Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trzy po trzy Michała Wiraszko: Damien Jurado, The Range i Szezlong

Michał Wiraszko
Michał Wiraszko - lider zespołu Muchy - recenzuje co tydzień płyty na łamach "Głosu Wielkopolskiego". Zobaczcie, co proponuje dzisiaj!

Damien Jurado – „Brothers and Sisters of the Eternal Son” (Secretly Candian, 2014)

To już jedenasty album Damiena Jurado w ciągu piętnastu lat! Należy on do tych muzyków, którzy tworzą i nagrywają „na wciąż”. Ich płodność jest niezmącona terminami, kontraktami i trasami koncertowymi. Są bardami w starym stylu i pełnym słowa znaczeniu. Szyld wytwórni może tu być pewną podpowiedzią, bo muzyce Jurado nie tak wcale daleko do folkowej americany spod znaku Bon Iver, również nagrywającego dla Secretly Canadian. Nie można powiedzieć, że muzyka na tej płycie jest niedbała. Takie wrażenie mogą sprawiać faktury dźwiękowe dodane do tych piosenek. Echa, stukania i szmery z pozornego chaosu lepią się w przyjemną całość. Dodane są ze smakiem i trochę podprogowo. Nade wszystko jednak główną wartością są tutaj piosenki. Nieco mantryczne, o długich zwrotkach i takich refrenach nie są może radiowe, ale za to doskonale przyjemne i wciągające.

The Range – „Nonfiction” (Donky Pitch, 2013)

Oto mamy do czynienia z kolejnym albumem na miarę drugiej dekady XXI wieku. Dokonania choćby DJ Rashada czy Flying Lotusa są przewidywalne tylko pod jednym względem – nie powstaną bez użycia dzisiejszej techniki cyfrowej. Podobnie rzecz się ma z The Range. Mnóstwo tu sampli, loopów i cięć. Muzycy tworzą zagrywki i rytmy nie do zagrania ludzką ręką. Jest w tym jakaś przełomowość, już na poziomie filozoficznym uprawiania muzyki... Ta cyfrowa szarża jest jednak podporządkowana tradycyjnym prawidłom muzycznym. To znaczy buja a nawet miewa melodie, które można zanucić! Ten zupełnie niszowy projekt wpadł mi w ręce przypadkiem, podczas rutynowego przeglądania sieci. Nigdy pewnie nie trafiłbym na niego bez Internetu i w konsekwencji nie podzielił się z Wami. Błogosławieństwa cyfrowych czasów jak okiem sięgnąć... Acha, daje sobie rękę uciąć, że okładkę przycięli z (wiadomo którego) Myslovitz.

Szezlong – „Learned Helplessness” (wydanie własne, 2013)

Gdybyśmy za oknem mieli węzłowe autostrady Los Angeles, a w perspektywie ciepłe popołudnie latem, powiedzmy 1995 roku - względnie mogłyby to być wulkaniczne pejzaże Portland albo specyfika Seattle – zespół Szezlong byłby zespołem modnym albo nawet kultowym. W Poznaniu, w Polsce dwadzieścia lat później są tylko (?) przykuwającymi uwagę debiutantami. Przykuwającymi, bo słychać, że są to już ludzie świadomi popkulturowo, wychowani w globalnym dostępie do muzyki i inteligentnie z tego korzystający. Anglojęzyczne piosenki są rasowo zagrane i zaśpiewane. Problem w tym, że nie było u nas nigdy zapotrzebowania na takie granie. Po pierwsze jednak są na tyle zdolni, że stać ich na rozwój w dowolnym kierunku. Po drugie czemu mieliby nie wzbudzić takiego zapotrzebowania na przykład kolejnymi płytami? Uwagę zwraca też bardzo ładne własne wydanie płyty z ujmującymi zdjęciami...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski