- Na początku nie zdarzyło się nic, co mogłoby wzbudzić moje obawy. Pan Przemek obiecał mi umowę, a menadżerka grafik. Oboje byli dla mnie bardzo mili. Dopiero później menadżerka zaczęła mnie zbywać, gdy zaczęłam dopytać się o umowę. Nigdy jej nie zobaczyłam. Podobnie jak grafiku oraz pieniędzy za ostatni miesiąc - tak o swoich doświadczeniach barmanki w pubie "Pomidor" opowiada 20-letnia studentka, Iwona Hornicka.
Pub "Pomidor" należy do spółki, której prezesem jest Przemysław Piasta, były wicemarszałek województwa. To on jest tym "panem Przemkiem" z relacji byłej już barmanki. Relacji, jego zdaniem, całkowicie nieprawdziwej.
- Nie zajmuję się osobiście sprawami pracowniczymi - mówi Przemysław Piasta. - To należy do obowiązków menadżera pubu. Z zasady nie udzielam także informacji dotyczących relacji pomiędzy zarządzanymi przez mnie przedsiębiorstwami a ich pracownikami. Istnieją jednak standardowe mechanizmy zatrudnienia każdego pracownika, także w pubie. W okresie próbnym, a w takim znajduje się pracownik przez pierwsze miesiące swojej pracy, jest to umowa zlecenie. Dopiero później, gdy się sprawdzi, podpisujemy z nim dłuższą umowę. Z mojej wiedzy wynika, że nikt nie pracował i nie pracuje u mnie na czarno. Nie widzę takiej możliwości. Jesteśmy poddawani bardzo wielu różnym kontrolom. Musimy być transparentni.
- Grafik okazał się telefonem, przez który dzień wcześniej informowano mnie, że mam przyjść do pracy - mówi Iwona Hornicka. - Te telefony ustały, kiedy zaczęłam dopominać się o umowę. Ten ostatni raz telefon zadzwonił przed pierwszym weekendem grudnia. Nie mogłam jednak wtedy przyjść do pubu. Usłyszałam, że jak nie przyjdę, to możemy się pożegnać.
Studentka twierdzi, że próbowała umówić się zarówno z menadżerką, jak i z właścicielem na spotkanie, by oddać klucze od pubu i odebrać pensję za listopad. Wyliczyła, że zarobiła 400 złotych. Telefon najczęściej jednak milczał. Dopiero w ubiegłym tygodniu doszło do spotkania z menadżerką.
- Dowiedziałam się, że to ja jestem im winna pieniądze, bo z mojego powodu musieli zapłacić 600 złotych za wymianę zamków - mówi rozgoryczona studentka.
- Z mojej wiedzy wynika, że wszystkie nasze zobowiązania wobec pracowników są na bieżąco regulowane - tłumaczy Przemysław Piasta. - Dlatego też przyznam szczerze, nie rozumiem całego tego zamieszania. Jeżeli któryś z byłych pracowników ma do nas jakieś pretensje, to odpowiednim miejscem rozstrzygania takich sporów jest sąd.
Czy nie obawia się konfrontacji w sądzie? Czy ma dokumenty, które może pokazać? Umowę? Grafik? Pokwitowanie wypłaty?
- Spółka prowadzi pełną, wymaganą przepisami prawa, dokumentację dotyczącą pracowników - zapewnia prezes.
Czy jeden z tych dokumentów może nam pokazać?
- Proszę wybaczyć, ale to są dokumenty pracownicze, których chociażby ze względu na ochronę danych osobowych nie mogę udostępniać osobom postronnym - mówi Przemysław Piasta.
- Nie mam pojęcia, jakie to mogą być dokumenty, bo niczego nie podpisywałam - mówi studentka. - Nie kwitowałam odbioru pierwszej pensji. A w przypadku drugiej wypłaty nie mam czego pokwitować.
Sprawa najpewniej rozstrzygnie w sądzie, gdyż każda strona trzyma się twardo swojej wersji. Szkopuł w tym, że obie wzajemnie się wykluczają.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?