Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ukradli mu audi A6. Policja je odzyskała, a prokuratura... dała komuś innemu

Łukasz Cieśla
Jesus Ramon Davila Romero, kuzyn właściciela, przyjechał do Polski, by w końcu odebrać audi. Jest zdziwiony, że prokuratura przez kilka lat nie informowała ich o przekazaniu auta innej osobie
Jesus Ramon Davila Romero, kuzyn właściciela, przyjechał do Polski, by w końcu odebrać audi. Jest zdziwiony, że prokuratura przez kilka lat nie informowała ich o przekazaniu auta innej osobie Paweł Miecznik
Jose Maria Lopez Sanchez, obywatel Hiszpanii, od kilku lat wie, że audi A6, które mu skradziono, jest w Polsce. W 2009 roku policja z Gniezna wezwała go do odbioru auta. Mężczyzna przyjechał, ale na wydanie audi nie zgodziła się prokuratura. A po kilku miesiącach przekazała je w użytkowanie nowemu, polskiemu właścicielowi. Hiszpana w ogóle nie poinformowała o swoich decyzjach, mimo że doskonale wiedziała o jego staraniach o samochód.

Osoba godna zaufania
W tej sprawie jest dwóch właścicieli. Pierwszy to Hiszpan z miasta Jerez, znanego z wyścigów Formuły 1 i pokazów tańczących koni. W 2005 roku chciał zamienić audi A6, kupione za 27,5 tys. euro, na porsche. Włosi, z którymi dobijał targu, wzięli audi i zniknęli. Sanchez powiadomił miejscową policję. Uznała, że doszło do kradzieży.

Zobacz też: Skasowane bmw chcieli sprzedać jako bezwypadkowe [ZDJĘCIA]

Drugi właściciel to Polak Paweł K. spod Inowrocławia. Audi kupił dwa lata po kradzieży w komisie w Gnieźnie. Obecnie to on użytkuje samochód.

Prokuratura z Gniezna stwierdziła, że kupił go w dobrej wierze i nie można mu zarzucić paserstwa. Po umorzeniu sprawy, w 2010 roku oddała mu auto jako "osobie godnej zaufania". Prokuratura wskazała, że Paweł K. ma mieć auto "do czasu wyjaśnienia prawa do odbioru". Pouczyła go, że ma podjąć działania zmierzające do wyjaśnienia tej sprawy.

Ale potem nie sprawdzała już, czy Paweł K. wyjaśnił swoje prawo do odbioru. A on, nie niepokojony przez nikogo, z samochodem przed domem, takich działań nie podjął.

Sprawdź także: Kradzieże samochodów w Poznaniu: Jakie auta giną najczęściej?

- To nie ja mam problem, tylko Hiszpan. Kupiłem audi zgodnie z prawem, zapłaciłem za nie, przestępstwa nie popełniłem. O co panu chodzi? - pyta nas teraz Paweł K.

Zapomniany Hiszpan
Prokuratura od 2010 roku nie tylko nie sprawdzała, czy Paweł K. wyjaśnił prawo do samochodu. Nie powiadomiła też właściciela z Hiszpanii, że auto przekazała innej osobie. Pominęła go, mimo że wiedziała o jego istnieniu: przypomnijmy, że Sanchez w 2009 roku był w Gnieźnie, by odebrać samochód i wykazywał, że jest jego właścicielem.

Przeczytaj: Uwaga na auta z Niemiec! Będzie zalew popowodziowych wraków

- Nie mogliśmy się opierać tylko na jego oświadczeniu. Wystąpiliśmy do Hiszpanii o pomoc prawną, czyli o ustalenie, czy prawo do samochodu ma on, czy może ubezpieczalnia. Odpowiedź długo nie nadchodziła - tłumaczy prokurator Krzysztof Woźniak.

Ale ta odpowiedź, jak potwierdza prokurator, w końcu nadeszła. I potwierdziła stanowisko Sancheza, że jest właścicielem audi. Ale prokurator znowu go nie powiadomił, co zrobił z samochodem.

- To mój błąd - przyznaje dziś prokurator Woźniak.

Zobacz też: Skasowane bmw chcieli sprzedać jako bezwypadkowe [ZDJĘCIA]

Przebywająca obecnie w Polsce rodzina Sancheza skarży się, że w ostatnich latach próbował się czegoś dowiedzieć przez Interpol. Ale twierdzą, że pisma wysyłane do Polski pozostały bez odpowiedzi.

Bezrobotny handlarz
Hiszpan o tym, że jego auto jest w Polsce, dowiedział się w 2009 roku. To właśnie wtedy polska policja zatrzymała do kontroli drogowej Pawła K., nowego właściciela audi. Kiedy okazało się, że pojazd jest kradziony, trafił na policyjny parking.

Wszczęto dochodzenie o paserstwo. Paweł K. zeznał, że auto nabył w styczniu 2007 roku w komisie w Gnieźnie od niejakiego Marcina L. Zapewniał, że działał w dobrej wierze. Przyznał, że zapłacił za audi ok. 43 tys. zł, ale kwota na fakturze, na życzenie sprzedawcy, została wielokrotnie zaniżona. Bo sprzedawca chciał zapłacić niższe podatki.

Przeczytaj: Uwaga na auta z Niemiec! Będzie zalew popowodziowych wraków

Sprzedawcą był 23-letni Marcin L. Na przesłuchaniu przedstawił się jako bezrobotny. Zeznał, że nie pamięta, od kogo kupił samochód w Niemczech, że może nawet nie widział tej osoby, że nigdy nie sprawdzał tożsamości sprzedawcy. Że chyba było tak, że kolega z Polski przywiózł mu jedynie umowę zakupu do podpisania. Marcin L. pamiętał jednak, że dla celów podatkowych znacznie zaniżył na fakturze wartość samochodu.

- Tak się wtedy robiło - twierdzi, wyraźnie speszony, w rozmowie telefonicznej.

Co prokuratura zrobiła z wątkiem zaniżenia wartości transakcji? - Nie przypominam sobie, byśmy kierowali jakieś zawiadomienie do urzędu skarbowego - mówi prok. Woźniak.

Ciekawe jest także, skąd Marcin L., w 2007 roku 23-latek, miał pieniądze na sprowadzenie różnych aut z zagranicy? On nie potrafił nam tego wyjaśnić.

- Nie wiem, co mam panu powiedzieć - mówi wyraźnie zakłopotany Marcin L.

Kim jest Jamil?
Z akt sprawy wynika, że Marcin L. kupił samochód na początku stycznia 2007 roku od niejakiego Jamila K. Kim jest ten mężczyzna? Nie wiadomo. Prokuratura tego nie ustalała.

- Bo nasze postępowanie dotyczyło jedynie wątku paserstwa, a nie kradzieży - tłumaczy nam prokurator Woźniak.

Zobacz też: Skasowane bmw chcieli sprzedać jako bezwypadkowe [ZDJĘCIA]

W grudniu 2009 roku prokuratura zatwierdziła decyzję o umorzeniu sprawy. Wraz z policją uznała, że Marcin L. działał w dobrej wierze, kupując samochód od tajemniczego Jamila. W dobrej wierze miał również działać Paweł K., który po kilkunastu dniach kupił samochód od Marcina L.

Policja wzywa Sancheza
Zanim sprawę umorzono, policja z Gniezna w kilku pismach, przez Interpol, pytała hiszpańską policję, kto odbierze samochód z parkingu: Sanchez czy inna osoba z Hiszpanii.

Gnieźnieńskie organy ścigania wiedziały bowiem, że auto przed kradzieżą miało hiszpańskiego właściciela. Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. W grudniu 2009 roku, tuż po umorzeniu sprawy, Sanchez przyleciał do Polski. Z tłumaczką pojechał do Gniezna. I choć policja chciała wydać mu auto, sprzeciwiła się temu prokuratura. Do domu wrócił więc z niczym.

Przeczytaj: Uwaga na auta z Niemiec! Będzie zalew popowodziowych wraków

- Tamte pisma z wezwaniem do odbioru audi były wyłączną inicjatywą policji. My nie mogliśmy wydać auta. Nie możemy rozstrzygać, któremu właścicielowi oddać samochód. To powinno zostać rozwiązane na drodze sądowej - podkreśla prokurator Woźniak.

Prokurator w grudniu 2009 roku, umarzając sprawę, uznał, że auto ma stać na płatnym parkingu strzeżonym. Znający tę decyzję Paweł K. zażalił się do sądu. Ale sąd zażalenie odrzucił. Uznał, że nie można oddać audi Pawłowi K,. skoro został ujawniony prawowity właściciel.

Samochód pozostał więc na parkingu strzeżonym. Po kilku miesiącach adwokat Pawła K. złożył jednak nowe pismo o wydanie auta. I jesienią 2010 roku prokuratura wydała auto. Dziś śledczy tłumaczą tamtą decyzję m.in. tym, że jego długie stanie na płatnym parkingu obciążało kieszeń polskiego podatnika. O decyzji o wydaniu samochodu Pawłowi K. nie powiadomili Hiszpana.

Od 2010 roku, do niedawna, w sprawie nic się nie działo. Paweł K. jeździł audi. A Jose Maria Lopez Sanchez właściwie stracił nadzieję na odzyskanie samochodu. Jednak niedawno kuzyn Sancheza poślubił Polkę, Edytę Niewińską.

Do sądu po kilku latach
- Podczas spotkania rodzinnego kuzyn męża, czyli pan Sanchez, gdy dowiedział się, skąd pochodzę, o wszystkim mi opowiedział. Poprosił o pomoc - mówi Edyta Niewińska.

Niedawno wraz z mężem Jesusem przyjechała do Polski. Oboje liczyli, że szybko wyjaśnią sprawę i wrócą do Hiszpanii audi. Ale tak się nie stało.

- Sami dotarliśmy do prokuratora Woźniaka. Powiedział nam, że teraz musimy wystąpić do sądu na drogę cywilną o ustalenie, komu należy się pojazd. Wskazał też, byśmy próbowali zawrzeć jakąś ugodę z Pawłem K. Przy czym zastrzegł, że ten mężczyzna nie należy do łatwych osób - relacjonuje Edyta Niewińska.

Zobacz też: Skasowane bmw chcieli sprzedać jako bezwypadkowe [ZDJĘCIA]

Dodaje, że prokurator powiedział im, że nie udało się ustalić, kto był złodziejem i paserem. Auto, jak wskazał śledczy, zanim trafiło do Polski, przechodziło przez różne ręce i miało poprzebijane numery.

Tymczasem, jak wynika z akt sprawy, polscy biegli badający samochód stwierdzili, że numery silnika i nadwozia nie były zmieniane.

Hiszpanie mają olbrzymie pretensje do prokuratury w Gnieźnie. Przede wszystkim o to, że potraktowała ich, jakby nie byli stroną w sprawie.

- Jestem grafologiem i z racji mojego zawodu mam częsty kontakt z hiszpańskim wymiarem sprawiedliwości. W moim kraju prokurator, który w ten sposób nie szanowałby praw jednej ze stron postępowania, zostałby surowo ukarany. Poza tym nie rozumiem, dlaczego samochód dostał Polak, a nie mój kuzyn, prawowity właściciel - mówi Jesus Ramon Davila Romero, kuzyn właściciela.

Przeczytaj: Uwaga na auta z Niemiec! Będzie zalew popowodziowych wraków

Hiszpanie złożyli zażalenie na postanowienie prokuratora z Gniezna o wydaniu auta Pawłowi K. Chcą też na drodze sądowej starać się o odzyskanie audi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Ukradli mu audi A6. Policja je odzyskała, a prokuratura... dała komuś innemu - Głos Wielkopolski

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski