Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tur - wymarły 400 lat temu - ożyje? Poznańscy naukowcy już nad tym pracują!

Danuta Pawlicka
W zespole prof. Ryszarda Słomskiego pracują doktorantki Magdalena Boksa i Agnieszka Nowak
W zespole prof. Ryszarda Słomskiego pracują doktorantki Magdalena Boksa i Agnieszka Nowak Waldemar Wylegalski
W poznańskim laboratorium genetycznym zrodziła się idea i tutaj zaczęły się badania nad DNA "krętorogiego byka". A lada dzień naukowcy opublikują pierwsze na świecie drzewo genealogiczne tura, dzięki któremu poznamy jego najbliższych - żyjących! - kuzynów - pisza Danuta Pawlicka

Tur, jeszcze nie fizycznie, ale duchem wyłania się z niebytu. Wiemy już, że żubr, chociaż wydaje nam się fizycznie podobny do tura, wcale nie jest jego bliskim kuzynem. Przeciwnie, drogi tych dwóch olbrzymów rozeszły się w bardzo odległej przeszłości. Tyle je łączy, co homo sapiens z kapucynką. Bliżej spokrewnieni współcześni krewni, jak się okazuje, pasą się dzisiaj na koreańskich łąkach. Tego już dowiodła dr inż. Joanna Zeyland, poznańska badaczka, która porównała DNA archiwalnych szczątków tura i jego udomowionych potomków.

To się dzieje w realu!
Pomysł "ożywienia nieożywionej materii" już na starcie zyskał miano idee fixe, fanaberii zaprzątającej wyłącznie umysły naukowców. Do probówki trafiła odrobina bezkształtnej masy wyskrobanej z kości i zębów tura, która miała stać się prapoczątkiem narodzin tego potężnego zwierza! Takie rzeczy mogą się wydarzyć w wirtualnym świecie, ale nie w realu! A jednak w tych sprzed wieków "wyskrobkach", które poznańscy genetycy wybrali do badań, odkryto odrobinę możdżenia, materii znajdującej się tuż pod rogową masą. Przy bliższej analizie okazała się tym, czego szukali - przechowalnią fragmentów DNA.

ZOBACZ TEŻ:
JAKI JEST WSPÓŁCZESNY DŻENTELMEN?

Naukowcy do dzisiaj nie wiedzą, dlaczego tur, tak niegdyś rozpowszechnione zwierzę w Europie, Azji i Afryce, szybko zniknęło z powierzchni ziemi.

To był dopiero mały, ale zwycięski krok na drodze poszukiwań. Następny umożliwiły techniki inżynierii genetycznej, które pozwoliły wyizolować pożądane geny i wprowadzić do nich zaplanowane zmiany. Kolejnym udanym etapem było sklonowanie (namnożenie) DNA w ilości potrzebnej do dalszych badań. Tę robotę wykonało urządzenie, które z szybkością błyskawicy, a tak naprawdę w kilka godzin, kropelkę "zadanej" mu materii powiększyło milion razy. To ułatwiło i nadal ułatwia pracę genetykom, którzy prowadzą badania nad przyszłymi narodzinami tura. Na razie wszystko się odbywa w czterech ścianach poznańskiego laboratorium, gdzie od 2006 roku trwa sekwencjonowanie DNA. Cel: odczytanie całego kodu genetycznego.

Kiedy to nastąpi?
- Błędem jest myślenie, że na odtworzenie tura, gatunku wymarłego, wystarczy parę chwil. Najpierw musimy poznać DNA, jednak wynik naszych prac już teraz, na obecnym etapie, uważa się za sukces, ponieważ umożliwił ustalenie udomowionych pokoleń tura - bydła stepowego i koreańskiego, watussi, jaka, żubra - tłumaczy prof. Ryszard Słomski z Katedry Biochemii i Biotechnologii Uniwersytetu Rolniczego w Poznaniu oraz Instytutu Genetyki Człowieka PAN, ojciec chrzestny naukowego przedsięwzięcia.

