Rekordowe pensje w Lechu mieli jak dotąd Hernan Rengifo, Semir Stilić i Bartosz Bosacki. Ricky Schanks, menedżer Peruwiańczyka potrafił wynegocjować swojemu podopiecznemu kontrakt w wysokości 250 tysięcy dolarów rocznie. To około 62,5 tysiąca zł miesięcznie. Niewiele mniej, bo po około 60 tysięcy złotych odbierają co miesiąc Stilić i Bosacki. Nie licząc oczywiście premii.
Czas, gdy w Lechu zarabiało się kilkakrotnie mniej niż w krakowskiej Wiśle, która słynęła z tego, że dawała swoim piłkarzom najwyższe pensje, dawno się skończył. Także zawodnicy Kolejorza nie mogą teraz narzekać na wysokość swoich zarobków. Dobrą koniunkturę w poznańskim klubie pierwszy wykorzystał Rafał Murawski. W ubiegłym roku Lech, chcąc przedłużyć z nim wygasający kontrakt i zarobić na transferze (co zresztą było bardzo opłacalne dla obu stron), musiał podnieść mu pensję do miliona zł.
W grudniu 2008 roku, by zatrzymać Marcina Kikuta i Grzegorza Wojtkowiaka, którym w czerwcu kończyły się kontrakty, Lech też musiał głęboko sięgnąć do kieszeni. Nieoficjalnie mówi się, że obaj obrońcy zarabiają teraz po 40-50 tysięcy zł miesięcznie . W zamian za to są do dyspozycji Kolejorza aż do 2012 roku.
Po zakończeniu poprzedniego sezonu nowe umowy podpisali Ivan Djurdjević i Dimitrije Injac. Zarobki tego drugiego wzrosły o 100 procent.
- Dima to prawdziwy profesjonalista. Zbudował sobie dobrymi występami naprawdę mocną pozycję w zespole - mówił po zakończeniu negocjacji jego menedżer. "Czarna robota" Dimy na boisku jest teraz wyceniana na 400 tys. zł za sezon.
W październiku podwyżkę dostał Jakub Wilk, który przedłużył kontrakt do 2013 roku.
- Jestem poznaniakiem, więc długo się nie zastanawiałem nad podpisaniem nowej umowy, tym bardziej że warunki mi odpowiadały. Oczywiście gdzieś w głowie pojawiają się myśli o wyjeździe za granicę, ale uważam, że mam jeszcze na to trochę czasu - powiedział wychowanek Lecha, który też zarabia około 40 tysięcy miesięcznie. Cztery lata temu, gdy trener Czesław Michniewicz wprowadzał go do pierwszego zespołu z drużyny rezerw, Kuba dostawał połowę tej sumy, ale przez... rok.
Na dużą podwyżkę na początku przyszłego roku może liczyć Sławomir Peszko. Nieoficjalnie mówi się, że może wskoczyć na poziom Kriwieca. "Peszkin" jesienią był motorem napędowym Lech i też deklaruje, że nie śpieszy mu się z wyjazdem na Zachód. Jego przeciwieństwem jest Robert Lewandowski, który teraz zarabia "tylko" 20 tysięcy złotych miesięcznie. "Lewy" chce latem opuścić Kolejorza, więc nic nie zapowiada, że zarząd zaproponuje mu wyższe wynagrodzenie. Na pensje dla piłkarzy, sztabu szkoleniowego i lekarskiego już teraz Lech wydaje blisko 17 mln. Dlatego, by zredukować koszty, poznański klub za wszelką cenę chce pozbyć się Rengifo, Golika, Handzica czy Henriqueza.
FLESZ: Elektryczne samoloty nadlatują.