18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trojaczki, czyli moje trzy córki

Anna Wyrwa-Sadowska
Olga, Lena  i Kalina - wielkopolskie trojaczki
Olga, Lena i Kalina - wielkopolskie trojaczki Fot. Archiwum rodzinne
Jestem dziennikarką, ale przede wszystkim jestem mamą. Mamą trzech, uroczych córeczek. Moje dziewczynki mają trzy lata. Każda! Urodziły się 22 marca 2010 roku, minuta po minucie. Najpierw Olga, potem Lena i jako ostatnia Kalina. I tak to moje życie nabrało pełni i wywróciło się do góry nogami.

Gdy osiem miesięcy wcześniej dowiedziałam się, że zostaną mamą trójki dzieci od razu, oniemiałam. Przeżyłam po prostu szok. Mogę się założyć, że każda kobieta by tak zareagowała. Z mężem wsiadłam do samochodu i całą drogę z Poznania do siebie na wieś, przez godzinę nie powiedziałam ani słowa. Radość mieszała się z ogromnym strachem. Nie miałam dzieci wcześniej, bardzo chciałam, ale na taką wiadomość przygotować się nie można.

Przyjechałam do domu i po prostu poszłam spać. Przespałam całą noc, a trzeba dodać, że odkąd zaszłam w ciążę nie mogłam spać. Mąż za to tej nocy spać nie mógł wcale. Aż do świtu jeździł samochodem po okolicy. Gdy następnego dnia rano się obudziłam musiałam sobie tę wiadomość raz jeszcze powiedzieć na głos, bo mi się wierzyć nie chciało. "Będę mamą trojaczków". Ale czad! I wtedy pomyślałam sobie, że nie ma przecież wyzwań, którym razem nie jesteśmy w stanie podołać. A to będzie najważniejsze wyzwanie w naszym życiu i damy radę!

A potem przyszły poranne mdłości,osłabienie, nie mogłam jeść, bo wszystko mi śmierdziało, chudłam, nie byłam w stanie ruszyć się z łóżka, bo nie miałam siły. Taki był pierwszy trymestr.

Drugi? Idealny. Czułam się znakomicie. Zaczęłam też w końcu odpoczywać psychicznie od pracy, a nie było to łatwe, biorąc pod uwagę fakt, że pracowałam praktycznie od początku studiów i zawsze byłam na dużych obrotach. Nagle wyhamować - wcale wbrew pozorom nie było łatwo. Od samego początku z racji rodzaju ciąży, a nie ma co kryć, że taka ciąża jest obciążona dużym ryzykiem, ze wskazania lekarza poszłam na zwolnienie. Przez kilkanaście tygodni sprawy zawodowe siedziały mi jednak w głowie, nie potrafiłam się wyłączyć. Dopiero po jakimś czasie po prostu skupiłam się już tylko na sobie i moich maleństwach. Wreszcie zaczął rosnąć mi brzuch, a wypatrywałam go ogromnie, bo po początkowym chudnięciu bałam się, że w ogóle nie zacznie rosnąć. Ha, ha... Zupełnie niepotrzebnie. Na końcu był tak ogromny, że stóp nie widziałam, a wcale dużo nie przytyłam, bo tylko 17 kilogramów. Jak na trojaki mało - pomyślicie. Też myślałam, że jak jestem w takiej ciąży to 30 kilogramów mam jak w banku. Nic bardziej mylnego. Dziewczyny były łakome, przytyć za dużo mi nie pozwoliły. A brzuch był ogromny, bo przecież musiały się w nim zmieścić aż trzy!

Ostatnie dwa miesiące to już było wielkie wyczekiwanie i stres. Prawdę powiedziawszy to całą ciążę drżałam, żeby tylko z moimi pannami wszystko było dobrze. Martwiłam się potrójnie. Dla mnie ten okres nie był radosnym wyczekiwaniem, a raczej popędzaniem czasu, żeby już były na świecie, zdrowe, w pełni sił. Tak dotrwałyśmy do początku 36. tygodnia. Jak na trojaki to sukces!

Z reguły z ciąż trojaczych dzieciaczki pojawiają się jeszcze przed 30. tygodniem, a moje dziewczyny dały sobie czas i słusznie. Olga ważyła 2300g, Lenka - 2100, Kalinka - 1730. Dostały po 10 punktów. Kalinka w szpitalu poleżała ciut dłużej, żeby nabrać ciałka. Dziś jak na nią patrzę, to mi się wierzyć nie chce, że taka z niej łobuziara wyrosła i pomyśleć, że tak się o nią martwiliśmy z mężem. Lekarze od razu mówili, że będzie rezolutna i mieli rację... Zresztą wszystkie są charakterne. Zodiakalne barany, więc proszę się domyślić!

Czy można wyobrazić sobie trzy noworodki w domu naraz? Nim moje dziewczyny przyszły na świat, to sobie to wyobrażałam. Myślałam: wprowadzę jakiś porządek, karmienie po kolei, określone godziny itd. Wydawało mi się, że życie z maleństwami można zaplanować. Zawsze przecież żyłam z konkretnym planem, nie lubiłam przypadkowości. A tu taaaaakie zdziwienie. "Wolna amerykanka"? - mało powiedziane.

Trzy pierwsze miesiące - totalny rollercoaster. Na ten czas zamieszkała z nami moja mama. Budzą się na picie? Ok. Zaczyna pić jedna, po chwili odzywa się kolejna, za moment trzecia. I wszyscy troje siedzimy z maleństwami na rękach i podajemy mleko. Jedna skończyła po 5 minutach, druga pije godzinę. Każdy mililitr się liczył. Wszystko zapisane w zeszycie, kiedy i o której piły, kiedy zmienialiśmy pieluchy, podaliśmy jakieś leki. Spamiętać to wszystko? Nie sposób. Słowo pisane - pełne zaufanie. I tak w kółko, butelka, pielucha... Dwie, trzy godziny snu wyrwane z nocy. Sukces. Nie chcą spać? Kołysanie w wózku. Lena potrzebowała takich wstrząsów, że czasami bałam się że z wózka wypadnie.

Ale potem już było coraz lepiej. Zawsze będziemy pamiętać pierwszy ząb, wstanie na nóżki, pierwszy krok, pierwsze budowane wyrazy. Przede wszystkim jednak nasze panny wypełniły nam radością całą przestrzeń wokół nas. Nie wyobrażam sobie, by mogło którejś nie być. Dla mnie to normalne, że mam piękne trojaczki, których "bryka" - typu tramwaj, jeszcze za czasów gdy wózkiem jeździły, wzbudzała sensację na ulicach. Uwielbiam je bezgranicznie, gdy patrzę jak rosną, gdy mówią do mnie "kocham cię mamo", a nawet gdy protestują, krzyczą, że coś im się nie podoba.

Byłam z nimi w domu przez rok wraz z moją mamą. Potem dzięki niej mogłam wrócić do pracy i godzić bycie matką z życiem zawodowym. Nie jest to łatwe. Po powrocie do pracy przyszły nowe, nieoczekiwane wyzwania. Czasem się miotam, bo zawsze chce się być dobrym we wszystkim. Tym bardziej wdzięczna jestem mojej mamie i tacie, że mogą na nich liczyć. Od poniedziałku dziewczyny wróciły do przedszkola po dość długiej przerwie. Jesienią i zimą łapały przeziębienie za przeziębieniem i za często do "Hałabały" nie witały. Widzę jednak po nich, że już dłużej w domu nie wysiedzą.
Powiem tak. Gdy mnie poproszono o napisaniu kilku zdań o byciu mamą trojaczków i byciu też dziennikarka, zgodziłam się. Teraz sobie uświadomiłam jednak, że gdybym miała to wszystko co przeżyłam przez ostatnie cztery lata tu opisać to mogłaby powstać książka. Bo każda przecież jest inna i z wyglądu i z charakteru. Wywróciły mi świat do góry nogami, do świata sprzed nich nie tęsknię. Dają mi przecież tyle szczęścia.

Macierzyństwa też nie mitologizuje, bo nie jest łatwo. Obowiązki dźwigamy wspólnie z mężem i na szczęście dla obu stron to normalne. Bywa, że nie ma się sił, trzeba wciąż ćwiczyć cierpliwość, gdy np. każda chce czegoś innego i równocześnie oznajmia to krzykiem, gdy bałaganią, udają, że nie słyszą, gdy mają coś zrobić, albo mówią, że nie mają czasu. Ale przecież... my dorośli też tacy bywamy. Poza tym czy można się oprzeć tym słodkim buziom? Czy można się nie wzruszyć, gdy mówią: "nie martw się mamusiu, też kupię ci bluzkę z Mini", gdy nawzajem pocieszają się po upadku, wspierają w przedszkolu, gdy potrafią wszystkie trzy wpaść do sypialni nad ranem i zrobić sobie pod pościelą namiot? Te chwile gromadzę w pamięci. Tak szybko rosną...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski