Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W KLA rewolucji nie będzie , ale pekaes czekają duże zmiany

Elżbieta Bielewicz
Elżbieta Bielewicz
Rozmowa z Mariuszem Wdowczykiem, prezesem Kaliskiego Przedsiębiorstwa Transportowego o kulisach konkursu na szefa spółki, szukaniu oszczędności i reorganizacji firmy.

Stanowisko prezesa Kaliskiego Przedsiębiorstwa Transportowego objął pan w atmosferze plotek i podejrzeń. I trudno się dziwić skoro miejsce to dostał pracownik Centralnego Biura Antykorupcyjnego, które to Biuro prowadziło kontrolę w kaliskim Ratuszu. Zbieg okoliczności? Czy może - jak wieść niosła - pomogły panu znajomości z wiceprezydentem Kościelnym...
- Muszę przyznać, że wywołane nieprawdziwymi insynuacjami, zdarzenia z czerwca i lipca br były dla mnie najbardziej przykrym i denerwującym zarazem doświadczeniem jakiego doznałem w ostatnim czasie, tak w życiu zawodowym, jak i prywatnym. Mogę jednak z pełną odpowiedzialnością zapewnić, że w przypadku konkursu na prezesa KPT znajomość z wiceprezydentem Kościelnym w niczym mi nie pomogła, bo znajomości tej, w takim kształcie w jakim zostało to przedstawione, zwyczajnie nie było. Rzeczywiście, faktem jest, że w latach 1994-1998 uczęszczałem do I LO im. Adama Asnyka, do którego uczęszczał również pan prezydent Piotr Kościelny. Wbrew nieprawdziwym twierdzeniom nie byliśmy jednak kolegami z jednej klasy. Owszem, tak jak wiele innych osób, znałem pana Piotra Kościelnego ze szkolnego korytarza, ale funkcjonowaliśmy w zupełnie innych środowiskach.Po ukończeniu liceum z Prezydentem Kościelnym nie miałem już żadnego kontaktu. Przez ponad 18 lat nie widywaliśmy się ani zawodowo, ani prywatnie. Spotkaliśmy się dopiero przy okazji konkursu...

To tylko słowa...
- Otóż nie! Nie jest tajemnicą, że przez 2,5 miesiąca CBA prowadziło w mojej sprawie skrupulatne postępowanie wewnętrzne, które miało na celu wyjaśnienie okoliczności mojego udziału w postępowaniu konkursowym na prezesa zarządu KPT w wielu kontekstach i na różnych płaszczyznach. Jestem przekonany, że w toku prowadzonych czynności wszystkie te okoliczności zostały wnikliwie prześwietlone. Ich rezultatem zaś był raport, który nie stwierdził przekroczenia przeze mnie żadnych procedur wewnętrznych,czy tym bardziej norm prawa karnego, gdyż naruszenie prawa jest jednocześnie naruszeniem dyscyplinarnym. Przystępując do konkursu, czyniłem to za wiedzą Szefa CBA, odpowiednio wcześniej informując go o swoich planach i prosząc o wyrażenie zgody na złożenie aplikacji. Co do innych weryfikowanych okoliczności, to one również nie mogły potwierdzić tezy o moich rzekomych kontaktach z prezydentem Kościelnym. Zaznaczę tylko, że do dnia 29 maja br. kiedy prezydent Kościelny zatelefonował do mnie z informacją, że dostałem rekomendację komisji konkursowej i rady nadzorczej nie miałem nawet jego numeru telefonu. Była to w ogóle nasza pierwsza rozmowa telefoniczna...

Czym więc przekonał pan do siebie komisję konkursową?
- Mam nadzieję, że innowacyjnością. Świeżym, analitycznym spojrzeniem na organizację zbiorowego transportu publicznego w Kaliszu, racjonalnymi propozycjami w zakresie nowych rozwiązań zapewniających wyższą jakość usług przewozowych, a przede wszystkim - przeniesionymi z wieloletniej obserwacji prywatnej firmy transportowej - pomysłami na minimalizację kosztów operacyjnych. W szczególności chodzi mi tutaj o obniżenie, stanowiących oprócz wynagrodzeń, kluczową pozycję obciążeń - tzw. kosztów eksploatacyjnych, przede wszystkim części zamiennych, oraz wydatków na usługi, np. ubezpieczenia. Zdaję sobie sprawę, że świadczenie usług w zakresie transportu zbiorowego przez podmioty publiczne, nie jest i nie będzie przedsięwzięciem rentownym, że usług tych nie uda się zrealizować bez rekompensaty samorządu, która w naszym przypadku zdecydowanie przekracza już ponad 10 milionów złotych. Moim priorytetem było więc przedstawienie możliwości obniżenia kosztów oraz realnego planu optymalizacji osobowego i rzeczowego potencjału spółek, tak by w przyszłości partycypacja ze strony miasta była możliwie jak najmniejsza.

Czy szukanie oszczędności będzie się wiązać także z redukcją zatrudnienia, bo to dla wielu pracodawców najłatwiejsza droga do podniesienia wskaźników?
- Jak wiadomo, jesteśmy w fazie istotnych zmian. Jeżeli na sesji Rada Miejska poprze proponowane przez nas pomysły na reorganizację transportu publicznego w Kaliszu, to od dnia 1 stycznia 2016 r. obecny Zarząd Dróg Miejskich przekształci się w nową jednostkę, tj. Miejski Zarząd Dróg i Komunikacji. Jednostka ta przejmie zadania w zakresie organizacji publicznego transportu zbiorowego. To miasto będzie analizować potrzeby transportowe mieszkańców, określać oczekiwaną siatkę połączeń, częstotliwość kursów itp. Oczekiwania te MZDiK będzie przedstawiał spółce KLA, który jako operator będzie musiał im podołać. Obejmując nowe zadania, MZDiK przejmie ze spółki również 17-18 pracowników, którzy dotąd realizowali je w KPT. Planowana reorganizacja nie pociągnie zatem za sobą cięć kadrowych. Ewentualne redukcje mogłyby się zdarzyć w przyszłości, np. w przypadku, gdyby miasto zdecydowało się na istotne ograniczenie pracy przewozowej, na chwilę obecną nie mam jednak żadnych informacji o takich planach. Podobnie rzecz ma się w przedmiocie cen biletów. Wszystkie te kwestie są na bieżąco analizowane z uwzględnieniem kompromisu społecznego i ekonomicznego, tj. kompromisu między oczekiwaniami mieszkańców, a możliwościami organizacyjno-finansowymi miasta i spółek transport.

Na razie w KLA rewolucji nie będzie, gorzej jednak z PKS. Tylko za ubiegły rok spółka ta zanotowała straty w wysokości ponad 3 milionów złotych. Czy dojdzie do jej likwidacji?
- Wszyscy chcielibyśmy jej uniknąć, ale nie ulega wątpliwości, że niezbędne ku temu jest podjęcie jak najszybszych, głębokich działań restrukturyzacyjnych, wspartych porozumieniem z najbliższymi nam samorządami, tj, starostwem powiatowym oraz gminami powiatu kaliskiego. Warto bowiem zwrócić uwagę na aspekt, że z PKS korzystają głównie mieszkańcy gmin, ale paradoksalnie, to mieszkańcy Kalisza ponoszą koszty utrzymania tej generującej straty spółki. Dlatego trzeba to zmienić. Moim zdaniem, mamy prawo oczekiwać, iż jednostki samorządu, na terenie których PKS świadczy swoje usługi również wezmą na siebie pewne koszty i będą partycypować w utrzymaniu tego przedsiębiorstwa. Pierwsze spotkanie w tej sprawie już się odbyło i jeżeli dobrze odczytuję intencje starosty i włodarzy gmin jest zgoda na realizację tego zadania. W najbliższym czasie samorządy otrzymają od nas wskaźniki ekonomiczne spółki oraz dane na temat rentowności linii przebiegających przez gminy, by na tej podstawie stworzyć wykaz własnych priorytetów transportowych i oszacować koszty swojego udziału w tym projekcie. Pragnę podkreślić, że jest też wstępna deklaracja prezydenta Kościelnego o partycypacji Kalisza w tych kosztach – m.in. za przebieg linii na terenie miasta. Głęboko wierzę, że przy aktywnym udziale starostwa powiatowego oraz gmin, podjęta przez prezydenta misja ratowania PKS – działającego pewnie już w nieco zmienionej formie organizacyjnej - jest do zrealizowania.

Gminy nie są jednak skore do dopłacania, do spółki miejskiej. Może się okazać, że tańsze będzie korzystanie z usług prywatnych przewoźników.
- Nie sądzę. W trakcie prowadzonych rozmów z samorządowcami staram się ich przekonać, że jest to myślenie krótkowzroczne. Po pierwsze dlatego, że uważam iż w dłuższej perspektywie czasowej przewoźnicy prywatni nie będą chcieli obsługiwać linii nieopłacalnych. Ewentualnie zaś realizowana obecnie jazda “po kosztach” lub po liniach nierentownych jest - moim zdaniem - wkalkulowana w obecną rywalizację z przewoźnikiem publicznym, obliczoną przynajmniej na ograniczenie jego działalności. Uważam też, że to właśnie PKS jest dziś stabilizatorem cen biletów. Jeżeli bowiem na rynku nie będzie konkurencyjnego PKS, to w niedługim czasie prywatni przewoźnicy zaczną samodzielnie dyktować ceny, które mogą być znacznie wyższe od obecnie proponowanych, a co szybko odbije się na kieszeni nie tylko samych samorządów, ale przede wszystkim mieszkańców gmin. Dlatego też zdecydowanie uważam, że uniknięcie likwidacji i dalsze utrzymanie kaliskiego PKS jest szczególnie istotne nie tyle z perspektywy miasta Kalisza, co przede wszystkim z punktu widzenia starostwa powiatowego oraz gmin powiatu kaliskiego.

Przed panem wiele zadań i to tak różnych od dotąd wykonywanych obowiązków...
- Nie oceniałbym tak tego. Już w pierwszym dniu funkcjonowania w KPT, KLA i PKS przestawiłem swój tok myślenia, tylko i wyłącznie w kierunku zadbania o interes tych spółek. Od zawsze funkcjonowałem przy firmie transportowej, która przecież przez lata stanowiła “źródło” mojego utrzymania. Dzięki temu zdobyłem kolokwialnie ujmując “gospodarskie spojrzenie na działalność firmy przewozowej. Przez lata doświadczałem tego, co teraz spotyka mnie w większej skali. Wszystkie dobre rozwiązania chciałbym zatem - oczywiście z zachowaniem wszelkich proporcji - transponować wprost na KPT, KLA i PKS. Praca w KPT daje mi ponadto satysfakcję o tyle, że dzięki temu po wielu latach spędzonych najpierw w Warszawie, a później także w Łodzi, mogłem wrócić w swoje rodzinne strony, z którymi wiąże przyszłość swoją i swojej rodziny; żony Karoliny i dwóch wspaniałych córek, Zosi i Marianny. To wszystko bardzo mocno pozytywnie nakręca mnie do wytężonej pracy, tym bardziej, że widzę spore pole do działania. Głęboko wierzę, że będzie to działanie zwieńczone sukcesem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski