Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trzej Królowie z Wielkopolski. Co by dali Jezusowi?

Paulina Jęczmionka
Andrzej Król, Henryk Król i Marian Król.
Andrzej Król, Henryk Król i Marian Król.
Złoto, kadzidło, mirra - te trzy dary ponad dwa tysiące lat temu przynieśli nowo narodzonemu Mesjaszowi trzej mędrcy ze Wschodu. Co dziś mógłby dostać Jezus w prezencie?

Czytaj także:
Czy mędrców było trzech?
Orszak Trzech Króli: Wielbłąd już w Wielkopolsce

Co roku w polskich domach, tuż po pierwszej gwiazdce, wspólnie świętujemy przyjście na świat Jezusa Chrystusa. Świętujemy duchowo, wierząc, że On rodzi się w nas na nowo. Ale czy zastanawiamy się, co dziś, współcześnie możemy nowo narodzonemu Dzieciątku podarować? Czy przygotowujemy dla Niego prezenty? Co dalibyśmy Mu, gdyby właśnie w tym roku przyszło nam, niczym mędrcom ze Wschodu, odwiedzić Betlejem? Zadaliśmy to pytanie trzem Królom - Wielkopolanom, noszącym to nazwisko.

Andrzej Król, bibliotekoznawca
Bibliotekoznawca, kierownik biblioteki Muzeum Narodowego w Poznaniu, gdzie pracuje od 20 lat. Autor "Przeglądów wydarzeń" w "Kronice Miasta Poznania", a także np. albumu poświęconego honorowym i zasłużonym obywatelom Poznania "Honorowi i zasłużeni 1990 - 2007".

Jak żyć? Co to jest prawda? Czym jest moralność? Pytania na pierwszy rzut oka podstawowe, fundamentalne. Ale kiedy próbujemy na nie odpowiedzieć, okazuje się, że to rzeczy najtrudniejsze. Podobnie jest z pytaniem o współczesny dar dla Jezusa. Historyczni magowie dali Dzieciątku coś materialnego. Ale czy my dziś mamy coś takiego, co byłoby materialne, a równocześnie wartościowe i symboliczne? Słysząc pytanie o prezent dla Chrystusa, nasuwa się nam szybko odpowiedź: coś cennego, drogiego, pięknego. Czyli co? I tu zapada cisza.

Trzej królowie byli bogatymi, pochodzącymi z terenów pogańskich ludźmi. Mimo to zaufali proroctwu, mówiącemu, że gwiazda ogłosi Mesjasza. I poszli, mówiąc językiem współczesnym, trochę w ciemno. Mogli dać Chrystusowi naprawdę wiele, np. stado wielbłądów. Nie możemy jednak ich sytuacji porównać do naszej. Bo my już wiemy, kim jest Jezus. A oni szli do jakiegoś Mesjasza, który jest "gdzieś". Dlatego wzięli to, co było dla nich materialnie najcenniejsze. Przekładając to na czasy dzisiejsze: podarowali Chrystusowi mercedesa. I wtedy, to było najlepsze, co mogli dać. Ale czy dziś taki dar byłby odpowiedni? Czy Jezus chciałby bogactw? Te ofiarowane w Betlejem, współcześnie mają przede wszystkim znaczenie symboliczne. I to właśnie jest najważniejsze - symbol, wymiar niematerialny. Dlatego i nam on pozostaje.
Jedyną rzeczą, jaka moim zdaniem, miałaby współcześnie odpowiednie znaczenie, jest takie materialne "nic", a duchowe "wszystko". Jako Król dałbym więc Chrystusowi siebie. Z dobrymi chęciami dobrego życia. Otwartością i nastawieniem, że naprawdę chcę, by życie było coraz lepsze, uczciwsze, mądrzejsze - nie puste i nie płaskie. Te wszystkie rzeczy dobre, które ogólnie powinniśmy dawać innym ludziom, mógłbym podarować Chrystusowi. Żeby zachować wartościowość i niebanalność. Trudno nawet wymienić najważniejsze cechy tego ducha. Można powiedzieć, np. dobro, uczciwość, wyobraźnia. Ale to wciąż jest katalog niepełny, nie zamknięty. Tyle że nic nowego nie wymyślimy, bo mowa o sprawach podstawowych dla każdego człowieka. Dziś tego dobrego życia i dobrych cech nam brakuje. Wszystko jest po trosze upraszczane, banalizowane, prymityzowane. Co prawda, Jezus zostawił nam wolną wolę, nie narzucał czarnych i białych kolorów. Więc może nie byłby zdziwiony, chodząc dziś po ziemi. Ale wiem, że widząc, jacy jesteśmy, właśnie takich darów by potrzebował. Darów zgodnych z Jego nauczaniem.

Henryk Król
Pochodzący z Trzcianki artysta fotografik. Ma na swoim koncie ok. 60 nagród i wyróżnień, m.in. II nagrodę ogólnopolskiego konkursu "Ilustracja fotograficzna" w Koszalinie oraz I nagrodę w ogólnopolskim konkursie fotografii "Wielkopolska 2005". Od 1975 r. pracuje w Trzcianeckim Domu Kultury, kształcąc młodych fotografików.

Miłość, zgoda i tolerancja - te trzy rzeczy podarowałbym dziś Jezusowi Chrystusowi. Bo to, co materialne przemija. A to, co duchowe pozostaje nie tylko w nas, ale i po nas. Dokładnie tak, jak w przypadku Jezusa Chrystusa. My musimy więc chociaż próbować - i w tym nie ustawać - odwdzięczyć Mu się tym samym. Tak naprawdę, mój dar jest prezentem "trzy w jednym". Bo zgoda i tolerancja, to efekt miłości.

Zatem po pierwsze i najważniejsze miłość. Miłość rozumiana tak, jak opisał ją święty Paweł. Taka, która cierpliwa jest, łaskawa jest, nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą, nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego, nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą, wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Chodzi zatem o uczucie nieprzystające za bardzo do jego współczesnej definicji. Ale to właśnie z taką miłością przychodzi do nas Chrystus. I prosi nas o taką samą odpowiedź. Najkrótsza definicja naszej wiary sprowadza się do tego jednego słowa - miłość. Do Boga i do bliźniego. Jedno słowo - fenomenalnie genialne, a przy tym uniwersalne, bo najważniejsze dla wyznawców każdej wiary.

Po drugie, zgoda, której bez miłości do bliźniego nie uzyskamy. Może ktoś rzec, że powiedzenie "zgoda buduje, niezgoda rujnuje" jest banalne. Ale czy nieprawdziwe? I czy nie tego budowania pragnie Chrystus? Przecież to z Jego nauk wyciągamy wniosek, że bez zrozumienia, rozmowy, otwartości, nie możemy mówić o Wspólnocie. Zatem począwszy od rodziny, a skończywszy nawet i na globalnym społeczeństwie, musimy szukać kompromisu. Nawet jeśli czasem oznacza on rezygnację z własnego dobra czy ambicji.
Po trzecie, tolerancja. Współczesne wyzwanie i potrzeba. Bo na co dzień spotykamy się z niepokojącym zjawiskiem odrzucenia, np. z powodu odmiennego koloru skóry, włosów czy stroju. Nie znamy wartości skrywanych w człowieku, a od razu je odrzucamy. Tymczasem może się okazać, że te wartości są tak piękne, że zafascynują nas bez reszty. W gruncie rzeczy, gdy człowiek bliżej poznaje drugiego człowieka, okazuje się, że różnią się detalami. Prezentem dla Chrystusa byłaby właśnie umiejętność wyłapywania tych detali i czerpanie z nich radości. Jeśli będzie w nas miłość, i to przyjdzie z łatwością.

Marian Król
Prezydent Towarzystwa im. Hipolita Cegielskiego w Poznaniu, Wielki Przeor Polski i Przeor Wielkopolski Prywatnego Orderu Świętego Stanisława. Był posłem na Sejm PRL IX kadencji oraz na Sejm RP II kadencji, sprawował funkcję wojewody poznańskiego. Na swoim koncie ma wiele państwowych odznaczeń, jest doktorem nauk rolniczych.

Gdybym miał wybrać jednego z trzech mędrców, którzy odwiedzili Chrystusa, chciałbym być Melchiorem. To imię znaczy po hebrajsku "Król jest moim światłem". W domyśle chodzi oczywiście o Króla - Jezusa Chrystusa. Byłbym więc Melchiorem ze względu na imię, ale także ze względu na światło, które ten mędrzec zaniósł w darze Zbawicielowi. Podarował on bowiem złoto. I gdybym miał wybierać spośród ówczesnych darów, wskazałbym właśnie na złoto. Nie ze względu na to, że symbolizuje bogactwo, ale dlatego, że daje możliwości pomagania innym.

To prezent materialny z pobudkami niematerialnymi. Bo Chrystus stał i nadal stoi ramię w ramię z potrzebującymi. We współczesnych czasach złoto bardzo by mu to ułatwiło. Jako ten nierychliwy, ale sprawiedliwy, najlepiej i najmądrzej rozdzieliłby bogactwo pomiędzy ludzi, którym jest ono potrzebne, by żyć.

Z kolei, gdybym miał być współczesnym królem Marianem, zaniósłbym do Betlejem nadzieję wyrażoną w modlitwie. Nadzieję w dwojakim znaczeniu. Taką, którą my - owieczki - pokładamy w swoim Pasterzu oraz taką, którą Pasterz, mimo szaleństwa obecnego świata, może w nas - owieczkach - pokładać. Modliłbym się o to w pokłonie przy Jezusowym łóżeczku. By Jezus w nas wierzył, ufał i wciąż nauczał. Przede wszystkim, by nauczył nas, jak odnaleźć się we współczesnym świecie i jak go dobrze wykorzystać. Bo żyjemy w niełatwych, skomplikowanych, ale i ciekawych czasach. Tyle że z trudem przychodzi nam wykorzystanie tej szansy. Ulegamy modzie, stereotypom, szaleńczemu pędowi, a za mało pracujemy nad sobą. Modliłbym się więc, by Jezus Chrystus, przez tę pokładaną w owieczkach nadzieję, nauczył nas wierzyć - w Niego, w bliźnich, w samych siebie. Życie to nieustanne pokonywanie trudności. Bez tej wiary nie będziemy w stanie ich pokonać. Ani też własnych słabości, na czym przecież Chrystusowi zależy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski