Po dwóch rewelacyjnych singlach - "Inspector Norse", chyba największym ubiegłorocznym przeboju nu-disco i "Strandbar", szalonej sambie przełożonej na bezwzględny house'owy język - oczekiwania wobec debiutanckiego albumu Todda Terje były duże. Tymczasem wydaje się, że norweski producent miał je sobie za nic i zamiast albumu roku wypuścił po prostu nieco anarchizujący zbiór utworów składający się na jakąś opowieść.
Czego my tu nie mamy? Cukierkowe disco-suity, wariacje na temat muzyki latynoskiej, Pat Metheny, Giorgio Moroder, cover "Johnny And Mary" Roberta Palmera rozwleczony na koktajlową balladę... Całość przybiera formę nieco ironicznej ścieżki dźwiękowej do pływania jachtem przez lata 70. i 80., która choć przyjemna, to jakoś specjalnie nie porywa. Przynajmniej nie w porównaniu z przebojowością "Inspectora Norse'a", który pojawia się na końcu albumu przypominając, że to jednak nieco inny poziom.
Są tu bardzo fajne momenty - "Delorean Dynamite" przypomina najfajniejsze momenty "45:33" LCD Soundsystem, "Oh Joy" moje ulubione melodie z amigowych gier komputerowych, a "Alfonso Muskeduner" to brawurowa wersja electro fusion, ale są i nieznacznie słabsze (fajne, choć trochę odstające obie części "Swing Star"). Mimo to czuję, że wrócę do tej płyty jeszcze nie raz i być może wkrótce polubię się z nią o wiele bardziej.
Todd Terje
"It's Album Time"
Olsen, 2014
ocena: 6.5/10
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?