Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W sobotę Lednica wchodzi w dorosłość. Na osiemnastkę będą fajerwerki

Karolina Koziolek
W tym roku Lednica wchodzi w dojrzałość, jest organizowana po raz 18. - Bierzemy te fajerwerki czy nie - pyta koordynatorka spotkania, wpadając do biura o. Góry z telefonem. - Nie wiem - waha się, a dziewczyna czeka z telefonem w ręce. - A, bierzemy. Nie mamy tortu, więc będą fajerwerki - po sekundzie jest decyzja

Na pozór ruch, chaos, spontanicznie podejmowane decyzje, czasem niemałe kwoty, ale w rzeczywistości profesjonalizm, rzetelność i lata doświadczenia. Jeśli potknięcia, to tylko takie jak kiedyś z balonem. Kiedy wzniósł się w górę, a z kosza rozsypały się prezenty dla uczestników i okazało się, że drugiej strony widnieje logo producenta piwa…

Zobacz też: Lednica 2014: 18. spotkanie młodych już w sobotę [PROGRAM]

- Ojciec Góra krzyczał wtedy przez mikrofon, że to nie nasz balon - wspomina Andrzej Ranke, od początku z Lednicą związany, dziś adiunkt w Wyższej Szkole Nauk Społecznych i Dziennikarstwa. - Wszyscy się śmiali, ale wiem, że przed biskupami najadł się wstydu.

Dziś organizacja Spotkań Lednickich to rutyna. Okraszona zapałem i spontanicznością żółtodziobów, których o. Jan Góra uwielbia wystawiać na pierwszy ogień. - Może sobie na to pozwolić, bo z boku czuwa on sam i kilkudziesięciu fanatyków Lednicy, którzy w razie czego uratują sytuację. Między innymi ja - uśmiecha się Ranke.

Wspomina, że pierwsze spotkanie było wzorowane - pod względem rozwiązań logistycznych - na pielgrzymkach papieskich. - W 1997 r. to były świeże doświadczenia. Dlatego Lednica od początku, była pod tym względem profesjonalna. Sektory, wyjścia ewakuacyjne, sektory dla vipów i gości. Mieliśmy dobrych doradców. Z tym nie było problemu - opowiada.

Dużo większym zmartwieniem podczas pierwszych wizyt było to, czy ktoś przyjedzie. - To było jedno wielkie ryzyko - ocenia krótko o. Jan Góra. - A w ryzyko nikt nie chce wejść. Wszyscy się bali, że się wygłupimy, że się tylko ośmieszymy - mówi po 18 latach.

Tak się jednak nie stało. Na pierwszą Lednicę w 1997 r. przyjechało już 20 tys. osób. Miał się pojawić papież.
- Byłem wtedy za krótki, nic nie znaczyłem, to się nie mogło udać - komentuje po latach dominikanin.
W 1998 r. było już dwa razy tyle młodzieży. W kolejnym roku ta liczba znowu się podwoiła (70 tys. osób). Rekord padł w 2004 r. Wówczas na spotkanie przyjechało 160 tys. młodych ludzi z całej Polski. To był pik, po którym liczba uczestników zaczęła spadać, ale wciąż jest wysoka. Według oficjalnych danych Ruchu Lednickiego w ubiegłym roku na spotkanie przyjechało 80 tys. młodych, w tym 1700 księży.

To nadal duża liczba, ale niektórzy wieszczą koniec Lednicy. Z resztą tak było od początku. Wielu było takich, którzy mówili, że się nie uda. Podobnie dwa lata temu, kiedy o. Jan Góra został odwołany ze stanowiska duszpasterza akademickiego, a to właśnie jako duchowy opiekun studentów stworzył Spotkania Lednickie. Wiele osób, także sam dominikanin, zastanawiało się, jak bez "żywego" kontaktu ze studentami uda się pociągnąć dalej tak wielkie przedsięwzięcie.

Okazało się jednak, że ludzie jak kręcili się po pokoju o. Góry, tak się kręcą. Pod tym względem nic się nie zmieniło.
- Charyzma - stwierdza Aleksandra Leszczyńska, która mimo że trudno ją nazwać weteranką, została w tym roku wyznaczona na rzecznika prasowego Lednicy. - Jeszcze jako licealistka potrafiłam spędzać u ojca Góry całe dnie w czasie ferii zimowych. Tu ciągle coś się działo. Bez przerwy ktoś przychodził, dzwoniły telefony, a my wiele z nich musieliśmy odbierać. Uczyliśmy się w ten sposób życia - opowiada.

Ola wspomina, że jak przychodziła na 8 rano na jutrznię, tak zostawała do wieczora.
- Po jutrzni było śniadanie, a potem potrafiłam siedzieć i tylko się przyglądać. Już samo to było fascynujące. Czułam, że mam kontakt z wielkim światem. Były mejle do sekretarza papieża, telefony do biskupów z całej Polski, aktorzy, dziennikarze, pisarze, profesorowie. Nigdzie indziej nie mogłabym tego przeżyć - opowiada.

Ola od dwóch lat studiuje położnictwo na Uniwersytecie Medycznym i już martwi się, że w przyszłym roku Lednicę będzie musiała trochę odpuścić, bo czeka ją egzamin zawodowy na zakończenie studiów.

- Dostałam tu bardzo wiele - mówi i dodaje, że jeśli tylko o. Góra pozwoli, to w kolejnych latach też chciałaby pełnić funkcję rzecznika. - Choć wcale nie byłam "dobrze rokująca", za mną godziny ćwiczeń. Ojciec ciągle mnie strofował, że mówię zbyt nudno i jednostajnie, że mam fatalną intonację. Więc ćwiczyłam - mówi z uśmiechem.

Nawet słowa pożegnania były ćwiczeniem. - "Ojcze, nie mogę dziś przyjść na mszę, ale jak skończę wcześniej zajęcia, to postaram się być". Musiałam mówić to, pieczołowicie intonując, aż w końcu któraś wersja zyskiwała jego akceptację i pozwolił mi odejść - śmieje się.
Ojciec Góra lubi oglądać czyjś wysiłek i pięcie się w górę, zawsze powtarza, że zależy mu na "wychowaniu" ludzi zdolnych do miłości, z wiarą w Boga i w siebie.

- Dobry przykład to Waldek, choć nazwiska nie podam. To było lata temu. Ojciec uczynił go głównym koordynatorem spotkania, a był to chłopak łatwowierny i bardzo zakręcony. Zdawałoby się przeciwieństwo głównodowodzącego. Kiedyś w trakcie przygotowań, tuż przed spotkaniem Lednickim, zadzwoniliśmy do niego w nocy, mówiąc, że złomiarze odpiłowują Bramę Rybę. Był przerażony, chwilę mu zajęło, żeby się zorientować, że żartujemy - opowiada Andrzej Ranke. - Dziś Waldek ma swoją firmę i jest świetnie prosperującym informatykiem - pointuje opowieść.

Wspólny mianownik ludzi, którzy kiedykolwiek byli zaangażowani w Lednicę, to odpowiedzialność, wytrwałość i pokora.
- Pokora jest potrzebna, żeby wytrzymać krytykę ze strony ojca, której jest niemało. Ale dla mnie to jedyny człowiek, którego krytyka ewidentnie wynika z miłości, a nie z czystej złośliwości czy zazdrości. On krytykując, nie obraża - mówi Aleksandra Leszczyńska.

Ojciec Jan Góra zaznacza, że Lednica skumulowała wysiłek intelektualny, duchowy i fizyczny wielu szlachetnych ludzi.
- Co ksiądz prymas Józef Kowalczyk odchodząc docenił i odznaczył medalem "za zasługi dla narodu" - mówi. - Ja dystansując się wewnętrznie od przypisywanych mi zasług, dzielę otrzymane wyróżnienie z całym zespołem tworzącym Lednicę - mówi i równocześnie podkreśla, że dla niego istotą tych wszystkich wysiłków jest przekazanie młodym ludziom, którzy tam przyjeżdżają, motywów życia i nadziei. Mówi, że przechodzącym przez Bramę Rybę przypomina, że są kochani i robi to świadomie, bo wie, że człowiek musi wiedzieć, że jest kochany, bo jeśli wie, to jest mocny.

O Lednicy należy mówić jako trwałym elemencie polskiego krajobrazu duszpasterskiego. Coraz więcej osób bierze za nią odpowiedzialność. - Ja mogę siedzieć tu w Poznaniu i doglądać - żartuje o. Jan. Na potwierdzenie tych słów wpada Małgorzata Grzebińska, koordynatorka spotkania i raportuje o kolejnych etapach przygotowań. Za chwilę wchodzi o. Mirosław Nowak, współbrat z klasztoru wracający właśnie spod Ryby i opowiada, że w tym roku chłopcy przygotowujący pole przeszli samych siebie.

- Jest środa, a oni są gotowi z tym, co zwykle robili w piątek - mówi. I na tym nie kończy zachwytów nad lednicką młodzieżą. - W tej chwili na polu jest 80 osób. Wszystkich 80 przyszło na mszę i wszyscy do komunii - wylicza zachwycony.
Oprócz nich na polu jest pani Koszewska i robi nasadzenia kwiatków oraz Janusz Kocięcki, były dyrektor poznańskiego zoo, on również z Lednicą związany jest od początku. Teraz ma ponad 80 lat.
- Najmłodszy obecny w czasie przygotowań na polu ma pół roku - uzupełnia o. Mirosław.

- Gdybym miał powiedzieć, jak przez te osiemnaście lat zmienili się ludzie przygotowujący Lednicę, to powiedziałbym, że my na początku głównie słuchaliśmy i chłonęliśmy, baliśmy się nawet zadawać pytania, staraliśmy się wszystko zrozumieć - opowiada Andrzej Ranke. - Teraz młodzież ma mniej cierpliwości - mówi.

Ale jak widać, jest niezmiennie skuteczna i szlachetna w tym, co robi...

Tegoroczne spotkanie odbywa się pod hasłem "W imię Syna" i poświęcone jest synostwu. Mszę będzie celebrował nowy prymas abp Wojciech Polak, w dniu swojego ingresu na stolicę prymasowską w Gnieźnie. Lednica to jednak nie tylko czerwcowe spotkanie, swoje spotkanie maja także maluchy z rodzicami, seniorzy, a nawet motocykliści. Oprócz tego są wakacje, na które można się zapisać - zarówno w ośrodku nad Lednicą, jak i Hermanicach. Warto to sprawdzić na stronie lednica2000.pl

- Jeśli nawet wyczerpie się formuła tych spotkań, to nigdy nie wyczerpie się formuła formacji. Miłości trzeba się uczyć - podsumowuje o. Góra.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski