Problem studentów pojawił się w zimowej sesji w styczniu (byli wtedy na II roku). Kolokwium z chemii organicznej nie zdało 70 osób. Część osób nie zdała także dwóch poprawek i egzaminu komisyjnego.
- Przypadek? Powtarzanie przedmiotu kosztuje 200 zł od studenta. Jako że chemia organiczna składa się z ćwiczeń i wykładu, zostaliśmy zmuszeni do zapłaty 400 zł, by móc dalej studiować - mówią nam studenci i proszą o pomoc. Nie chcą ujawniać nazwisk z obawy przed wykładowcami.
To nie ich główny problem, jak mówią, nie mają jak poprawić powtarzanego przedmiotu, ponieważ nie uwzględniono go w planie, a "spadochroniarzy" do istniejących grup dla II roku nikt nie chciał przyjąć. Twierdzą, że dla nich to równoznaczne z zakończeniem przygody ze studiowaniem. - Nikt w planie zajęć na bieżący semestr nie uwzględnił sześciu godzin laboratoriów z chemii organicznej, które osoby powtarzające przedmiot muszą nadrobić - mówią studenci. - Po długich prośbach w dziekanacie udało się wstawić je harmonogram piątku. Niestety, kolidują z innymi zajęciami - dodają.
Z perspektywy władz problem wygląda zupełnie inaczej. Władze dziekańskie uważają, że studenci są "roszczeniowi i windykacyjni", gdyby nie dobre serce dziekana dawno nie byłoby ich na wydziale… - Jeśli obecny plan nie pasuje studentom, muszą poczekać na kolejny rok - odpowiada dziekan ds. studenckich prof. Piotr Kirszensztejn. Dodaje także, że wydział szedł im do tej pory na rękę. - Dziekan zgodził się dla nich zorganizować i zapłacić za dodatkowy blok laboratoriów, żeby nadrobili zaległości. To było w czerwcu. W efekcie część osób zdała egzamin komisyjny - opowiada dziekan ds. studenckich prof. Piotr Kirszensztejn. - Część osób pokpiła chemię, a teraz mają pretensje. W rezultacie płacimy za dobre serce dziekana, za to, że dał im jeszcze jedną szansę - dodaje.
Dziekani podkreślają, że czerwcowa grupa "wyrównawcza" powstała z najsłabszych studentów i trudno się dziwić, że mają problem z zaliczeniem. - Powinni być wdzięczni, że nadal są na studiach i szanować to, że dostali drugą szansę - mówi prof. Henryk Koroniak, dziekan Wydziału Chemii. - Niestety, dzisiaj studenci mają podejście "windykacyjne". Stawiają wymagania i obwiniają uczelnię, jeśli się ich nie spełni. Podczas gdy studia to umowa dwóch stron. Studenci też mają swoje obowiązki - mówi.
Mniej wyrozumiały jest dziekan ds. studenckich. - Z problemami studentów mam do czynienia na co dzień. Młodzi ludzie bardzo się zmienili w przeciągu ostatnich lat. Uważają, że wszystko im się należy przy minimum własnej pracy - mówi prof. Piotr Kirszensztejn. - Grupa, o której mówimy, to najgorszy element. Te osoby powinny wylecieć z tego wydziału już dawno - denerwuje się naukowiec. I dla porównania podaje grupę studentów z Wilna, która jest dużo lepiej od Polaków przygotowana merytorycznie, a studia na UAM traktuje jak szansę.
Rzecznik uniwersytetu potwierdza, że wydział nie zaniedbał swoich obowiązków. - W regulaminie studiów nie znajduje się zapis, który zobowiązywałby uczelnię do zapewnienia zajęć specjalnie dla grup studentów powtarzających dany przedmiot - mówi nam dr Dominika Narożna, rzecznik UAM.
Mateusz Dworek, przewodniczący NZS UAM potwierdza, że studenci zgłaszają się po pomoc w podobnych przypadkach. - To mniejszy problem, gdy chodzi o studia humanistyczne. W przypadku nauk ścisłych utworzenie dodatkowej grupy wiąże się z kosztami dla wydziału, dlatego tak bardzo nie dziwi mnie postawa dziekana chemii - mówi. - Nie zgadzam się jednak z opinią, że studenci dziś są roszczeniowi. Skoro dano im szansę powtarzać rok, powinno im się to teraz umożliwić - stwierdza.
NAJNOWSZE INFORMACJE Z POZNANIA I WIELKOPOLSKI: GLOSWIELKOPOLSKI.PL
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?