Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Towarzystwo Lexus, czyli jak wesprzeć portfele prawników

Łukasz Cieśla, Jakub Stachowiak
Siedziba Towarzystwa Lexus mieści się w Poznaniu przy ul. Sielskiej 17a. Tak naprawdę to "wirtualne" biuro wyłącznie do odbierania korespondencji
Siedziba Towarzystwa Lexus mieści się w Poznaniu przy ul. Sielskiej 17a. Tak naprawdę to "wirtualne" biuro wyłącznie do odbierania korespondencji Adrian Wykrota
Grupa prawników założyła „Towarzystwo Lexus”. Wkrótce firmy z całej Polski - małe i duże - zaczęły dostawać pozwy od Lexusa. Teraz kontrowersyjne stowarzyszenie z Poznania samo trafiło pod lupę sądu i prokuratury. Pojawiło się podejrzenie ukrywania majątku. Bo gdy Lexus wygrywał, reprezentujący go prawnicy dostawali pieniądze. A gdy Lexus przegrywał i miał zapłacić przeciwnikowi koszty procesu, wtedy stowarzyszenie twierdziło, że nie ma żadnego majątku. A prawnicy zaczęli dystansować się od swoich związków z Lexusem.

Stowarzyszenie „Towarzystwo Lexus”, reprezentowane przez kilku prawników, oficjalnie działa dla dobra publicznego. Ponoć wyłącznie darmowo prowadzi sprawy o setki tysięcy złotych pozywając np. firmy transportowe. Choć sprawy z powództwa Lexusa kończą się wieloma sukcesami i wypłatą pieniędzy, stowarzyszenie formalnie nie ma ani grosza. Odczuły to firmy, które w sądach wygrały z Lexusem i potem zgodnie z prawem domagały się od niego zapłaty kosztów procesu.

Gdzie są pieniądze? Trwa śledztwo mające ustalić czy stowarzyszenie ukrywa swój majątek. Pojawił się zarzut, że konkretni prawnicy, pod szyldem prokonsumenckiej organizacji, zarabiają na pozywaniu firm. Bo jeśli Lexus wygra – wtedy prawnicy reprezentujący stowarzyszenie dostają niezłe sumy. Ale jeśli Lexus przegra – wtedy prawnicy odcinają się od stowarzyszenia, które sami założyli. Twierdzą, że są jedynie jego pełnomocnikami.

Urzędnik znający kulisy działalności Lexusa: – Ci prawnicy wymyślili sprytny sposób na zarabianie pieniędzy. Myślą, że są tak bardzo sprytni, że aż nietykalni. Zobaczymy czy się nie przeliczą.

Pro publico bono?

Lexus działa od 2005 r. Towarzystwo założyło szaty organizacji działającej „pro publico bono”. Zaczęło od pozywania przeróżnych sklepów internetowych, księgarni, biur podróży. Zarzucało im wprowadzanie zapisów niekorzystnych dla klientów. Chodziło o tzw. klauzule abuzywne, czyli niedozwolone zapisy uderzające w konsumentów. W teorii stowarzyszenie broniło nas wszystkich – konsumentów. Jak wyglądała praktyka?

Wielu drobnych przedsiębiorców jest przekonanych, że szczytne idee stały się parawanem do zarabiania pieniędzy. Właściciele firm dostawali propozycje, że stowarzyszenia napisze dla nich np. nowy regulamin sprzedaży internetowej. Koszt – 500 złotych. Jeśli ktoś się nie zgodził, mógł liczyć się z pozwem za jeden niedozwolony zapis w regulamin. Jeśli takich zapisów było dziesięć w różnych punktach regulaminu, pozwów też było dziesięć. W internecie drobni przedsiębiorcy komentowali, że napisali „złe” regulaminy z powodu braku wiedzy, a Lexus zaczął na nich „polować”.

„Dobrotliwą” twarz Lexusa poznał m.in. Zbigniew Kuchta z Piaseczna. Przed laty otrzymał pismo od poznańskiego stowarzyszenia. Najpierw potraktował je jako żart, potem jako próbę szantażu. Dziś, na wspomnienie o Lexusie, Kuchta najpierw z obawą pyta czy stowarzyszenie może go pozwać za to, co o nim powie.

– Po tym, co mnie spotkało, straciłem wiarę w sądy. One przyklepały wszystko, czego chciał Lexus. Przygodę z tym stowarzyszeniem przypłaciliśmy z żoną utratą firmy, kilkunastu tysięcy złotych oraz zdrowia – opowiada Zbigniew Kuchta.

Jak wspomina Zbigniew Kuchta, wraz z żoną prowadził małą firmę kurierską. Regulamin jej działalności napisał sam. Wzorował się na umowach innych firm z tej branży.

– Nagle dostałem pismo od Lexusa, że znalazł w moim regulaminie dziewięć klauzul niedozwolonych i składa przeciwko mnie dziewięć pozwów. Każdy na 360 zł. Potem dostałem kolejne pismo, że możemy się dogadać. I jeśli zapłacę im 4 tys. zł, oni w ramach ugody wycofają pozew w sądu. Byłem pewien, że nic nie mogą mi zrobić. Ale oni poszli do sądu, a ten to przyklepał. Nie mogłem się odwołać, bo nie miałem pieniędzy. Sąd, mimo kilku moich próśb, nie zwolnił mnie z kosztów. Tymczasem stowarzyszenie jako organizacja prokonsumencka było zwolnione z wszystkich opłat. Lexus twierdził też, że reprezentuje anonimowego obywatela, który poskarżył się na mój regulamin. To bzdura, bo wśród moich klientów nie było żadnej osoby fizycznej. Więc kto miałby się poskarżyć na mój regulamin, jeśli nie sam Lexus? – pyta Kuchta.

W internecie można znaleźć wiele skarg na Lexusa. Jeden z drobnych przedsiębiorców przytoczył następującą historię: gdy Lexus zaczął domagać się od niego pieniędzy za klauzule niedozwolone, mężczyzna odpisał, że został postawiony pod ścianą i nie ma gotówki. Wtedy Lexus miał go pouczyć, że skoro nie był w stanie zarobić kilku tysięcy złotych brutto, to najwidoczniej nie powinien brać się za działalność gospodarczą.

Patent na kierowców ciężarówek

Teraz to Lexus jest w opałach. Zaczęło się od tego, że kilka lat temu poznańskie towarzystwo znalazło nowy cel roszczeń. Pozwami zostały zasypane bogate firmy transportowe, które nie płaciły swoim kierowcom ryczałtów za noclegi. Jeśli pracując poza domem spali w kabinach ciężarówki, powinni dostać pieniądze, które wydaliby na nocleg. W imieniu kierowców wystąpił właśnie Lexus, a cała branża stanęła przed widmem wypłaty sporych sum za zaległe ryczałty.

Ale firmy transportowe nie zamierzały biernie czekać na rozwój wydarzeń. Zaczęły dociekać, czym jest stowarzyszenie i jak wygląda jego działalność. Zastanawiające były powiązania rodzinne w Lexusie i przepływy finansowe między nim, a kilkoma radcami prawnymi z poznańskiej kancelarii.

Pieniądze wygrane w różnych sprawach przez Lexusa miały od razu trafiać właśnie do tych prawników. Stowarzyszenie dało im bowiem pełnomocnictwa do odbierania pieniędzy za wygrane sprawy sądowe. Jednak gdy stowarzyszenie przegrało jakiś proces i miało zapłacić koszty postępowania, wtedy tłumaczyło, że jest organizacją prokonsumencką niemającą żadnego majątku. Trąci hipokryzją? Zdaniem wielu osób tak, a akta rejestrowe Lexusa pełne są pism od komorników i różnych wierzycieli. Tych, którym nie udało się ściągnąć z Lexusa nawet złotówki.

W maju 2016 roku Związek Pracodawców „Transport i Logistyka” wysłał wniosek do poznańskiego sądu o przymuszenie stowarzyszenia do wpisania się do rejestru przedsiębiorców. Jak czytamy we wniosku, zdaniem Związku Pracodawców, Lexus prowadzi normalną działalność gospodarczą. Związek podkreślił, że Lexus pozywając firmy o ryczałty za noclegi, korzysta z zapisów zwalniających tego typu stowarzyszenia „prokonsumenckie” z opłat sądowych. Skala roszczeń Lexusa wobec sektora transportowego ma sięgać 40 mln zł.

– Głównym celem jest działalność zarobkowa na rzecz kancelarii radców prawnych, a nie dobro obywateli – napisał do sądu Związek Pracodawców.

