Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

TYDZIEŃ BABY Zjadanie nalewki, czyli idą święta

Kamilla Placko-Wozińska
Kamilla Placko-Wozińska
Atak na święta szykuję - baba grzecznie teściowej w słuchawkę, na pytanie co robi, odpowiedziała, rozpaczliwe znaki przyjaciółce dając. Nie była bowiem pewna całkiem, czy działalność legalną prowadzi. - Ale co na święta tak wcześnie? - teściowa dociekała. - Źle słyszę, może mama powtórzyć? - baba krzyczała, a teściowa odkrzyknęła szczęśliwie, że wieczorem w takim razie się zdzwonią.

Wątpliwości baby brały się stąd, że na grunt monopolu państwowego wkroczyła. Nalewki przyrządzić postanowiła.

- No przecież z legalnie kupionego spirytusu robimy - koleżanka uspokoiła. - Przestępstwem to być nie może, wykroczeniem co najwyżej…

Pomysł nalewek baby był. Kolega jeden opowiadał, że u niego na święta to dziadek nalewki specjalne ze śliwek suszonych robił. Dorośli raczyli się nimi, a oni z bratem kompot w kieliszkach dostawali. Gdy skończył osiemnaście lat ćwierć kieliszka dziadek na spróbowanie dał.

- W życiu tego smaku nie zapomnę - westchnął. - Dziadek zmarł krótko potem, a przepisu nie poznaliśmy.

A jako, że u baby nikt nalewek świątecznych nie robi, to pomyślała sobie, że ona tradycję wprowadzi ową. Bo taka tradycja, to szybko się rodzi w gruncie rzeczy. Dziecko kiedyś awanturę zrobiło, że na święta babcia chleba nie upiekła. A upiekła, tyle że według przepisu nowego.

- Co to za święta bez chleba naszego - pociecha narzekała. I nie dała sobie wytłumaczyć, że tamten to żaden ,,nasz" nie był, że przepis babcia od koleżanki z biura dostała.

- Dla mnie ten chleb od zawsze był i dopilnuję, że będzie - ostro dziecko zaprotestowało. - To tradycja rodzinna przecież…
No to tak sobie baba pomyślała, że jej nalewki dla jej praprawnuków to dopiero tradycja będzie! Bo przepisy to im zostawi.

- Te szybkie z internetu? - przyjaciółka kąśliwie spytała.

- Z latami to udoskonalę je przecież - baba się rozmarzyła.

- Szkoda, że z latami dopiero, bo cytrynówka to nam teraz nie wyszła, galaretka taka jakaś - koleżanka łyżeczki do spróbowania naszykowała. - Ale w smaku całkiem, całkiem. A zjemy ją w wolnych chwilach i tyle…

Wspólne robienie nalewek miłe bardzo było.

- Dziad to się na pewno z nalewek ucieszy! - baba rozlewając pomarańczówkę do butelek rzekła.

- Bardziej by się ucieszył, jakbyś książkę jego przeczytała - przyjaciółka szpilę włożyła.

- Zaczęłam już, zobacz na stoliku leży - baba wskazała, o owa marnie wysiłki baby oceniła, bo zakładka na stronie dwudziestej drugiej była właśnie. Koleżanka, co to sama lekturę dziadowskiej pracy za sobą miała, od dawna babę przekonywała, że musi. Trochę się baba broniła, że to naukowe jest, ale ona, że o sztuce to kulturalni ludzie czytać powinni.

- Dobra, już się nie czepiam - przyjaciółka gest pojednawczy wykonała. - No to może jeszcze po łyżeczce, na zgodę.

- Ale po jednej tylko! - baba zastrzegła. - Dziad zaraz wrócić może, więc butelki pochować muszę, bo nalewki niespodzianką są.

Po jednej jeszcze tylko na pożegnanie zjadły. Ostatnią butelkę baba w szafie chowała, gdy klucz w zamku usłyszała. Jednym susem na kanapę się rzuciła, książkę dziada do rąk biorąc.

- Nie męcz się tak babo - dziad przez skromność chyba tak się odezwał.

- Co ty, miło się czyta - baba odparła książkę odkładając. Ale słowo ,,miło" jakieś takie nie na miejscu jej się wydało, więc dodała zaraz: - Ciekawe bardzo…

- Ale oczu nie męcz - dziad wyjaśnił dziwnie. - Tak do góry nogami czytając.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski