- Nad referatem popracować muszę wieczorem jeszcze - oznajmiła, ale wątku naukowego nikt w domu nie pociągnął. Pomyślała sobie nawet przez chwilę, że z zawiści tak dziać się może, że ona w świat daleki leci na konferencję ważną. Zanim jednak za przygotowanie wystąpienia się wzięła, sprawom równie ważnym poświęcić się musiała, czyli przygotowaniu garderoby odpowiedniej. Zapowiadało się, że w świecie błyśnie, żakiet markowy bardzo już miała, a teraz od siostry spódnicę elegancką, taką tuż za kolona dostała. Spódnicę prosto z Paryża, z frywolną falbaną. Tyle że za szeroką trochę, to ją do zwężenia oddała.
- Pamiętaliście, żeby odebrać spódnicę od krawcowej? - męża spytała, bo z córką zadanie takie dostali. - Bo w niej referat wygłaszać będę.
- Pamiętaliśmy - ze złością niezrozumiałą całkiem rzekł. - A z referatem to spokój sobie daj…
- Jak spokój? Przecież po to na konferencję lecę! - przyjaciółka zaprotestowała, po torbę ze spódnicą zwężoną zmierzając. I stanęła jak oniemiała.
- Coś ty przyniósł? - spytała, patrząc na wąziutką, góra dwudziestocentymetrową spódniczkę. Z czarnej skóry w dodatku. A jako, że koleżanka wzrostu słusznego jest, to niewiele by jej przysłoniła raczej…
- To ja się pytam, po co ty się tam wybierasz? Bo w naukowych celach to na pewno nie… - mąż warknął jedynie. .
- Też się mamo dziwię, że tak ubierać się zamierzasz. Dobrze, że ze szkoły nikt nie zobaczy przynajmniej - dziesięciolatka głowę z pokoju wystawiła.
Historyjka ta bardzo ubawiła koleżanki wszystkie na spotkaniu babskim. Zwłaszcza jej pointa, gdy krawcowa przyjaciółkę baby ze skórzaną miniówką zobaczyła.
- Boże, jak dobrze, że pani oddała, właścicielka pięćset złotych za jej zagubienie chciała - rzekła, paryską spódnicę lekceważąc całkiem.
Nastroje radosne więc miały na spotkaniu, gdy opowiastki różne snuły. Koleżanka, co to w nią wjechał pusty, zostawiony na luzie samochód pretensje zgłosiła, że baba w tekście z tygodnia ubiegłego przykładu żadnego nie przytoczyła, jak to faceci jeżdżą. A przecież wiadomo, że źle. A w każdym razie gorzej.
- Tak, przez takie pisanie to instruktor mój pomyślał, że taka roztrzepana jestem jak nastolatka jakaś, że za kierownicą skupić się nie mogę - przyjaciółka wtrąciła, co prawo jazdy właśnie robi w warunkach trudniejszych znacznie, niż reszta zdawała. - Napisać babo mogłaś, jak mój Waldek na parkingu w samochód wjechał. I co powiedział? Że to baba jakaś na pewno tak idiotycznie zaparkowała… Na dziada też narzekasz, że wolno tak jeździ…
Prawda to jest. Na trasie na ten przykład dziad widokami się upaja i spokój ma duży. Nic już baba nie mówi na-wet, bo wiadomo, że nie przyspieszy ani kierownicy nie odda. Ale jak w Poznaniu spod świateł dostojnie ruszał, to nie wytrzymała i popędziła, że ludzie do pracy się spieszą.
- Teraz się spieszą? Wyjechać z domów wcześniej mogli.
Od tych męskich historyjek jeszcze weselej się zrobiło.
- A o co instruktorowi twojemu chodziło? - baba koleżankę spytała. To historię usłyszały. Rzecz na placu manewrowym się działa.
- Co się z panią dzieje?! - oburzony instruktor zapytał. - Ostatnio bardzo dobrze szło, a teraz miota się pani to w lewo, to w prawo i nie słucha wcale…
- Bo…, bo ja zegarka zapomniałam - wyjaśniła.
- Jak ma się pani tak spieszyć, to trzeba było nie przychodzić! A tak rozkojarzona taka i myślami w obłokach buja pewnie…
- Ale nie, ja się wcale nie spieszę - koleżanka zaprotestowała. - Tylko skąd wiedzieć mam, gdzie jest lewa strona?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?