Nie jesteśmy nawiedzeni
Adam Wajrak, znany i popularny przyrodnik, był jednym z pierwszych publicystów, który powołanie Polskiej Fundacji Odtworzenia Tura nazwał inicjatywą z kręgu science fiction. Ten manifest sceptycyzmu ogłosił sześć lat temu. Dzisiaj już się nie słyszy "ha-ha", bo nie takie cuda chodzą po głowie naukowcom.
Zespół uczonych z Rosyjskiej Akademii Nauk ożywił roślinę z epoki plejstocenu. Silene stenophylla Ledeb, której wiek określono na 31 tys. lat, dotrwała w syberyjskiej zmarzlinie, w temperaturze -70C. Komórki wydobyte z niedojrzałych owoców zostały ożywione w laboratorium, a potem "wydały na świat" całe rośliny - kwitnące i owocujące. To najstarsza obecnie roślina, której miejscem narodzin jest szklana probówka.

CZYTAJ TEŻ:
OSTATNI SZEF WIN - ŁUKASZ CIEPLIŃSKI Z KWILCZA

Inny geochemik z Dalekiego Wschodu zamierza tchnąć życie w substancję organiczną, dokonując tym samym syntezy życia. "New Scientist" doniósł przed rokiem o odtworzeniu głosu australopiteka sprzed trzech milionów lat. A wystarczyła do tego... kość gnykowa naszego praprapra-przodka.

- My nie jesteśmy nawiedzeni ani opętani. Na świecie istnieją już sztuczne organizmy - syntetyczne bakterie, są sztuczne chromosomy, więc dzisiaj nie można już powiedzieć, że coś się nie wydarzy - uważa prof. Ryszard Słomski.

Niedowierzanie towarzyszyło na początku, przypomina naukowiec, zmarłemu niedawno prof. Campbellowi, twórcy słynnej owcy Dolly. Brytyjski uczony wielokrotnie przebywał w Polsce, interesował się naszym postępem badań nad gatunkami wymarłymi i zagrożonymi wymarciem.

Podobne niedowierzanie towarzyszyło pracom, gdy podejmowano badania DNA kwagi, gatunku wymarłego w XIX w. Genetycy wykorzystali 150-letni, zasuszony mięsień zwierza, który doprowadził już do narodzin kwadziątka na farmie w Afryce Południowej. Według prof. Słomskiego najprędzej zobaczymy włochatego mamuta. W tym przypadku uczonym pomogła zmarzlina Syberii, która zakonserwowała mamucie niemowlę, a uczeni nie narzekają na brak pieniędzy:

- Obok mamuta, który będzie pierwszy, wytypowano jeszcze około 10 gatunków już poddanych podobnej pracy - dodaje poznański genetyk.

Eksponaty tej dziesiątki, między innymi tygrysów tasmańskiego i szablozębnego, ptaków dodo i moa, nosorożca włochatego, są dobrze zachowane i stoją w muzeach. Ale tur, który rodzi się z możdżenia, jest wyzwaniem o wiele trudniejszym i bardziej skomplikowanym, więc trafił na listę drugą. Tutaj realne szanse narodzin tura, dla którego matki prawdopodobnie poszuka się w Korei wśród najbliżej spokrewnionego bydła, oszacowano na około 2032 rok...
Silny jak tur
Poznański profesor, pomysłodawca przywrócenia tura do życia i koordynator badań, uznał to zadanie za symboliczny obowiązek, jaki winni jesteśmy, my wszyscy, królowi dawnych kniei - turowi i królowi Zygmuntowi Wazie, pierwszemu w Europie obrońcy naturalnego środowiska. Ten nasz, polski władca wydał dekret, który gwarantował puszczy, "gdzie turowie bywają", pełną ochronę. Ostatnie, nieliczne już wtedy, stado miało zapewnioną całoroczną opiekę z dokarmianiem włącznie.

W 1627 roku padła ostatnia sztuka w Rzeczypospolitej i na świecie.

Spośród miejscowych chłopów powołano wówczas łowczych królewskich, których jedynym obowiązkiem było zapewnienie bezpieczeństwa turom oddanym im pod opiekę. Oni liczyli zwierzęta i zbierali dla nich siano na paszę z łąk przyznanych im specjalnie na ten cel. Taka postawa w obronie ginącego gatunku była czymś wyjątkowym na początku XVII wieku (podobną pieczą otacza się dzisiaj puszczę Białowieską z żubrami).

ZOBACZ TEŻ;
WIELKOPOLANIE W WYPRAWIE NA BROAD PEAK

Niestety, dla tura okazała się niedostateczna, a na pewno spóźniona. Naukowcy do dzisiaj nie wiedzą, dlaczego tak niegdyś rozpowszechnione zwierzę w Europie, Azji i Afryce, szybko zniknęło z powierzchni ziemi. Zawiniła choroba ? Zmiana środowiska?

W 1627 roku padła ostatnia sztuka w Rzeczypospolitej i na świecie. Jak się przypuszcza, była już bardzo leciwa. To miejsce - pod Jaktorowem na Mazowszu - zostało upamiętnione jedynym jak do tej pory pomnikiem. Gatunek nie przetrwał, ale ślady jego istnienia pozostały na zawsze w herbach miast, krain i państw, w nazwiskach ludzi. I w przysłowiach podkreślających ich potęgę zwierza - silny jak tur, zdrowy jak tur, baba jak tur.

Jego potężną sylwetkę upamiętnili najdawniejsi nasi przodkowie zamieszkujący jaskinie, a Sumerowie, starożytni Egipcjanie i Germanie uczynili tura bohaterem sag i pieśni.

- Wizerunek tura znamy z rysunków i opisów, ale wiele tam znajdujemy również fantazji ich autorów. Juliusz Cezar na przykład przedstawił tura, który dorównywał rozmiarami słoniowi - opowiada prof. Słomski.
Zapiski i ocalałe do dzisiaj szczątki, a nawet jeden kompletny szkielet znajdujący się w duńskim muzeum, pozwalają dość wiernie opisać sylwetkę tura. Cezar przesadził, bo wzrostem ustępował słoniowi, ale i tak był ssakiem potężnym mierzącym prawie dwa metry w kłębie. Wśród jesiennych barw liści trudno było wypatrzeć jego grzbiet ciemno kasztanowy, u niektórych osobników czarny, a nawet czerwony. Charakterystyczne rogi w kształcie liry wygiętej do przodu bez trudu pozwalały go odróżnić od zwalistego żubra. U samców ozdabiała je figlarna grzywka opadająca na czoło.

Kronikarze, którzy spotykali się z turem oko w oko, wspominali, że często kłapał zębami, jakby się z nich naigrywał ("Czy tur powróci do polskich lasów?" - A. Dzieduszycki, R. Słomski, M. Ryba), co musiało deprymować każdego dwunożnego obserwatora. Tur był dzikim i potężnym mieszkańcem dziewiczej puszczy, ale nigdy nie atakował ofiary stojącej lub leżącej bez ruchu. Prawdziwą agresję oraz potęgę swych rogów i racic pokazywał dopiero wtedy, gdy sam był atakowany. A potrafił wyrywać drzewa z korzeniami i rzucać o ziemię konia z jeźdźcem.

Od Jana Ostroroga, wojewody poznańskiego, sławnego myśliwego w tamtych czasach, wiemy, że tury z żubrami nieustannie prowadziły ze sobą walki. Słusznie więc Jan Ostroróg radzi, aby ich razem w zwierzyńcu nie trzymać, bo się pozabijają. To przestroga dla przyszłych leśniczych, aby odrodzonego tura nie wpuszczali do Puszczy Białowieskiej.

WIDZIAŁEŚ COŚ CIEKAWEGO? ZNASZ INTERESUJĄCĄ HISTORIĘ? MASZ ORYGINALNE ZDJĘCIA?
NAPISZ DO NAS NA ADRES [email protected]!

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.gloswielkopolski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski