Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uszczupliłem, aby przytyć

Leszek Waligóra
Leszek Waligóra
Mam głębokie wyrzuty sumienia. Bo chcąc sobie ulżyć w cierpieniu, sprawdziłem w internecie parę faktów. I sprawdzanie tych faktów doprowadziło mnie do wniosku, że działając wspólnie i w porozumieniu, doprowadziłem Skarb Państwa do uszczupleń, które w najbliższych latach będą rosły i rosły.

Szkoda na razie jest jeszcze znikoma, ale do końca roku spokojnie przekroczy wysokość średniej krajowej, w ciągu najbliższych 10 lat przerośnie wartość samochodu, a jeśli pożyję wystarczająco długo – może i domu. Jeśli zaś namówię jeszcze kogoś do takich niecnych działań, szkoda dla Skarbu Państwa osiągnie wartości niebotyczne.

A zaczęło się tak niewinnie. Jakaś tam rozmowa. Zastanowienie. Może jeszcze nie czerwona lampka, ale już migające, jeszcze zielone, światełko. Trzeba było trochę posprawdzać, powertować, pogłówkować, dobrze to przemyśleć i przekonać samego siebie, że działanie jest słuszne. Że zyski będą większe niż straty.

Oczywiście, trzeba było znaleźć minusy. Są. Głównie towarzyskie, bo już parę osób ze mną nie rozmawia. A przynajmniej: rozmawia dużo mniej, bo jakby okazji ubyło.

Pierwsze dni były fatalne. Człowiek jednakowoż nie jest stworzony do takiej nerwówki.. Spać nie może. Jak już zaśnie – otwiera oczy nawet przed pierwszym tupaniem sąsiadów z góry. Każdy szelest, pukanie, a tu człowiek na baczność. Czy to już, czy to po niego. W środę serce w gardle. Przed domem trzy samochody, czarne mundury, a jeden z mundurowych nawet z pociesznym labradorem biega. Ja wiem, że tego typu psy do szukania substancji zakazanych są. Sąsiad na mnie, ja na sąsiada: po kogo przyszli. Bramę zastawili, żeby nikt nie uciekł. Ale odjechali. Zdaje się, że to jakieś spotkanie towarzyskie służb było.

Kolejne dni, a napór nie mija. Wtajemniczeni dopingują. Dopingują, ale nie wspomagają. Żeby tam ktoś jeszcze się przyłączył. Ale nie, w życiu. Jak by co, to oni w tym udziału nie brali. Jak się noga powinie, to może jednak paczką wspomogą.

Mijają kolejne dni. Stres spada. Nikt do drzwi nie zapukał. Zyski rosną. Wraz z zyskami, wraca apetyt. Żeby uspokoić skołatane nerwy, rozglądam się za wędką. Ale tu dopiero można się zdenerwować. Każdy radzi co innego. A postawą przeczy. Tak jak ten lekarz, co zapalając kolejnego papierosa tłumaczy, żeby pacjent rzucił, bo go to zabije.

To rzuciłem. Chwalę się publicznie, bo wstyd będzie (znów) wrócić. Ale chwalę się niechętnie, bo Skarb Państwa na tym traci. I nie będzie już 20 miliardów z akcyzy za papierosy. Przepraszam, panie ministrze. Lekarzy też przepraszam.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski