Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wakacyjne gadżety pradziadków

Karolina Sternal
Janusz Skrzypczak z Leszna w swoim antykwariacie ma wiele starych pamiątek.
Janusz Skrzypczak z Leszna w swoim antykwariacie ma wiele starych pamiątek. Karolina Sternal
Kubki z wakacyjnym widoczkiem to nowy wynalazek? Ależ skąd! Pamiątki to był poważny przemysł już w czasach, gdy panie na plażę wychodziły ubrane od stóp do głów.

Za każdym razem jest tak samo. Jeszcze w domu, podczas pakowania walizek, zapowiadamy, że tym razem żadnych pamiątek. Żadnych figurek, czapeczek, wazoników, widoczków z pozdrowieniami z gór czy znad morza, dupereli, które nie wiadomo, do czego służą. Jednak, gdy już jesteśmy na miejscu, gdy spacerowym krokiem przemierzamy miejscowość, w której spędzamy wakacje, to po prostu nie możemy się oprzeć. Coś jak magnes ciągnie nas do straganów i sklepików pełnych dokładnie takich rzeczy, jakich przyrzekliśmy się wystrzegać. Bo jak tu się oprzeć dzbanuszkowi z pięknym widoczkiem, zabawnemu stworkowi ze sznurków czy odlotowej rybce z muszelek i mieniącej się masy perłowej. Tak tandetnych, że aż pięknych! Ambitniejsi z nas, którym nadal gdzieś tam w głowie kołaczą echa przedwyjazdowych zapewnień, sami siebie przekonują, że ten ręcznik z palmą i morskimi falami, to naprawdę przyda się w domu, choć w istocie w łazience wieszają tylko gładkie ręczniki.

Czytaj także:
Tarnowo Podgórne: Pamiątki po Janie Pawle II w mobilnym muzeum
Poznań: Unikalne pamiątki związane z walkami o Zamek w 1945 roku

Gdy wreszcie nasz wakacyjny pobyt dobiega końca, to nadal pełni dumy pakujemy nasze skarby w przeświadczeniu, że tym razem, to był strzał w dziesiątkę. Jednak w domu, gdy stojąc z tym cudem w ręce, zaczynamy szukać jakiegoś skrawka wolnej przestrzeni, to znowu powraca dobrze nam znana myśl sprzed wakacji - już nigdy żadnych pamiątek!

Ale czy na pewno? A może nie ma co się zarzekać, bo przecież pamiątki to nieodłączna część wakacji, jak wspomnienia, zdjęcia i opalenizna. To rodzaj rytuału, którym poddawali się już nasi pradziadkowie i któremu chcąc nie chcąc, także my musimy się poddać, aby wakacje były prawdziwymi wakacjami.

- I niech tak będzie zawsze, po wieki wieków - śmieje się Janusz Skrzypczak, antykwariusz z Leszna. - To dzięki pamiątkom z wakacji czy podróży możemy po latach zobaczyć często coś, czego już nie ma w naszej rzeczywistości. Możemy sobie wyobrazić, jak te wakacje niegdyś wyglądały i zorientować się, gdzie je spędzano.

Wakacyjne pamiątki to zaledwie część ogromnego zbioru przedmiotów sprzed lat, jakie w swoim domu zgromadził leszczyński antykwariusz. Jednak wystarczy kilka chwil, aby na stoliku, przy którym siedzimy, pojawiły się przedmioty, których urok oczarowuje.
- To suszka, czyli poduszka do osuszania pisma napisanego ręcznie przy pomocy pióra i atramentu - zwięźle odpowiada gospodarz. - Dawno temu każdy, kto zajmował się pisaniem zawodowo bądź też prowadził prywatną korespondencję, posiadał na biurku taki zestaw, można to nazwać przyborami do pisania, wśród których była także suszka. Półokrągły spód suszki z przytwierdzoną do niego bibułą przykładało się np. do listu i trzymając za rączkę, kołyszącym ruchem osuszało się nadmiar atramentu. Suszka była wtedy przedmiotem bardzo powszechnym w użyciu. I pewnie dlatego uznano, że świetnie nadaje się na pamiątkę z wakacji.

Ta z antykwariatu w Lesznie jest z białej porcelany, na której zostały naklejone kolorowe kalkomanie. Są to widoki znad Bałtyku - wiejska ulica, rybackie łodzie i molo. A ponieważ suszka pochodzi z początku poprzedniego wieku, wszystkie napisy są po niemiecku.

- Nawet jeśli pamiątka dotyczyła polskiej miejscowości, to w czasach zaborów wyłącznie w zaborze austriackim można było spotkać polskie napisy. Dlatego na tych dwóch widokówkach podklejanych do szkła z Jasnej Góry i Krakowa napisy są po polsku. U nas, w Wielkopolsce wszystko było po niemiecku - wyjaśnia Janusz Skrzypczak.

Ale po odzyskaniu niepodległości na pamiątki wraca język polski . Na kobaltowym wazoniku można zobaczyć widok, którego dzisiaj już nie ma, choć pamięć o nim pozostała.

- To panorama nieistniejącego już mostu na Chwaliszewie. Mimo że zakole Warty w tym miejscu dawno już zostało zasypane, a na Śródkę prowadzi ulica, to nadal wielu poznaniaków mówi, że idzie przez most na Chwaliszewie - opowiada Skrzypczak. Na porcelanowym obrazku widać z kolei - jak głosi polski napis - panoramę "Zamku Królewskiego".

Pisane po niemiecku są natomiast pozdrowienia i nazwy polskich miast na kubkach z widokami ze Wschowy - Fraustadt i Wambierzyc - Albendorf czy na szklanym bucie z Krotoszyna - Krotoschin, będącym oryginalną szklanką do piwa opatrzoną piękną panoramą tego miasta sprzed I wojny światowej.

- Wszystkie te przedmioty są przykładami tego, że jeśli chodzi o metody wytwarzania pamiątek, czy jak byśmy dzisiaj powiedzieli, także gadżetów promocyjnych, to tak naprawdę niewiele się zmieniło. No, może poza materiałami. Zamiast plastiku i innych, często dość tandetnych tworzyw, wtedy pamiątki robiono z porcelany, fajansu, szkła, drewna, metalu - wyjaśnia Janusz Skrzypczak.

Zazwyczaj zajmujący się handlem pamiątkami zamawiali np. w którejś z hut szkła czy fabryk ceramiki na Dolnym Śląsku, różnej wielkości kubki, kufle, puzderka, wazoniki, szklanki, figurki. Po odebraniu towaru, w jakimś miejscowym warsztacie naklejano kolorowe kalkomanie, które były ręcznie podmalowywane. W ten sposób uzyskiwano efekt błyszczących, złotych ornamentów, które przydawały pamiątce szyku, a umieszczony na na niej widok zyskiwał dodatkowy blask.
Dokładnie tak samo było także w przypadku tych pamiątek. Gdy spojrzy się na sympatyczną mordę i łaciate ciało krówki, trudno się oprzeć pokusie, aby taki gadżet stanął u nas w kuchni.

- Potocznie nazywano je grisówkami, od niemieckiego słowa "Grüße" - pozdrowienie. Takie krówki, które służyły jako dzbanuszek na śmietanę, a większe na mleko, są z resztą produkowane do dzisiaj - mówi antykwariusz. - Ta moja pochodzi z Godesbergu, miejscowości położonej 20 kilometrów od Kolonii, ale w rodzinie jest także taka grisówka z Osiecznej koło Leszna.

Jak w praktyce należy obsługiwać krówkę - grisówkę? Na jej grzbiecie jest otwór, którym wlewa się do środka śmietanę lub mleko. Gdy chcemy np. zabielić kawę, to chwytamy za zawinięty ogon, który jest rodzajem uszka tego pamiątkowego dzbanka i przechylamy łeb krówki nad filiżanką. W ten sposób z jej mordy wypływa wprost do kawy śmietana lub mleko.

- Takie krówki również produkowano masowo, a już w konkretnych miejscowościach wypoczynkowych na bok naklejano kalkomanię z pozdrowieniami. I pamiątka gotowa - dodaje Janusz Skrzypczak.

Równie ciekawym gadżetem sprzed wieku jest - ale tylko na pierwszy rzut oka - mała, porcelanowa lornetka. Jednak w rzeczywistości to pojemniki na sól i pieprz w kształcie lornetki z widokami z Lundorstadt. Oprócz wersji kuchennych były także wersje biurowe lornetek. W tym wypadku w jednym pojemniku trzymano atrament do pisania piórem, a w drugim piasek do posypywania gotowego pisma. Jeśli więc ktoś z pobytu nad Bałtykiem przywiózł sobie taką lornetkę, do tego opisywaną wcześniej suszkę oraz przycisk do papieru, to miał pamiątkowy komplet przyborów na biurko, dzięki którym każdego dnia mógł wracać pamięcią do wakacji.

Wśród wielu pamiątek w leszczyńskim antykwariacie znaleźć można także drewnianego ni to krasnala, ni to górala z szeroko otwartymi ustami. Można przypuszczać, że ta pamiątka to pojemnik na wykałaczki. Z drewna są także popularne i dziś góralskie laski oraz oprawy do rodzinnych albumów na zdjęcia z motywem szarotki. Innym, bardziej dyskretnym drobiazgiem z podróży jest metalowy przedmiot, w którym można było schować pudełko zapałek. Dzięki tej oprawie, zamiast pospolitego kartonika, na stole leżał metalowy przedmiot z widokiem ze Sztokholmu.
Pamiątkami były również szklaneczki zdrojowe, gdyż często wakacje służyły poratowaniu zdrowia. Dlatego wyjeżdżano do wód, czyli do uzdrowiskowych kurortów, gdzie z pięknie ozdobionych szklanek, odpoczywając w pijalni lub podczas spacerów po zdrojowym parku, sączono wody mineralne. Równie szlachetną pamiątką jest puzderko z dwóch złączonych mosiądzem muszli perłowych. Sądząc po asortymencie współczesnych nadmorskich stoisk, moda na muszle i drobiazgi z nich zrobione, nie przemija. Może jedynie brakuje tego ręcznego kunsztu, który tej starej pamiątce z muszli nadaje wyrafinowania i smaku.

- Jest także jeszcze jedna, ale mająca chyba poważniejsze znaczenie różnica. Zachęcam do dokładnego przyjrzenia się współczesnym pamiątkom z wakacji - mówi Janusz Skrzypczak. - Często jest tak, że choć na wierzchu mamy pozdrowienia znad Bałtyku czy spod Giewontu, to tak naprawdę nasza pamiątka jest "Made in China". Niby zasada ta sama, co przed wiekiem. W jednym miejscu robi się te wszystkie kubki, figurki, puzderka, a w innym nadaje się im ostateczny szlif. Tyle tylko, że wtedy i z jednego, i z drugiego zysk pozostawał u nas. Ale cóż, takie mamy czasy i być może, że za sto lat także te współczesne pamiątki będą zachwycały naszych wnuków i prawnuków. Dlatego zachęcam, mimo wszystko, warto przywieźć sobie pamiątkę z wakacji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski