Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W podkaliskim Opatówku mieszkają potomkowie ojca teatru

Elżbieta Bielewicz
Pani Janina Karamucka twierdzi, że Wojciech Bogusławski był jej praprapradziadkiem. Opowieści o sławnym Wojciechu przekazywano sobie w jej rodzinie z pokolenia na pokolenie.

Okazuje się, że Wojciech Bogusławski był nie tylko ,,ojcem polskiej sceny narodowej", ale także mężczyzną z wielkim upodobaniem do płci pięknej, której liczne przedstawicielki nie umiały się oprzeć jego urokowi. Świadczy o tym choćby liczba jego dzieci (ponoć dwadzieścioro), nie wszystkich ślubnych. A co najciekawsze, w podkaliskim Opatówku żyją jego potomkowie! Nie ma wprawdzie na to żadnych dokumentów, a jedynie ustne przekazy. Ale nie ma też powodu, by nie wierzyć w to, co zachowało się w ludzkiej pamięci.

- Wojciech Bogusławski był moim praprapradziadkiem - mówi Janina Karamucka, emerytowana nauczycielka historii z ZS w Opatówku. - A przynajmniej taką informację przekazali mi rodzice. O Wojciechu mówiło się w naszej rodzinie niezbyt często, ale też fakt, iż to nasz przodek przekazywano sobie z pokolenia na pokolenie. Ten zasłużony dla kultury polskiej człowiek widocznie niezbyt zasłużył się dla rodziny, bo jak już o nim wspominano, to nie najlepiej - śmieje się pani Janina.

O tym, że pani profesor Janina Karamucka jest prapraprawnuczką ,,Ojca polskiej sceny Narodowej", w Opatówku mówiło się od dawna. Ona sama o tym wspominała podczas lekcji, traktując te rodzinne opowieści jak ciekawostkę, która miała zachęcić jej uczniów do poznawania historii.

- Jestem dzieckiem wojny - dodaje pani Janina. - Nie pamiętam zbyt dokładnie domu dziadków. Ale świetnie pamiętam czasy stalinowskie. Ojciec mój miał szlacheckie pochodzenie i na dodatek był w AK, a to wszystko sprawiło, że nasze powojenne losy nie były najlepsze. Tułaliśmy się po Ziemiach Odzyskanych. W sumie mieszkaliśmy chyba w dziewięciu miastach. Żeby dostać się na studia z takim pochodzeniem jak moje, musiałam wyrobić sobie ,,dzikie papiery", z których wynikało, że jestem córką robotnika. Nic więc dziwnego, że wtedy rodzice niezbyt wiele mówili o przeszłości, by nas nie narażać. Ale dali nam solidne wykształcenie. Musieliśmy np. znać francuski i grać na pianinie. Pamiętam też, że zawsze w sytuacjach kryzysowych jechaliśmy do Grodziska Wielkopolskiego - naszego ,,rodowego gniazda".

Jak wspomina pani Janina dom w Grodzisku Wielkopolskim kupił ponoć właśnie Wojciech Bogusławski. Dom nie był duży, ale z przylegającym do niego kawałkiem ziemi. Budynek odrestaurował dziadek pani Janiny - Józef, a jej ojciec go rozbudował.

- Wiem, że Wojciech ze związku z moją prapraprababką miał ośmioro dzieci - dodaje pani Janina. - Rodzice mojego ojca mieli ośmioro dzieci, a mój tata powtarzał często ,,Wojciech też miał tyle". I choć dzieci Wojciecha były, jak to się wtedy mówiło, z nieprawego łoża, wszystkie uznał i dał im swoje nazwisko. Chłopcy dostali też jakieś wykształcenie, o dziewczynkach się nie mówiło. Niestety, on sam nie był wzorem ojca i opiekuna rodziny. Prababka pewnie sama się wszystkim zajmowała, a on może odwiedzał ją i dzieci od czasu do czasu właśnie w Grodzisku Wielkopolskim. Wojciech był wielkim Polakiem, czuł się potrzebny krajowi, a rodzina była na dalekim, drugim planie. Nie na darmo nazywano go królem teatru, ale i... królem życia! Dlatego też, wzorem dla nas był raczej dziadek, Wojciech Witkowski, ojciec mamy, patriota i powstaniec wielkopolski.

To prawda, że Bogusławski nie poświęcał zbyt wiele uwagi i czasu rodzinie. Wiadomo przecież, że już 1778 roku związał się na stałe z teatrem. Ceniony był jako aktor, ale nade wszystko jako organizator życia teatralnego w kraju. Przez okres 30 lat, pełniąc funkcję dyrektora teatru w Warszawie, Wilnie i we Lwowie, powołał do życia scenę polską w kilku ośrodkach, choćby Poznaniu i Kaliszu. W trosce o atrakcyjny repertuar w języku polskim, po utracie przez kraj niepodległości, napisał ok. 80 utworów. Jak donoszą źródła historyczne, znany był też z upodobania do płci pięknej, a i kobiety chętnie przebywały w jego towarzystwie. Wysoki i przystojny, przy tym sławny, skradł niejedno serce.

Jego żoną była Augusta Siegmund, urodzona w Lipsku , ewangeliczka i nauczycielka języka niemieckiego, którą poślubił w 1823 roku, i z którą miał troje dzieci. Ale wiadomo też, że miał trzy (oficjalnie stwierdzone) kochanki. Portrety dwóch z tych kobiet wisiały ponoć w jego pałacyku w Glinnie przy ul. Żelaznej. Z owymi paniami miał też gromadę dzieci (mówi się, że w sumie dwadzieścioro, ale czy to prawda?) Wszystkie honorowo uznał i dał im swoje nazwisko. Czy wśród owych trzech kochanek była także prapraprababcia pani Janiny?

- Ślady Wojciecha Bogusławskiego tropiła siostra mojego ojca - ciocia Marta - mówi pani Janina. Poświęciła się bez reszty szukaniu dokumentów, wpisów, które potwierdziłyby, że naszym przodkiem był wielki Wojciech Bogusławski. I ponoć takie ślady znalazła, ale wraz z jej śmiercią wszystko przepadło. Jedynym materialnym dowodem na obecność Wojciecha w naszej rodzinie jest atlas geograficzny w języku niemieckim, oprawiony w skórę, w którym jest wpis wykonany jego ręką ,,Własność Wojciech Bogusławski". Pismo miał piękne, zamaszyste, ostro zakończone. Atlas jest w posiadaniu mojego brata. Brat kiedyś wspomniał, że należy podjąć dzieło cioci Marty i odszukać ślady Wojciecha. Trzeba się tym zająć...

ZiemiaKaliska.com.pl Dołącz do naszej społeczności na Facebooku!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski