Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To strach nie pozwala rodzić bez bólu

Marta Żbikowska
„Oto poczniesz i urodzisz Syna, któremu dasz na imię Jezus” - powiedział anioł, ale nie powiedział, jak to się stanie. Z porodem Maryja musiała poradzić sobie sama. Jak każda kobieta.

Oto Ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa Twego - miała według ewangelisty Łukasza odpowiedzieć Maryja na słowa anioła Gabriela, który poinformował ją o tym, że urodzi dziecko.

- Gdy przychodzą skurcze, kobieta wie, co robić, to są instynkty przetrwałe - mówi Iwona Marczak, położna. - Żadna nie położy się plackiem na łóżku, raczej przyjmie pozycję kuczną. Iwona Marczak prezentuje, jak kobiety naturalnie kucają i jak mogą wtedy same przyjąć rodzące się dziecko.

Iwona Marczak jest położną od 20 lat. Pracuje na oddziale porodowym Ginekologiczno-Położniczego Szpitala Klinicznego Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. Pochodzi z Kórnika. W tym roku wydała książkę „W Kórniku czy w malinach. Narodziny na przełomie wieków”. Przytacza w niej opowieści kobiet o porodach. Znajdziemy tu historię stuletniej kobiety, która swoje dzieci rodziła w domu, wspomnienie pierwszej pacjentki izby porodowej w Kórniku, opisy porodów szpitalnych. Iwona Marczak dzieli się także swoimi doświadczeniami z pracy położnej.

- Myślę czasami o Maryi, kiedy mam naprawdę trudny poród - przyznaje Iwona Marczak. - Powtarzam sobie w myślach, że skoro Ona urodziła sama, w stajence, w chłodzie, bez dostępu do dzisiejszych zdobyczy medycyny, to inne kobiety też to potrafią, mają tę moc. Proszę Maryję, żeby pozwoliła rodzącej kobiecie tę siłę w sobie odnaleźć. Zazwyczaj się udaje.

O narodzinach Jezusa mówi się dużo, ale tak naprawdę niewiele o nich wiemy. Zarówno miejsce, czas, jak i sam przebieg porodu pozostaje niewiadomą. - Podstawowym rodzajem literackim Ewangelii dzięcięctwa jest historia. Jest to przede wszystkim refleksja o faktach, o wydarzeniach, jakie dokonały się w określonym czasie i miejscu - tłumaczy ksiądz Jan Chrzanowski, wielki miłośnik Biblii i proboszcz parafii pw. św. Brata Alberta Chmielowskiego w Wojnowicach. - Ksiądz Jan Łach w książce „Dziecię się nam narodziło” zaznacza, że nie jest to historia we współczesnym rozumieniu, lecz historia religijna, w której starannie dobrano poszczególne epizody i połączono je z tym, o czym czytamy w tekstach Starego Testamentu.
Historycy spierają się o to, gdzie dokładnie znajduje się grota, w której schronienie znalazła święta rodzina. Czy pielgrzymi, którzy wyznaczyli to miejsce w drugim i trzecim stuleciu naszej ery, nie mylili się? Rozważania o dokładnej dacie porodu pojawiają się 200 lat po tym wydarzeniu i od razu podważają świętowany dzisiaj 25 grudnia, gdyż Jezus nie mógł urodzić się zimą. Wcześni wyznawcy Jezusa uznali, że urodził się on wiosną, 20 kwietnia lub 20 maja. Wątpliwości nie rozwiewa ewangelista Łukasz, który najwięcej miejsca ze wszystkich autorów poświęca narodzinom Jezusa. To w jego Ewangelii znajdujemy słowa: „Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie” (Łk 2, 7). Jest to najdłuższe zdanie w Biblii, które opisuje sam poród Jezusa.

Reszta to nadawanie znaczeń symbolom. Teologowie zajmują się dogmatami maryjnymi, piszą o tym, że urodziła ona swego syna bez bólu i lęku, wspominają głęboką kontemplację, w której Maryja miała trwać podczas porodu. Choć są to tylko rozważania i domysły, wiele z nich znajduje wytłumaczenie. - Każdy poród tkwi w głowie kobiety - tłumaczy Iwona Marczak. - Jeśli kobieta podchodzi do niego bez strachu i lęku, z głęboką wiarą w swoje siły, ma ogromne szanse na to, że przeżyje dobry poród.
Maryja nie bała się, bo ufała Bogu. Zawierzyła, poddała się Jego woli, więc bez strachu i bólu urodziła syna. Dzisiaj większość kobiet, gdy trafia na porodówkę, to w pierwszych słowach prosi o środki przeciwbólowe lub znieczulenie, pod warunkiem, że wcześniej nie zdecydowały się one na cesarskie cięcie. Wszystko ze strachu.

- Łóżka porodowe to wymysł mężczyzn, którzy kilkadziesiąt lat temu postanowili zająć się porodami - mówi Iwona Marczak. - Wcześniej, kiedy była to domena jedynie kobiet, nikomu do głowy nie przyszłoby takie rozwiązanie.

Porody trafiły na szpitalne oddziały w latach 70. ubiegłego stulecia. Jeszcze dwadzieścia lat wcześniej kobieta nie wyobrażała sobie innego miejsca porodu niż własny dom. Między domem a szpitalem zastosowano rozwiązanie w postaci izb porodowych, które powstawały tam, gdzie kobiety miały do szpitali daleko.

Ale to szpitalne porody były początkiem spirali strachu, która się wokół nich zaczęła zakręcać.
- Zaczęło się od tej zupełnie nienaturalnej pozycji leżącej - tłumaczy Iwona Marczak. - Została ona wymyślona po to, aby ułatwić pracę położnikom. Najpierw skorzystali z tego lekarze, a później i położne, którym wygodniej było stać i patrzeć z góry, niż pochylać się nad rodzącą.

Pozycja leżąca to niejedyny grzech cywilizacji. Z czasem, standardem porodowym stało się nacinanie krocza wszystkim pacjentkom, bez względu na potrzeby. - Pamiętam jeszcze początek lat 90., gdy przyjmowaliśmy kobiety do porodu - mówi Iwona Marczak. - Wszystkie goliłyśmy jak na taśmie produkcyjnej, kazałyśmy ubrać szpitalną koszulę sięgającą ledwie do pępka, robiłyśmy lewatywę jedną wlewką i na łóżko. Leżały obok siebie panie, w późniejszych latach oddzielane parawanem, a my, położne, siedziałyśmy naprzeciwko i miałyśmy pełny wgląd w ich krocza. Dzisiaj widzę, jakie to było upokarzające, nieludzkie. Z czasem dopiero zorientowałam się, że nie o to chodzi w porodach.

Złe traktowanie rodzących w drugiej połowie XX wieku potęgowało strach. Im większa następowała medykalizacja porodów, tym bardziej stawał się on odczłowieczony, a raczej „odkobiecony”. Bo kobieta, rodząc swoje własne dziecko, miała coraz mniej do powiedzenia. Bo lekarz wiedział lepiej, bo położna wiedziała lepiej, bo wszyscy wokół wiedzieli lepiej od niej, co jest dla niej dobre. A niewiedza powoduje lęk.

- Poród w strachu, w niepewności, bez poczucia bezpieczeństwa, nie może przebiegać dobrze, co dzisiaj wiem - mówi Iwona Marczak. - I gdy taka zalękniona kobieta trafia na porodówkę, to następuje błędne koło. Chce urodzić szybko, bo myśli, że to jest najlepsze rozwiązanie. Marzy, żeby mieć to już za sobą.
Taka kobieta zgadza się na wszystkie propozycje, które mogą pomóc ten poród przyspieszyć. Pozwala przebić sobie pęcherz płodowy, podać oksytocynę, która ma wywołać skurcze. Naturalny rytm zostaje zaburzony. Do tego rodząca dostaje środki przeciwbólowe, które mogą ją całkowicie odciąć od rzeczywistości. Kobieta nie tylko nie współpracuje z położną, ale, co gorsze, także z własnym ciałem. Często nie czuje, że dziecko wcale nie ma zamiaru jeszcze się urodzić, a zabiegi wypychające je na świat, nie służą niczemu dobremu. Zdarza się, że taki poród kończy się cesarskim cięciem, a w kobiecie pozostaje wrażenie, że nie dała ona rady, zawiodła. I przy kolejnym dziecku nawet nie próbuje. Umawia się na kolejne cesarskie cięcie.
Choć oficjalnie “cesarka na życzenie” w Polsce nie istnieje, to jedna trzecia dzieci w tym kraju właśnie w ten sposób przychodzi na świat. To absolutny rekord w naszej części Europy.

- W mojej książce staram się pokazać, że poród może być wspaniałym przeżyciem, że może zapisać się w pamięci jako najpiękniejsze wydarzenie w życiu, a nie seria koszmarnych zdarzeń - mówi Iwona Marczak. - Na szczęście, widzę, że powoli to nastawienie się zmienia. Coraz więcej kobiet jest świadoma nie tylko swoich praw, ale też swojego ciała.

Od kilku lat rośnie w Polsce liczba kobiet, które zdecydowały się na porody domowe. Jeszcze kilka lat temu temat ten wywoływał wiele kontrowersji. Porodu poza szpitalem nie wyobrażały sobie kobiety, które rodziły dzieci w latach 70. i 80. To one często zaszczepiły w swoich córkach przekonanie, że tylko sala porodowa w szpitalu, daje poczucie bezpieczeństwa. - Kobieta powinna rodzić tam, gdzie czuje się dobrze - mówi Iwona Marczak. - Nikogo nie namawiam nigdy, ani do porodu w domu, ani w szpitalu. Wszędzie można przeżyć dobry poród, bo tkwi on w naszych głowach, a nie w miejscu.
Maryja urodził Jezusa w stajence lub grocie, prawdopodobnie całkiem sama, bez wcześniejszego monitorowania przebiegu ciąży ultrasonografem, bez mierzenia nasilenia skurczów i sprawdzania rytmu serca płodu za pomocą ktg, bez znieczulenia, środków przeciwbólowych, bez nacinania krocza i innej medykalizacji. Nie tylko Maryja zresztą. Tak przychodziły dzieci na świat przez całe stulecia. W wielu kulturach, ciągle tak to wygląda.
- Oczywiście, śmiertelność okołoporodowa zarówno matek, jak i dzieci była kiedyś dużo większa - mówi Iwona Marczak. - W przypadku naturalnych porodów, zawsze trzeba zachować czujność i brać pod uwagę to, że nawet dobrze zapowiadający się poród może czasem przybrać nieoczekiwany obrót. Nikt nie mówi o tym, aby całkowicie rezygnować ze zdobyczy cywilizacji i medycyny. Ale uważam, że należy zachować zdrowy rozsądek. Gdy jest taka potrzeba - interweniować, gdy poród przebiega naturalnie - pozwolić kobiecie urodzić we własnym rytmie.

To właśnie naturalne porody, spokojne, miarowe, sterowane przez rodzącą kobietę, najbardziej przypominają cud, który wydarzył się w Betlejem.

- W mojej pracy cud narodzin przeżywam niemal każdego dnia - mówi Iwona Marczak. - Oczywiście w czerwcu mniej zwracam na to uwagę, ale teraz, w okolicy Bożego Narodzenia przeżywam naprawdę wzruszające chwilę. Niedawno towarzyszyłam kobiecie, która obiecała, że po porodzie zaśpiewa nam kolędę. Było coś mistycznego w chwili, gdy leżała ze swoim nowo narodzonym dzieckiem na piersi i śpiewała słowa, które Maryja mogła kierować do Jezusa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski