Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Urszula Dudziak: Jestem bystra, atrakcyjna i pięknie wyglądam

Marek Zaradniak
Aby być w dobrej formie, trzeba włożyć w to trochę wysiłku. Umiarkowany fitness,  dużo gimnastyki i dużo chodzenia, a nie wożenie tyłka samochodem - uważa Urszula Dudziak (ur. 1943).
Aby być w dobrej formie, trzeba włożyć w to trochę wysiłku. Umiarkowany fitness, dużo gimnastyki i dużo chodzenia, a nie wożenie tyłka samochodem - uważa Urszula Dudziak (ur. 1943). BRUNO FIDRYCH / POLSKAPRESSE
Urszula Dudziak, pierwsza dama polskiego jazzu, opowiada o swoim życiu, mężczyznach, pasjach i muzyce.

Niedawno ukazała się Pani autobiografia "Wyśpiewam wam wszystko". Pamiętam jak o przygotowaniach do niej rozmawialiśmy 5 lat temu. Naprawdę potrzebowała Pani tyle czasu na napisanie swoich wspomnień?

Urszula Dudziak: - Z tym projektem huśtam się już nawet 10 lat. Jestem kronikarzem. Piszę pamiętniki i przyrzekłam, że wydam tę książkę. Było mi głupio, gdy tylu ludzi pytało się - Ula gdzie ta twoja książka? Najpierw przymierzałyśmy się z moją córką Kasią. Zrobiła ze mną wywiad rzekę, ale uznałyśmy, że nie tędy droga i zabrałam się do streszczania moich liczących 4000 stron pamiętników. Byłam przekonana, że zajmie mi to 10 lat i będzie to średniowieczna epopeja. Któregoś dnia Kasia powiedziała: - Mamo, napisz książkę tak jak prowadzisz koncert, czyli opowiadaj o swoim życiu. Anegdotki, historyjki, przygody. W pewnym momencie stwierdziłam, że Kasia ma rację. Teraz po wydaniu książki mam niezwykły oddźwięk i ludzie pytają - gdzie jest reszta jak "Szczęki 1", "Szczęki 2". Dlatego teraz będzie książka "Wyśpiewam wam wszystko 2", a może nawet "3". Jestem w szoku, bo takiej reakcji się nie spodziewałam, choć czułam, że w tej książce jest coś specjalnego, jest jakaś fajna energia...


Czytaj także:
Poznań: Zniszczony pomnik Krzysztofa Komedy [ZDJĘCIA]
Jan A.P. Kaczmarek chce zburzyć Arenę. Dlaczego? [CAŁY WYWIAD]

Bo Pani sama jest kobietą niezwykle energetyczną.

Urszula Dudziak: - Energetyczna, optymistyczna, radosna i to się jakoś przełożyło na tę książkę i ludzie odbierają ją nie tylko jako coś ciekawego, ale i terapeutycznego i w pewnym sensie pouczającego. Jak można sobie poradzić w życiu z dołami i jak się cieszyć niebem.

W książce mówi Pani o wielu sprawach, ale zacznijmy od mężczyzn. Przede wszystkim od Michała Urbaniaka.

Urszula Dudziak: - W 1963 roku byłam w Warszawie w szkole piosenkarskiej przy Pagarcie. Rano pod okiem profesorów ćwiczyliśmy dykcję i emisję głosu, a wieczorem prezentowałyśmy piosenki. W zespole, który nam akompaniował, był Michał Urbaniak. Wtedy zetknęłam się z nim po raz pierwszy, ale nic jeszcze pomiędzy nami wtedy nie zaiskrzyło.
A kiedy zaiskrzyło?

Urszula Dudziak: - Michał mi imponował, bo bardzo fajnie grał i fajnie wyglądał. Był duszą towarzystwa. Miał poczucie humoru. Był lubiany, ale dwa lata wcześniej odkrył mnie Krzysztof Komeda. Śpiewałam w Piwnicy pod Hybrydami. Michał też grał z Komedą. Lubiliśmy się, ale pierwszy raz zbliżyliśmy się do siebie i przyglądnęliśmy sobie prawie brzuszkami na pierwszym wspólnym wyjeździe za granicę do Danii z zespołem komercyjnym. Michał grał na saksofonie. Ja śpiewałam. Widziałam, że coś się z nim dzieje. Patrzył na mnie dziwnie. Miał maślane oczy i tak się zaczęło.

Jak długo byliście razem?

Urszula Dudziak: - W 1967 roku pobraliśmy się, a w 1985, a więc prawie po 20 latach rozstaliśmy się.

Jakie były powody rozstania?

Urszula Dudziak: - On zakochał się jak wariat. Oszalał na punkcie młodszej ode mnie aktorki. To był klasyk związany z kryzysem wieku średniego, jaki przechodzą mężczyźni. Teraz po latach Michał mówi: - Ula, ja byłem wtedy niedojrzały. Nie zdawałem sobie sprawy z kryzysu i tego, że można tak łatwo wpaść i życie sobie komplikować. Ja tak naprawdę nie wiem, czy on tego żałuje. Może gdzieś z perspektywy czasu. Ale to, co on przeżył, nie da się opisać, bo było to szaleństwo. Podobne do mojego szaleństwa z Jurkiem Kosińskim. Poza tym rozjeżdżaliśmy się też wtedy muzycznie. On wracał do mainstreamu, a ja uważałam, że po urodzeniu dwóch córek powinniśmy kontynuować muzykę, która się pięknie mieściła w amerykańskim businessie muzycznym i narobiła dużo szumu.

Ten jazz z elementami elektroniki?

Urszula Dudziak: - Dokładnie.

Jak poznała Pani Jerzego Kosińskiego?

Urszula Dudziak: - Poświęciłam mu w książce akapit "Walk On Bay". Na 10 lat przed poznaniem szliśmy chodnikiem naprzeciwko siebie i Jerzy, mijając mnie, spuścił głowę i onieśmielił mnie. Był już wtedy znany. Chciałam go zaczepić, bo bardzo mi się podobał. Fascynował mnie. Onieśmieliło mnie to, że spuścił wzrok w momencie, gdy go chciałam zaczepić. Zasmucona poszłam dalej. 10 lat później mój przyjaciel przyprowadził go do klubu Blue Note w Nowym Jorku, gdzie śpiewałam z moim świetnym amerykańskim zespołem. Po koncercie przysiadłam się do ich stolika. Siedziałam koło Jerzego i cały czas po prostu przechodził mnie prąd. Krępowałam się coś powiedzieć. Bałam się, że go zrażę….
A kiedy coś między Wami zaiskrzyło?

Urszula Dudziak: - Na początku mówił, że od razu się we mnie zakochał. Potem - że parę miesięcy później był taki moment, gdy spotkał mnie na ulicy. Szłam do któregoś z klubów i wtedy się we mnie zakochał. Tak więc nie wiem, kiedy naprawdę. Ale zdecydowanie zaiskrzyło coś między nami wtedy w klubie Blue Note.

Jak długo byliście razem?

Urszula Dudziak: - Prawie cztery lata.

Jaki to był związek?

Urszula Dudziak: - Jurek był człowiekiem niezwykłym. Jest postrzegany w sensacyjny sposób, ale nikt go nie znał takiego jak ja go poznałam: czułego, troskliwego, pięknego mężczyznę, który miał niezwykłe poczucie humoru. Był bystry, inteligentny, spostrzegawczy z nieprawdopodobną charyzmą, uwielbiany przez towarzystwo, w którym bywał. Dlatego chciałabym napisać książkę o nim, aby pokazać go przez pryzmat naszego związku. Bardzo go kochałam. On jest cały czas ze mną. Gdy coś piszę i czuję jakiś blok czy dziurę w głowie i nie wiem, co dalej to proszę Jurka i on mi pomaga. Czasami mi się śni i po raz pierwszy, gdy się go zapytałam, co sądzi o moim zamiarze napisania książki o nas, powiedział: Pisz, pisz, ja ci pomogę.

A potem był w Pani życiu Szwed Benght Dahloff.

Urszula Dudziak: - Nie jesteśmy już razem, ale pozostajemy w przyjaźni. Ja mam szczęście do swoich byłych. Bo oni tacy byli jacy byli i tacy są jacy są. A ja jestem taka jaka byłam i jestem jaka jestem. To był dla mnie trudny okres po śmierci Jurka. On był rodzajem terapii. Bardzo mi pomógł, ale drogi nasze się rozeszły. Jestem sama, ale mam wielu przyjaciół. Mnóstwo projektów i dwie bardzo fajne córki. Cały czas podróżuję po świecie. Jestem życiową wiercipiętą i jestem bardzo szczęśliwa. Pięknie wyglądam. Jestem bystra i atrakcyjna.

A inni mężczyźni w Pani życiu? Jaki wpływ miał Krzysztof Komeda? Wiem, że wyciągnął Panią z Zielonej Góry. Nieżyjąca już Zofia Komedowa powiedziała mi, że na przesłuchanie przyszła Pani w granatowym fartuszku i w pończochach w prążki.

Urszula Dudziak: - Krzysiu jest, bo on zawsze będzie z nami, jednym z tych gigantów jak Miles czy Gil Evans, którzy potrafią stworzyć w zespole klimat, magię. Miles powiedział kiedyś do muzyka, którego angażował: "Ja ciebie angażuję nie dlatego, że grasz tak a nie inaczej, ale dlatego, że wiem, jak możesz zagrać, grając ze mną". Dokładnie tak samo było z Krzysiem i Gilem Evansem. Oni tworzyli coś wręcz boskiego i wspinali się na najwyższe szczyty swojego grania. To było coś niesamowitego.
A Wojciech Fibak?

Urszula Dudziak: - Kocham go. To fantastyczny facet. Zaszczepił w nas bakcyla tenisowego. Gdy w latach 70. przyjechał do Nowego Jorku, zamieszkał u nas. Byliśmy jego groupies. Gdy grał gdzieś niedaleko - w Bostonie czy w Filadelfii - wsiadaliśmy w samochód i jechaliśmy za nim. Udawaliśmy, że jesteśmy jego ekipą. Wchodziliśmy zawsze na korty tenisowe za darmo i siedzieliśmy zawsze w loży. Przyglądaliśmy się mu z zachwytem, bo był po prostu naszym bratem. Myśmy też przecież wcześniej do Nowego Jorku pojechali na własną rękę. Przyświecał nam ten sam cel. On chciał zaistnieć na rynku tenisowym, a my na rynku muzycznym.

Tenis to jedna z Pani pasji. A inne?

Urszula Dudziak: - Chciałam się trochę przymierzyć do nart, ale, niestety, nie udało mi się i moimi największymi pasjami pozostają muzyka i tenis. W tenisa gram co najmniej raz w tygodniu. Biorę udział w turniejach tenisowych. Kocham to. A poza tym dużo się ruszam. Biegam, skaczę na trampolinie i na skakance. Moja menedżerka powiedziała, że jak będę miała sto lat, to wwiezie mnie na wózku na scenę i powie: Ula, drzyj się, drzyj. Myślę, że przewrócę się na scenie, ale moim zdaniem będę bardzo długo w bardzo dobrej formie.

Powiedziała mi Pani kiedyś, że Nowy Jork jest w nią wkodowany. Co to tak naprawdę znaczy?

Urszula Dudziak: - Mieszkałam w Nowym Jorku 30 lat. Nowy Jork jest dla mnie jak kochanek, który nigdy nie śpi. Tam dzieje się wszystko naraz. Tam trzeba przyjechać i po prostu wybierać. Bo tam jest nieprawdopodobny wybór wszystkiego. Gdy przyjechaliśmy do Nowego Jorku, taksówkarz zapytał nas, jak długo mamy zamiar zostać. Michał powiedział, że może pół roku. A on wtedy odpowiedział - zostaniecie dziewięć miesięcy, to tak jakby wam się urodziło dziecko. I już będzie z wami na zawsze. Tego nie da się wytłumaczyć, ale to jest niezwykłe miasto. A dla mnie zarazem miasto kojarzące się z bardzo pięknym okresem mojego życia. Oczywiście raz to miasto potrafi być piekłem, a raz niebem, ale żyje tam się intensywnie.

W Pani życiu więcej było nieba czy piekła?

Urszula Dudziak: - Piekła dotykałam szczególnie po rozwodzie z Urbaniakiem i po śmierci Kosińskiego. To mną bardzo wstrząsnęło. Mam bardzo mocny system obronny organizmu i wiedziałam, że to kwestia czasu i stanę na nogi i będę jeszcze silniejsza.
Pani największy przebój to "Papaya". Jaka była Pani reakcja, gdy okazało się, że do tej piosenki armia filipińska ćwiczy musztrę? Sprawia to frajdę?

Urszula Dudziak: - Śmiałam się do rozpuku. Cieszyłam się jak dziecko, gdy to zobaczyłam na klipie. Stwierdziłam: To niemożliwe. Wojen już nie będzie. Zadzwoniłam wtedy do Urbaniaka, do Kasi i była niesamowita radość. To było wzruszające i tak naprawdę nie wiadomo, dlaczego "Papaya" nagle powróciła.

Podobno zazdrości Pani córce Mice, że jest lepsza od niej?

Urszula Dudziak: - Mika ma syndrom związany ze swymi rodzicami. Staram się jej pomóc i tłumaczę, że jak nie umie śpiewać, to nie będzie, a okazuje się, że Mika śpiewa pięknie. Ma niesamowity timing i czarny feeling. Ja tego nigdy nie miałam. Poszłam w zupełnie innym kierunku. Kiedyś Mika powiedziała - mamo naucz mnie breaku z "Papai". Ćwiczyła i nie mogła się tego nauczyć.

Jest Pani ciągle pełna energii, choć lata mijają. Jaką ma Pani receptę na życie?

Urszula Dudziak: - Oczywiście, aby być w dobrej formie, trzeba włożyć w to trochę wysiłku. Umiarkowany fitness, bez przesady, dużo gimnastyki i dużo chodzenia, a nie siedzenia przy telewizorze czy komputerze, albo wożenia tyłka samochodem. Trzeba po prostu dbać o fizyczność, o ciało, ale i tak najważniejszy jest stan umysłu, bo jeżeli zdyscyplinujemy myśl, która kreuje nasze słowo i charakter oraz los, wtedy to, co pomyślimy, to się stanie. Taka jest prawda. Ja mówię, że mam szczęście. Oczywiście jest to szczęście, ale ja z optymistyczną myślą i dobrą energią przyciągam ludzi i ludzie mi chcą pomagać i sprawia mi to wielką radość. A ja im sprawiam też wielką radość, gdy im pomagam. To jest bardzo piękne i powoduje, że czujemy się wtedy potrzebni. To jest takie piękne sprzężenie zwrotne i wtedy jedna czy druga zmarszczka nie są ważne. Niech sobie będą, Ważny jest ów błysk w oczach. Kobieta może być atrakcyjna aż do śmierci. Widziałam Albertę Hunter, Murzynkę, która mając 84 lata, śpiewała w jednym z klubów w Nowym Jorku. Była uosobieniem seksu. Gdybym była mężczyzną miałabym erekcję.

Na początku powiedziała Pani, że planuje drugą część książki. Kiedy? Za rok, dwa? Czy może wtedy, gdy będzie Pani miała 84 lata?

Urszula Dudziak: - Ja jestem bystra jak woda. Wyjdzie w tym roku na Boże Narodzenie, a jeśli nie to w ciągu roku. A potem będzie książka o Kosińskim. Astrolog Leszek Weres mi to przewidział. Powiedział mi w 1996 roku, że gdy zwolnię tempo, to zacznę pisać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski