- Może na tej obczyźnie wszystko już jada? - mama baby z nadzieją się odezwała, bo sernik upiekła, co to go dziecko nie je również. Baba pocieszyć jedynie mogła, że z dzieckiem to prawie zięć przyjeżdża, co z sernika ucieszyć się może.
Pociecha na dni pięć raptem wpadała, a spraw wiele do załatwiania miała. Już jak z Niemiec dzwoniła, to uprzedzała, że auto potrzebować będzie. A owo nie spisało się właśnie. Popsuło się. To znaczy nie całkiem samo.
- Babo, czy zauważyłaś aby, że samochód przyspieszenia nie ma i warczy strasznie? - dziad zapytał. Ale baba zauważyć nie mogła, bo jak ona jeździła, to przyspieszenie miał i cichutki był bardzo. I w chwili pierwszej to się babie dziecka żal jedynie zrobiło, że miejską komunikacją sprawy swoje załatwiać będzie. Druga chwila nastąpiła dopiero, gdy do warsztatu zadzwoniła i o objawach awarii poinformowała. Miły pan od razu zdiagnozował, że sprzęgło to jest. I że sprzęgło gwarancji nie podlega.
- To się stało, jak mąż jechał - na wypadek wszelki baba i jego uprzedziła, żeby w kosztach nie uczestniczyć.
Dziad, gdy samochód już odstawił, zadowolony bardzo wrócił.
- Co? Nie będzie drogo specjalnie? - baba spytała.
- O tym nie mówiliśmy jeszcze - odpowiedział. - Ale pan mechanik twierdzi, że ty to zepsuć musiałaś.
- Ja?! - w oburzenie baba popadła.
- Tak, mówił, że to typowe, że jak kobiety w obcasach wysokich jeżdżą, to czucia nie mają - fachowo dziad tłumaczył. - To i niszczą.
- Ale ja w obcasach wysokich nie prowadzę, chodzę w takowych nawet rzadko - baba protestowała.
- A to już sobie z panem mechanikiem wyjaśniaj - ze stoickim spokojem dziad rzekł, bo dnia następnego do Gdańska jechał właśnie.
Wizyta dziecka miłą bardzo była i uspokoiła babę bardzo, bo okazało się, że owo głodem nie przymiera tam całkiem, a i fast foodami się nie żywi. Gdy baba tak podstępem spytała pociechę, czy może ugotować już przypadkiem coś potrafi, ta odparła, że i owszem, herbatę i umiejętność tę z domu rodzinnego wyniosła. Zaraz jednak uspokoiła, że prawie zięć potrafi i to smacznie bardzo. Skarb z tego prawie zięcia, baba sobie pomyślała, bo on talentów rzeczywiście wiele ma.
Dumna baba z prawie zięcia była jak z koleżankami o przepisach różnych rozmawiały. Nie to, że one kury domowe takie, ale stroną internetową kulinarną zajmują się właśnie. Grzecznie słuchał, uwagę czasami jakąś rzucił też. Trafną. A najbardziej to słuchał, jak baba mówiła, co ujmującym było bardzo.
Nie wiedzieć czemu rozmowa na choroby zeszła. Koleżanka co to lat wiele o zdrowiu pisała straszności różne opowiadała. Aż się babie żal prawie zięcia zrobiło, że tyle o tych nowotworach się nasłucha.
- Ojej, dajcie spokój już - temat zmienić próbowała. - Po co Bartek o tych rakach tyle słuchać ma.
- Nie szkodzi, ciekawie jest - grzecznie zaprotestował. - A raki to złe takie nie są…
Cisza po słowach tych zapadła, a wszystkie oczy w Bartka stronę się zwróciły. Ów zdumienie na twarzy okazał i po chwili dłuższej rzekł:
- No, trochę jak kurczaki smakują…
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?