2017 roku na zwrot do biletów ulgowych będą mogli liczyć tylko ci przewoźnicy, którzy będą mieli podpisaną umowę na transport publiczny z samorządem - tłumaczy Ryszard Latański, dyrektor PKS. - Nasze przychody z tytułu biletów miesięcznych to jakieś 800 tys. zł, czyli 40 procent wszystkich przychodów. Bez takiej kwoty sobie nie poradzimy.
Już trwa wygaszanie nierentownych kursów. Mówi się o tym, że od września na trasy wyjedzie tylko 15 autobusów z 56, a załoga zostanie zmniejszona.
- Złożyliśmy kierowcom propozycję zatrudnienia - mówi Mariusz Wdowczyk. - Jeszcze do 20 kwietnia można było składać aplikacje do pracy w KLA z umową na czas nieokreślony, stawką płacy zasadniczej uzależnioną od stażu pracy: do 10 lat pracy - 16,59 zł na godz., powyżej 10 - 20 lat - 17,10 zł, powyżej 20 lat - 18,96 zł. Pięć osób złożyło aplikacje.
Innym nie zależy na pracy? Bardzo zależy, ale...
- Oferta jest dobra, ale problemem są dojazdy do pracy. Wielu z nas mieszka daleko od Kalisza - mówią kierowcy PKS. - Dojeżdżanie z Chocza, Gizałek, czy Błaszek nie jest proste.
Rzeczywiście, szczególnie gdy zlikwidowany zostanie PKS.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?