Kierowca: wzięli 30 procent

Kolejny poważny zarzut branży transportowej dotyczył tego, że Lexus jako stowarzyszenie nie ma prawa pobierania wynagrodzenia od osób, które reprezentuje w sądzie. Zdaniem Związku Pracodawców, Lexus jednak zarabia na prowadzeniu spraw.

Dotarliśmy do jednego z wielu kierowców, który skorzystał z usług Lexusa walcząc o zaległe ryczałty za noclegi. Zaznaczył, że jego zdaniem Lexus robi dużo dobrego, bo wstawia się za pracownikami. Ale potwierdził, że musiał podzielić się pieniędzmi z prawnikami związanymi ze stowarzyszeniem.

Opowiada kierowca ciężarówki: – Dowiedziałem się, że mój pracodawca nie wypłaca przysługujących mi ryczałtów za noclegi. Gdy zacząłem szukać o tym informacji w internecie, wyskoczyły mi namiary na Lexus z Poznania. Zadzwoniłem, a potem wszelkie dokumenty wysyłaliśmy sobie pocztą. Powiedzieli, że nie poniosę żadnych kosztów sądowych, bo są organizacją społeczną i pomagają kierowcom. Byli bardzo zainteresowani czy takich kierowców, jak ja, jest więcej. Wiem, że zgłaszali się do nich następni. Informacje w mojej firmie rozchodziły się pocztą pantoflową. Do Lexusa zaczęło się zgłaszać tyle osób, że już na wstępie zaczęli brać od chętnych po tysiąc złotych opłaty. Prawnicy związani z Lexusem mówili mi, że doradzają także drugiej stronie, czyli pracodawcom. Mecenas Robert Walczak twierdził, że doradza firmom, jak spisać umowę z kierowcą, żeby nikt się nie doczepił.

Kierowca dodaje, że po wygranej z pracodawcą, zgłosił się do Lexusa po pieniądze. Stowarzyszenie i kancelarię postrzega jako jeden podmiot: – Po pieniądze kazali mi się zgłosić na osiedle przy ul. Bolka w Poznaniu. Tam mieści się kancelaria mec. Walczaka. Zgodnie z umową zatrzymali dla siebie 30 proc. mojej wygranej. Byłem zadowolony z tej współpracy, bo i tak zostało dla mnie kilka średnich krajowych – dodaje.

Te wypowiedzi naszego informatora znajdują potwierdzenie w zeznaniach innego kierowcy, Tomasza B. W listopadzie 2015 roku, w sądzie w Poznaniu, Tomasz B. zeznał, że pracował w fatalnych warunkach, a pracodawca nie zapełnił mu noclegów.
Schody zaczęły się, gdy prawnik pozwanej firmy transportowej zaczął dopytywać kierowcę o szczegóły jego umowy z Lexusem. Reprezentujący kierowcę radca prawny Łukasz Zgłobicki, kolejny prawnik kojarzony z Lexusem, chciał uchylenia tego pytania. Sąd pytanie podtrzymał, a kierowca odpowiedział, że zawarł umowę z Lexusem i kancelarią prawną. Z tą drugą na wpisowe oraz procent od wygranej sprawy.

Jeszcze przed wakacjami poznański sąd pozytywnie odpowiedział na wniosek Związku Pracodawców. Wydał postanowienie o wpisaniu Lexusa do rejestru przedsiębiorców. To kończyłoby żywot stowarzyszenia jako organizacji działającej pro publico bono. Ale Lexus, reprezentowany przez mecenasów Walczaka i Zgłobickiego, poskarżył się na to orzeczenie. Sprawa nadal się toczy w sądzie. Lexus broni się, że jego celem nie jest osiąganie zysków, a działania firm transportowych zmierzają do wstrzymania procesów dotyczących ryczałtów za noclegi.

To nie koniec kłopotów Lexusa. Trwa śledztwo prokuratury i policji ws. ukrywania majątku stowarzyszenia. Zostało ono zainicjowane wskutek zawiadomienia sekretarza Miasta Poznania. Urzędnicy z pl. Kolegiackiego sprawują bowiem nadzór nad stowarzyszeniami. Śledztwo jest prowadzone pod kątem podejrzenia ukrywania majątku Lexusa . Śledczych interesują działania podejmowane przez działaczy stowarzyszenia oraz prawników.

– Postępowanie jest w toku. Występuje w nim około stu pokrzywdzonych, a szacowane straty wynoszą kilkadziesiąt tysięcy zł. Niewykluczone, że te liczby wzrosną. Sprawa została zainicjowana przez urzędników, do których trafiały skargi z różnych źródeł. Na przykład komornicy zgłaszali, że egzekucje prowadzone przeciwko stowarzyszeniu są nieskuteczne. W tej chwili przesłuchujemy pokrzywdzonych – mówi Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji.

Lexus Walczakami stoi

Dotarliśmy do akt rejestrowych Lexusa. Został założony w 2005 r., pierwszą siedzibę miał w Zielonej Górze. To rodzinne miasto mec. Roberta Walczaka. W chwili założenia Lexusa miał 25 lat. Został też prezesem stowarzyszenia. Potem Walczak przeniósł się do Poznania. Także Lexus znalazł tutaj swoją nową siedzibę.

W Poznaniu stowarzyszenie miało różne adresy, obecnie przy Sielskiej 17a. Siedziba to jednak za dużo powiedziane. Gdy zapukaliśmy pod ten adres, powitała nas młoda kobieta. Oświadczyła, że w tym miejscu działa wirtualna siedziba Lexusa. To znaczy tutaj trafia korespondencja wysyłana do stowarzyszenia, ale jego członkowie przy Sielskiej 17a się nie pojawiają.

Młoda kobieta nie chciała powiedzieć, kto jest obecnym prezesem Lexusa, ani podać do niego kontaktu. Wzięła od nas wizytówkę i obiecała, że przekaże władzom Lexusa prośbę o kontakt. Przyznała, że jeśli sami będziemy chcieli założyć stowarzyszenia, to przy Sielskiej 17a możemy mieć swoją wirtualną siedzibę. Ona nikomu nie zdradzi naszych danych, no chyba, że przyszedłby komornik.

Równie ciekawie jest, gdy zadzwoni się na numer komórkowy stowarzyszenia. Gdy zadzwoniliśmy, usłyszeliśmy automatyczny komunikat: „abonent wybranego numeru nie przyjmuje połączeń przychodzących”.

Wiemy, że obecnym prezesem Lexusa jest Ewa Walczak. Jest matką poprzedniego prezesa, czyli radcy prawnego Roberta Walczaka. Z kolei rodzice Ewy Walczak, oboje urodzeni jeszcze przed drugą wojną światową, przez lata kierowali pracami komisji rewizyjnej stowarzyszenia. Kontrolowali więc własną córkę. Niedawno zostali odwołani. W ich miejsce weszli kolejni krewni.

Prawnicy byli założycielami

Jak przyznała prezes Ewa Walczak podczas jednego z przesłuchań w sądzie, wśród założycieli stowarzyszenia byli prawnicy. W tym jej syn mec. Robert Walczak, czyli poprzedni prezes Lexusa i prawnik reprezentujący na przykład kierowców.

Ewa Walczak podczas wspomnianego przesłuchania w sądzie nie chciała podać nazwisk kolejnych prawników związanych z Lexusem. Argumentowała, że nie chce narażać ich na nieprzyjemności, które ją spotykają. Odmówiła odpowiedzi, kto tak naprawdę prowadzi działalność stowarzyszenia. Tłumaczyła, że Lexus powstał na fali tworzenia różnych stowarzyszeń konsumenckich. Twierdziła, że stowarzyszenie generuje niewielkie koszty, nie prowadzi księgowości i strony internetowej, a koszty papieru i wysyłek pokrywają radcowie prawni.

Potwierdziła, że biuro przy Sielskiej 17a jest wirtualne. Mieści się tam „firma sekretarska” udostępniająca adres. Z rozbrajającą szczerością przyznała, że Lexus nie płaci kosztów w przypadku przegranej sprawy. Bo nie ma żadnego majątku i dochodu. A żadna z egzekucji komorniczych nie osiągnęła sukcesu.

Stowarzyszenie Lexus reprezentuje w sądach również radca prawny Łukasz Zgłobicki, pracujący pod tym samym adresem przy ul. Bolka, co mecenas Robert Walczak. Także Zgłobicki miał swoich krewnych w Lexusie – doliczyliśmy się trzech. Kolejny prawnik reprezentujący Lexusa to Bartosz Nowak. Osoba o takim samym nazwisku, kobieta, jest obecną przewodniczącą Komisji Rewizyjnej. Wiceszefową została pani o nazwisku Walczak. W Lexusie jest zresztą więcej rodzin.

Spotkanie? „Szkoda czasu”

Jeden z naszych informatorów twierdzi, że „mózgiem” przedsięwzięcia jest obecnie 36-letni Robert Walczak. Syn obecnej pani prezes i wnuk byłych członków komisji rewizyjnej jest postrzegany jako bystry prawnik. Informator dodaje, że mec. Walczak, gdy pojawiły się poważniejsze zastrzeżenia pod adresem stowarzyszenia, usunął się w cień.

26 sierpnia zadzwoniliśmy do Roberta Walczaka. Nie chciał umówić się na spotkanie, bo jak stwierdził szkoda na nie czasu. W rozmowie telefonicznej zapewniał, że Lexus od nikogo nie pobiera pieniędzy, a wszystkie wygrane trafiają do kierowców. A co z prawnikami?

– Jako prawnik nie pracuję za darmo. Wynagrodzenie to kwestia uzgodnień między mną, a klientem. O szczegółach nie powiem ze względu na tajemnicę zawodową – odpowiedział Robert Walczak.

Nie chciał odnieść się do naszych ustaleń, że od kierowców brał po 30 procent prowizji. Stwierdził, że nie będzie komentował pogłosek. A co z długami Lexusa wobec licznych wierzycieli? Gdzie są pieniądze z wygranych spraw wytaczanych przez stowarzyszenie?

– Z tego co wiem, stowarzyszenie reguluje swoje zobowiązania, a jego członkowie płacą składki. Stowarzyszenie nie działa dla zysku i nie jest szyldem dla działalności mojej czy innych prawników. Firmy transportowe zarzucają takie działania, bo rękoma i nogami bronią się przed uregulowaniem zaległych ryczałtów dla kierowców – przekonuje Robert Walczak.

Walczak podczas rozmowy podkreślał, że każemy mu tłumaczyć się „za klienta”, czyli za Lexusa. Nie dodał, że był jego prezesem. Nie chciał powiedzieć czy obecna prezes Lexusa jest jego mamą. Jego zdaniem to prywatna sprawa, którą media nie powinny się interesować.

Na kolejną rozmowę z Robertem Walczakiem umówiliśmy się na poniedziałek 29 sierpnia. Miał nam wtedy odpowiedzieć, czy prezes Lexusa, prywatnie jego mama, zgodzi się na rozmowę. Ale gdy w umówionym dniu zadzwoniliśmy na komórkę Walczaka, odebrał ją radca prawny Bartosz Nowak, kolejny prawnik działający w imieniu Lexusa.

Mecenas Nowak zaczął nas przekonywać, że Walczak właśnie wyjechał na długi urlop, który potrwa do 9 września, a służbową komórkę zostawił w kancelarii. Nowak twierdził też, że nie ma wiedzy o działalności Lexusa. A czy współpracuje z Robertem Walczakiem? Tego nie może zdradzić, bo... obowiązuje go tajemnica zawodowa.

„Banialuki” o wczesnej emeryturze

36-letni Robert Walczak to nie tylko aktywny prawnik. Jest zapalonym biegaczem. Na poznańskiej Cytadeli organizuje cykliczne biegi z cyklu „Parkrun”. Choć co najmniej do 9 września miał przebywać na rzekomym urlopie, w ostatnią sobotę 3 września wziął udział w biegu na Cytadeli. Dzień później, 4 września, biegł w półmaratonie w Pile. Oczywiście mógł startować w trakcie urlopu.

Chcąc sprawdzić, czy Walczak rzeczywiście na nim przebywa, przeprowadziliśmy prowokację dziennikarską. Nasza dziennikarka zadzwoniła do kancelarii Walczaka przy ul. Bolka i poprosiła o spotkanie właśnie z nim ws. błędu w sztuce lekarskiej. Błędy medyczne to kolejny „konik” pana mecenasa. Dziennikarka została umówiona na spotkanie z Walczakiem na poniedziałek 5 września, w okresie jego rzekomego urlopu.

Gdy w poniedziałek przyszliśmy na umówioną godzinę do kancelarii, powitał nas radca prawny Łukasz Zgłobicki. To kolejny mecenas działający w imieniu kierowców ciężarówek. Jego krewni także działali, a może i nadal działają w Lexusie. Gdy Zgłobicki dowiedział się, że ma do czynienia z dziennikarzem, w zaskakujący sposób wytłumaczył nieobecność Roberta Walczaka.

– Roberta Walczaka nie ma, jeśli zostaliście z nim umówieni, to doszło do nieporozumienia. On jest na urlopie, często też pracuje poza kancelarią i często nie ma go w biurze – stwierdził Łukasz Zgłobicki.

Zgłobicki dodał, że obecnie Walczak odpuścił sobie pracowanie. I zaczął nam opowiadać o... Sławku Muturi, mentorze, który namawia ludzi do oszczędzania, by mogli przejść na szybką emeryturę. Zdaniem Zgłobickiego, mec. Walczak ma właśnie taki pomysł, żeby sobie pójść na wcześniejszą emeryturę. Ponoć nie bierze już nowych klientów, kończy zaczęte wcześniej sprawy.

Mec. Zgłobicki przekonywał, że Walczak jest wybitną jednostką, kiedyś napisał książkę, na której dobrze zarobił. Zgłobicki stwarzał też wrażenie, że nie wie, kto jest prezesem Lexusa, dystansował się od działalności stowarzyszenia, którego był „jakimś” pełnomocnikiem. Przekonywał nas także, że kierowcy ciężarówek, czyli klienci Lexusa, nie muszą płacić prawnikom żadnej prowizji. Jego słowa przeczą jednak twierdzeniom samych kierowców. Kto kłamie? Zgłobicki zapewnia, że on mówi prawdę, a relacji kierowców nie zna. W ogóle, jak przekonuje, to ma małą wiedzę o tych sprawach.

Godzinę po naszym spotkaniu, w rozmowie telefonicznej, Zgłobicki zaczął się wycofywać ze swoich słów. Stwierdził, że mecenas Walczak jednak nie idzie na wcześniejszą emeryturę. Zgłobicki ponoć powiedział tak dlatego, by nie robić nam przykrości, że nie zastaliśmy Walczaka. I nie okłamał nas. Po prostu próbował wybrnąć z sytuacji spowodowanej naszą prowokacją.

Zgłobicki był niepocieszony z powodu – niespodziewanej dla niego – naszej wizyty w kancelarii. Zgłobicki narzekał, że troszkę poświęcił nam czasu, stracił przez to troszkę pieniędzy, bo w tym czasie mógł robić coś innego. Stwierdził, że powinniśmy traktować się poważnie i uczciwie. I jego zdaniem nie było sensu robić “podchodów”, bo sprawa Lexusa to przecież nie afera Watergate. Zgłobicki powiedział także, że w artykule o Lexusie powinniśmy napisać tak, jak jest. Czyli jak?

– Stowarzyszenie broni ludzi ciemiężonych. Czasem powinie mu się noga i przegra proces w sądzie. Wszystko robi pro publico bono – przekonuje Łukasz Zgłobicki.

Po rozmowie z mecenasem Zgłobickim, skontaktowaliśmy się mailowo z mecenasem Robertem Walczakiem. Początkowo nie chciał odpowiedzieć na kolejne pytania. Domagał się byśmy się z nim nie kontaktowali. Zarzucał nam dziwne standardy pracy. Potem, w kolejnym mailu, jednak odpowiedział na pytania. Choć jest pełnomocnikiem Lexusa, jego byłym prezesem oraz współzałożycielem (jak zeznała jego matka), stwierdził, że nie jest działaczem ani członkiem stowarzyszenia. Przekonywał też, że nie wie, gdzie trafiają pieniądze z tytułu wygranych spraw. Zapewniał, że na pewno nie na konto jego kancelarii. Ze swojego urlopu nie chciał się tłumaczyć, bo nie widzi takiego powodu.

Kolejna ciekawostka: Walczak i Zgłobicki pracują pod tym samym adresem przy ul. Bolka, reprezentują kierowców i Lexusa. Zgłobicki chciał byśmy przysłali mu maila na adres kancelarii Walczaka. Dane Zgłobickiego jako prawnika są też na stronie internetowej Walczaka. Jednak w tym tygodniu Walczak zaczął odcinać się od Zgłobickiego, twierdząc, że jedynie mają biura obok siebie. Wskazał też, że mówienie o jego wczesnej emeryturze to „banialuki”.

Stowarzyszenie nadal prowadzi sprawy w imieniu kierowców ciężarówek. Do jednego tylko sądu, w Środzie Wielkopolskiej, w 2014 roku wpłynęły 102 pozwy przeciwko firmie Raben. Lexus, w imieniu kierowców, domagał się wypłaty wielu tysięcy złotych. Wiele z tych spraw trwa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski