Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trzy po trzy Michała Wiraszki

Michał Wiraszko
Materiały prasowe
Michał Wiraszko, wokalista zespołu ,,Muchy" co tydzień recenzuje płyty na naszej stronie.

Dj RASHAD
"Double Cup" Hyperdub, 2013

Producenci muzyczni w sposób coraz doskonalszy dbają o to, aby dotrzeć głęboko do naszych uszu. Coraz częściej mamy do czynienia z płytami o wysokiej "rozdzielczości", wiernie oddającymi brzmienie żywej muzyki. Pisząc żywej, mam na myśli wrażenie przebywania z muzykiem w tym samym pomieszczeniu. Jeszcze więcej dzieje się na poziomie warsztatu i technik kompozytorskich. Wykorzystując cyfrową precyzję można dziś skomponować utwór, korzystając jedynie z techniki "kopiuj-wklej". Niczym byłoby to jednak bez błyskotliwości twórcy. Na "Double Cup" słychać właśnie olbrzymią błyskotliwość zaprzęgniętą w dobrodziejstwa współczesności. Jak inaczej nazwać muzykę posklejaną ze "ścinków" - króciutkich sampli i fraz dźwiękowych, która uwodzi, trzymając w napięciu od początku do końca?

Darkside
"Psychic" Matador, 2013

Poniekąd z tych samych powodów polecam Państwu debiutancki materiał projektu Darkside. Elektroniczno-analogowy duet w umiejętny sposób zabiera słuchacza w podróż, która trzy kwadranse zamienia w krótką chwilę. Wyczucie, z jakim poprowadzony jest ten album, uderza z niebywałą mocą już od pierwszego (jedenastominutowego!) utworu. Środki wyrazu są tutaj dobrane w sposób intrygujący. Elektroniczne plamy i minimalne figury rytmiczne tworzą szlachetne tło. A pojawiające się co jakiś czas znienacka partie wokalne wynoszą całość ponad instrumentalną błyskotliwość. Nie porównuję płyt bezpośrednio, ktoś mógłby zarzucić mi tzw. świętokradztwo. Ma jednak "Psychic" w sobie ten sam rodzaj głębi, którą operuje np. "Dark Side Of The Moon" Pink Floyd albo debiutanckie albumy Air i Junior Boys.

Jackson Scott
"Melbourne", Fat Possum, 2013

Powrót do melodyjnej psychodelii należy już chyba nazwać trendem. "Melbourne" Jacksona Scotta to kolejny przykład. Ograniczona w palecie brzmień i kompozycji do wszelkich zabiegów "z epoki" płyta trwa niespełna trzydzieści minut! Te pół godziny snuje się niemiłosiernie przyjemnie! Można zarzucić płycie jednostajność lub... pochwalić za nietuzinkową transowość. Albo łapiemy się na te urokliwe niedoskonałości i dajemy wciągnąć osobliwemu brzmieniu, albo reagujemy alergicznie na zamierzony - w moim rozumieniu - efekt lo-fi. Uznajemy parafrazę dziedzictwa wczesnego Pink Floyd albo odrzucamy nieudaczne kopiowanie... Album robi wrażenie, jakby był odtwarzany na zwolnionej taśmie. Jest przez to bardzo oniryczny, żeby nie powiedzieć senny. Nie jest to ścieżka dźwiękowa do koszmaru, raczej do naiwnego snu dziecka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski