- U mnie nic, ozdóbki żadnej nie ma - przyjaciółka się pożaliła. I cud wielkanocny się wydarzył. Ledwo zdanie to wypowiedziała, szesnastoletni sąsiad co psa wyprowadzać przychodzi zadzwonił, że świąt atmosfery nie czuje u koleżanki wcale, więc może by tak udekorował trochę dom...
Jak wieczorem wróciła, oczom własnym uwierzyć nie mogła. Pokoje w kwiatach pięknych były, na których jajeczka wielkanocne wisiały. Rano też oczom własnym uwierzyć nie mogła, gdy na ogródek własny łypnęła. Konfitury z pigwy nie będzie w tym roku w każdym razie, bo jej to kwiaty na pokoje trafiły.
Baba bardzo się z zajączkiem dla dziada denerwowała, a właściwie to z jego brakiem. A przecież to ona co roku pilnuje, że prezenty być muszą. Dopiero na ostatnich zakupach oświadczyła, że teraz rozejść się muszą (w sensie po sklepach), bo ona coś nabyć chce. Zaraz do księgarni się wybrała, książkę odpowiednią kupiła, a potem dziada zmylić postanowiła i do sklepu z winami weszła.
- Ojej, ale fajnie! - dziad z książki się ucieszył. - A myślałem, że wino to będzie…
- Czy ja wyglądam na kogoś, kto prezenty banalne takie robi? - baba zadowolona z udanego fortelu spytała. I dodała: - To idiotyczne by było wino kupować, jak wino w domu jest…
I wtedy dziad jej torbę z zajączkiem wręczył. A w środku wino było właśnie…
W święta baba z przyjaciółką pilnowały się, co by w tłuszczyk za bardzo nie obrosnąć. Nie tam, żeby zaraz specjałów co raz w roku są sobie odmawiały. Na ruch postawiły i po posiłku każdym na kije szły. Tak od trzeciego kilometra koleżanka się zastanawiała, co też fajnego zjedzą jak wrócą.
- Na tych kijach to chodzić wam się nie opłaca, skoro od razu do jedzenia siadacie - dziad się odezwał brzydko.
- A właśnie, że się opłaca - przyjaciółka dłoń rozwinęła, a na niej banknot pięćdziesięciozłotowy był, co go w lesie znalazła. I to był drugi cud wielkanocny. Kolejnego nie było, bo solidarnie przybrały w te święta. Baba urlopu jeszcze parę dni miała, to działania na rzecz linii zintensyfikować postanowiła. Rower po zimie wyjęła. Ostro jeździła. Gdy do sklepu na wodę dotarła, pot oczy jej zalewał.
- Ale skrzypi! - pani, co z sąsiadką stała się odezwała.
- To rower - baba na wszelki wypadek wyjaśniła, na dziada złoszcząc się, że owego do sezonu nie przygotował.
- Ach tak - odpowiedziała jakby z nutką niedowierzania starsza pani. I zaraz dodała: - Ja to podziwiam, że pani dzielna taka. Ja to już od emerytury na rower nie wsiadam, a pani nadal się chce…
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?